Nasze lęki

1.3K 103 77
                                    

Transport kolejowy na Węgry, również idzie przez tereny Czechosłowacji, jednak nie potrzebuję na niego jej zgody, ponieważ mam pozwolenie odgórne, które i tak obecnie nie wystarcza. Zamiast iść na to niezręczne spotkanie, mogłabym się starać o zgodę z Kremla na transport ciężarowy i zwiększenie kolejowego, ale zapewne musiałabym czekać na to miesiącami... a poza tym nie wiadomo czego ta ruska szkarada, by za to chciała.

Na szczęście Czechosłowacja zgodziła się wysłuchać mnie w Cieszynie, naszym "wspólnym" mieście. W dwudziestoleciu międzywojennym cały czas sprzeczałyśmy się o Śląsk Cieszyński. Najpierw ona, wkrótce po wojnie weszła na moją część tej krainy, tłumacząc to koniecznością zapobiegnięcia przeprowadzanych przeze mnie "bezprawnie" wyborów, do tego jeszcze poskarżyła się Francji i te tereny, jak i samo miasto, podzielono między nas bez plebiscytu. Później ja, kiedy Szwab oraz duet lojalnych sojuszników rozmawiali sobie w Monachium na temat podziału jej ziemi, odebrałam to, co uważałam za moje. Węgry też wtedy zabrał kawałek południowej Czechosłowacji, który wcześniej był jego częścią, ale nasza sąsiadka dostała go nieuczciwie po traktacie w Trianon. Ta, dlaczego miałaby nie zgodzić się nam pomóc?

Ponieważ nie mogę przekroczyć granicy, dokładnym miejscem naszej "schadzki" jest Wzgórze Zamkowe, znajdujące się nieopodal Olzy. Obecnie skupiam swoją uwagę na pokrytej śniegiem rotundzie, aby odwrócić swój umysł od myśli na temat tego, co może pójść źle.

- Ekhem... więc... w jakiej sprawie chciałaś się spotkać? - słyszę dobrze znany mi głos. Odwracam się, aby ujrzeć trochę niższą ode mnie kobietę z wyraźnie zirytowanym wyrazem twarzy. Tylko tyle? Czyli ma dobry humor.

- Czechosłowacjo, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że zgodziłaś się przyjść! - ogłosiłam entuzjastycznie, zbliżają się do niej, aby uścisnąć jej dłoń. Ta niepewnie odwzajemniła mój gest, cały czas bacznie mnie obserwując.

- Wracając, czego chcesz? - powiedziała, wbijając we mnie ślepia, jakby się zastanawiała czy to na pewno jestem ja. Fakt, nasze spotkania zwykle są bardziej... oschłe.

- Drobnej przysługi, nawet nie przysługi, tylko małego pozwolenia... - mówiłam z dozą niepewności - Nic nie będzie cię to kosztować, wypiszesz mi pewien papierek i już mnie nie ma! - dokończyłam, moja rozmówczyni tymczasem podniosła pytająco brew. - Potrzebuję zezwolenia na przewóz paru rzeczy przez twój kraj - odpowiedziałam.

- Jakich paru rzeczy? I po co? - rzuciła w moją stronę, a na jej twarzy pojawiła się nutka zdenerwowania. 

- Nie słyszałaś może o powstaniu na Węgrzech? Ludziom przyda się pomoc... - rzekłam, a moja nadzieja na pozytywne rozpatrzenie sprawy znika coraz szybciej.

- Co ZSRR na to? I czemu nie pójdziesz z tym do niego albo do Moskwy? - zapytała, coraz bardziej się niecierpliwiąc.

- Nie obchodzi go to, dopóki nie przekroczę granicy i nie mam zamiaru płaszczyć się przed tym mordercą ani jego stolicą - warknęłam cicho.

- Dlatego prosisz mnie? - powiedziała w pytającym tonie.

- Tak - rzuciłam szybko. Bo ciebie nie nienawidzę całym sercem. I płaszczenie się przed tobą jest mniej poniżające oraz ty nie będziesz mi tego wypominać przy każdej okazji. Chyba.

- Dlaczego miałabym to zrobić? - wysyczała, a jej cierpliwość już jest na granicy. Moja droga, nie widzisz, jak się staram?

- Bo bardzo ładnie cię o to proszę? - nie mogę uwierzyć w to, co mówię.

- Nie - oznajmiła oschle. Kurwa, nie rób mi tego.

- No ej, nie bądź taka, przecież razem toniemy w tym komunistycznym szambie, pomóż towarzyszom niedoli - mówię w niecodziennie błagalnym tonie, jakby mnie Szkop teraz widział, to nie dałby mi żyć przez następny wiek.

Rewolucja 1956 / hunpol / countryhumansWhere stories live. Discover now