Przeklęty alfa

1.8K 159 26
                                    

Jeszcze tylko jeden proszę Państwa.

***

Przez kolejne dwa tygodnie Adam unikał mnie, jak ognia. Wszelkie informacje przekazywał mi przez Alexa. Nawet Lio zaczął zadawać pytania, czemu alfa już nas nie odwiedza. Wiem, że przygotowywali się do naprawdę grubej akcji, ale to była słaba wymówka. Podejrzewałem, że zabolały go moje słowa, pewnie też uraziłem dumę jego wilka, jednak nie wyobrażałem sobie teraz, że miałbym mu wyznać prawdę. Jak miałem prowadzić klinikę i wziąć na siebie rolę luny, poza tym bałem się konsekwencji swojego kłamstwa. Przecież od początku wiedziałem, kim jest dla mnie Adam.

Siedziałem w klinice, właśnie odebrałem dość mocno skomplikowany poród. Nie obyło się bez cesarskiego cięcia. Jednak dzięki bogini księżyca zarówno małoletni matka i szczenię mieli się dobrze odpoczywając w sali pooperacyjnej. Alex przyniósł mi kawę i szarlotkę przysiadając przy mnie, by pomóc mi z papierami.

- To już jutro, będzie tu młyn, jak nigdy -wyznał mi cicho. A ja zdębiałem, doszły do mnie co prawda pewne plotki, jednak bałem się tego dnia straszliwie.

Nabrałem łyżeczką kawałek pysznego ciasta i chciałem je włożyć do ust, gdy nagle doleciał do mnie zapach cynamonu, a mnie zemdliło tak, że ledwie zdołałem sięgnąć po kubeł na śmieci. Wymiotowałem długo, a Alex przerażony pocierał moje plecy.

- Chyba się czymś strułem -skłamałem siadając na zimnych kafelkach i opierając głowę o biurko.

- Jasne -mruknął nieprzekonany podając mi butelkę wody, za co podziękowałem kiwnięciem głowy. -Masz -sięgnął do szafki i podał mi test ciążowy.

- Jestem betą -zaprzeczyłem od razu, nadal brnąc w moje kłamstwa.

- A ja alfą. Bety nie czują zapachu rui, ani gorączek omegi. -Wytknął mi.

- Ja... -przerwał mi machnięciem ręki i wcisnął mi w dłoń test.

- No dalej. Wiem, że spędziłeś z Adamem ruję, możesz być w ciąży, a nadal bierzesz to gówno maskujące zapach.  Zaszkodzisz maleństwu.

- Jak długo wiesz? -spytałem przerażony.

- Domyśliłem się jakiś czas temu, a kiedy Adam powiedział mi o zastrzykach w twojej łazience nabrałem pewności. Dałem ci szansę, żebyś mu się przyznał, ale obaj jesteście tak głupi, że aż mi was szkoda. -Pomógł mi wstać z ziemi i podprowadził do łazienki.

- Zabezpieczyłem się -mówiłem, gdy obaj siedzieliśmy przy biurku, na którym na kawałku papieru leżał test.

- Jesteś omegą, jeśli cię zaknotował, to sam znasz statystyki. -Przysunął krzesło bliżej mnie i objął ramieniem wspierając. On nadawał się na lunę, ja nie.

- Nie chcę tego. Nie dam sobie rady, a on mnie znienawidzi, zwłaszcza po tym co mu wtedy powiedziałem. -Alex zaczął się śmiać.

- Nie bądź głupi, to twój mate. Pogniewa się ze dwa dni, a potem nie wypuści cię z łóżka przez tydzień. Wiesz ile razy wystawiałem na próbę miłość mojego alfy. Gdyby to był ktoś inny, dawno by mnie oskórował. -Minutnik w telefonie zaczął piszczeć i chłopak sięgnął po test -gratuluje, jesteś w ciąży.

Płakałem długo, aż w końcu Alex odprowadził mnie do łóżka. Spytał kilkakrotnie, czy ma go wezwać, ale odmawiałem, nie mogłem mu tego wyznać przed tak ważną operacją, którą planowali od kilku lat.

- Nie waż się brać kolejnej dawki neutralizatora -zagroził mi tylko przed wyjściem, a ja zasnąłem, marząc by to wszystko okazało się tylko złym snem.

- Lio musimy o czymś porozmawiać -zacząłem, gdy obaj siedliśmy do śniadania.

- Co tak dziwnie pachnie? -spytał rozglądając się na boki, jakby szukał gdzieś tu przyczyny.

- To ja -zacisnąłem mocno ręce na stole -jestem omegą -rozdziawił szeroko swoje usteczka -musiałem przestać używać neutralizatora, bo jestem w ciąży.

- Jesteś mate alfy Adama? -spytał, a ja nie wiedziałem co powiedzieć.

- Tak, ale on jeszcze o tym nie wie.

- Musisz mu powiedzieć, o dzidziusiu też, będzie szczęśliwy. -W moich oczach zebrały się łzy.

