Smutno mi Boże

967 51 9
                                    

Smutno mi, Boże! - Dla mnie na zachodzie
Rozlałeś tęczę blasków promienistą;
Przede mną gasisz w lazurowej wodzie
Gwiazdę ognistą...
Choć mi tak niebo ty złocisz i morze,
Smutno mi Boże!*

Młody mężczyzna oparł się o burtę i spojrzał na bezkres oceanu przed sobą. Zapatrzył się na tonące słońce rozlewające wkoło najcieplejsze barwy świata. A promienie padające na jego bladą twarz przywodziły na myśl muśnięcia palców kochanka. Wypełniające wewnętrznym spokojem. Pozwalające na przymknięcie oczu i oddaniu się najskrytszym myślom.

Nagle poczuł jak ktoś obejmuje go w pasie. Obrócił się. Jednak przy nim nikogo nie było. Jeno marynarze krzątali się za jego plecami. Nagłe poczucie całkowitego osamotnienia ogarnęło młode serce. Czuł je wyraźnie, niczym w dniu, w którym wyjeżdżał z rodzinnego domu, aby mu się żadna krzywda nie stała. Lecz uczucie to przerastało tamto wspomnienie. Nawet za najdroższą matulą tak nie tęsknił.

Jak puste kłosy, z podniesioną głową,
Stoję rozkoszy próżen i dosytu...
Dla obcych ludzi mam twarz jednakową,
Ciszę błękitu:
Ale przed tobą głąb serca otworzę,
Smutno mi Boże!*

Ponownie zwrócił się ku błękitnej toni. Była niczym otwarta księga, lecz zbyt głęboka, by ktoś dostrzegł przelotnym spojrzeniem, co skrywa skrzętnie. Tak i młody mężczyzna starał się nie okazywać choćby cienia tego, czym było targane jego serce. Jednako nie zdołał ukryć przed tym jednym mężczyzną całego ciężaru emocji, który na nim spoczywał. Nie potrafił zataić żadnego smutku, żadnej radości.

Choćby nie wiadomo jak mocno się starał, nie mógł. Te jasne oczy przeszywające jego duszę na wskroś niczym boskie. Leczący głębokie rany dotyk i głos łagodzący wszelkie zmartwienia. To wszystko otoczone promieniami porannego słońca, w których tańczył kurz i otulone zapachem papieru i atramentu. Ciemne oczy zaszły lekką mgiełką na wspomnienie ciepła bijącego od jego ciała.

Dzisiaj, na wielkim morzu obłąkany,
Sto mil od brzegu i sto mil przed brzegiem,
Widziałem lotne w powietrzu bociany
Długim szeregiem.
Żem je znał kiedyś na polskim ugorze,
Smutno mi Boże!*

Przez ciało mężczyzny przeszedł dreszcz. Tak bardzo żałował tamtej chwili. Iż wszedł na statek, jak niegdyś wszedł do powozu przed dworkiem matki w rodzimej krainie. Tak jak w ten czas na niebie bociany rozpościerały swe skrzydła. Żegnając się z niem i chłopami szykującymi się na pierwsze mrozy. Dziś żegnały się zanim zdążył je powitać i prosić o poniesienie wieści do matuli, iż syn jej wciąż żyje.

Mijał się z nimi. Ponownie, lecz z większą mocą żal zawładną nad jego sercem. Ciemne oczy wciąż zasnute mgłą szukały czegoś znajomego, niczym bociany, lecz zarazem bardziej personalnego. Uradowałby się bodajby nawet widokiem jego widma. Lecz musiałoby to znaczyć również, iż nie ma go na tym świecie, a duch najukochańszego przybył do niego, by ostatni raz spojrzeć w lube oczy.

Na tęczę blasków, którą tak ogromnie
Anieli Twoi w niebie rozpostarli,
Nowi gdzieś ludzie w sto lat będą po mnie
Patrzący - marli.
Nim się przed moją nicością ukorzę,
Smutno mi Boże! *

Nie! Nie zniósłby myśli, iż on poszedł przodem. Choćby był na drugim krańcu świata, to młody mężczyzna poczułby narastającą pustkę pochłaniającą całe światło i wszelką radość. Opadłby na ten tychmiast ze wszelkich sił i bez słowa skonał. Świat bez niego był niczym. Wszelakie bogactwa i klejnoty, piękne panny czy mężni panowie. Wszystek ten nie wart byłby więcej niż złamany grosz.

Sama myśl o tym napawała go niezmierzonym smutkiem. Mimo tego myśl, iż zobaczyłby go teraz, była nader przyjemna. Ile by oddał, by móc opaść z sił w tych objęciach. By zasmakować tych ust. Oj, oddałby naprawdę wiele, jednak nie mógł. Oparł się ponownie o burtę. Smutno mi Boże, wyszeptał w dal.

◆━━━━━━◆❃◆━━━━━━◆

Witam w ostatnim tekście o naszych wieszczach. Długo zbierałem się i wybierałem utwór. Jednak w końcu natchnienie przyszło, oczywiście w momencie, kiedy powinienem uczyć się na angielski, bo czemu by nie. Zatem napisałem to na jednym hauście powietrza.

I tak jak Mickiewicz otrzymał moją wariację na temat swojego poematu, tak nie mogłem zostawić Juliusza. Więc, mimo iż miałem już wybrany drugi utwór z repertuaru tego pierwszego, szukałem wiersza i natchnienia od drugiego. No i przyszedł moment, kiedy wlazłem i zacząłem ponownie czytać ten hymn, a długopis sam napisał to, co mieliście przyjemność przeczytać.

Dla mnie ogromną radością było pisanie takich tekstów. Ktoś zapytał się mnie, czy nie mam ochoty na modern au. Mógłbym napisać, ale nie chcę. Bo już jest sporo dobrych (ba! niektóre są majstersztykami!) prac z tym morywem. Nie będę tworzyć kolejnej kropli w morzu fanficków. Poza tym szukanie słów, by pasowały do tonu i mniej więcej stylu romantyzmu - to coś co kocham. Zdecydowanie, jestem w złej epoce.

*"Hymn" Juliusza Słowackiego, znany także jako "Smutno mi Boże". A tekst wziąłem ze strony polska-poezja.pl

Oddech | SłowackiewiczWhere stories live. Discover now