- Jest jeszcze jedna ważna sprawa -obszedłem stół i mocno go przytuliłem -to ja cię urodziłem, byłem bardzo młody... -nie dał mi skończyć.

- Wiem, dziadek mi kiedyś powiedział, ale obiecałem, że będzie to tajemnica. -Pogłaskał mnie po włosach. -Zawsze byłeś moją mamusią. -Zacząłem szlochać w jego podkoszulkę.

- Przepraszam maluchu, że od zawsze cię okłamywałem, ale nie potrafiłem inaczej.

- Kocham cię mamo -wyszeptał, a moje serce zalała fala ciepła. Nazwał mnie tak pierwszy raz, a ja poczułem się z tym naprawdę doskonale, jakby wszystko wskoczyło na właściwe miejsce.

- Ja też cię kocham synku, najbardziej na świecie. -Nasze czułości przerwało wtargnięcie Alexa do salonu.

- Wybaczcie, przyjechał pierwszy autobus, mamy masę rannych.

W recepcji na podłodze siedziało przynajmniej trzydzieści młodych zdezorientowanych omeg. Szybko wytłumaczyłem zebranym, jak selekcjonuje się rannych, sam zaś wziąłem się za zabiegi. Pracowałem, jak najszybciej mogłem, jednak już koło dwudziestej czułem takie wyczerpanie, że ledwie stałem, a poszkodowani nie przestawali przyjeżdżać. Słyszałem, że najciężej ranne w bitwie alfy trafiły do szpitala w jednostce. Co trochę rozglądałem się tylko za Adamem, ale nigdzie go nie było.

Alex przyniósł mi jakieś ziółka, dwie kanapki z mięsem i złe wieści.

- Zawieziemy cię do jednostki, jeśli nie ma naglących przypadków. -Pokiwałem głową na tak próbując przez łzy zjeść kanapkę. Choć kompletnie straciłem apetyt, to musiałem to zrobić dla maleństwa w moim brzuchu.

Adam leżał blady na łóżku szpitalnym. Aparatura cicho pikała, był w śpiączce farmakologicznej. Cały tułów miał w opatrunkach. Kula nie uszkodziła jednak nic ważnego. Lekarze najbardziej bali się o oparzenia.

- Ratował omegi z płonącego budynku. Nie wszystkich udało się ocalić. -Relacjonował mi jego zastępca.

- Pieprzony bohater -warknąłem uderzając go pięścią w udo, które jako jedyne nie ucierpiało.

- Gdy wybuchło, on i jeszcze dwóch ludzi wyciągali omegi przez małe okienko w piwnicy. Ten, który je podawał zginął na miejscu, a on Lion są w kiepski stanie. Lion się wyliże, choć cały czas płacze nad swoim mate. Ponoć tam został. -Po tych słowach zostawił mnie z nim samego.

- Ty wstrętny dupku -zacząłem do niego mówić, choć miałem niemal pewność, że mnie nie słyszy - przez ciebie jestem w ciąży. Jak zostanę z drugim dzieckiem sam, to cię zamorduje. -Warczałem nie zdając sobie sprawy, że staruch z imprezy mnie podsłuchuje. -To wszystko twoja wina, bo nie umiesz założyć pieprzonej gumy.

- To wszystko twoja wina -mężczyzna wszedł do pokoju. -Gdybyś mu powiedział, nie szukał by tak desperacko swojej omegi. -Zatkało mnie.

- To nie pańska sprawa -miałem ochotę podejść i sprzedać mu porządnego liścia w twarz.

- Odpowiesz, że poświadczanie nieprawdy i oszukiwanie swojej alfy. Dopilnuję tego. -Odgrażał się jeszcze jakąś chwilę, ale ja miałem to w dupie, liczył się teraz tylko mój będący na granicy życia i śmierci alfa.

Przespałem może trzy godziny, gdy odwieziono mnie do kliniki. Badałem pacjenta po pacjencie nadając im tylko numery, bo nie byłem w stanie wymyślać im imion. Poza tym łatwiej je było pisać na szpitalnych identyfikatorach, które zapinałem na ich nadgarstkach. Mimo że ściągnięto posiłki z różnych szpitali, nie było łatwo przebadać ponad trzystu poszkodowanych. Ponad trzydzieści ciężarnych omeg. Sześćdziesiąt dzieci poniżej dziewiątego roku życia, w tym piętnaścioro niemowląt. Dziewięćdziesiąt procent z nich nigdy nie było na zewnątrz. Szybko okrzyknięto akcje "Odbijaniem Domu Omeg". Ludzie z całego kraju zaczęli się zjeżdżać szukając swoich przeznaczonych, jak i zaginionych członków rodziny. W końcu do akcji wkroczyło wojsko otaczając teren kliniki i sierocińca grubym kordonem, by nikt nie zaburzał naszej pracy.

Wieść, że noszę dziecko alfy szybko się rozeszła, a mnie zaczęto traktować, jak lunę, co w tym momencie akurat mi pomogło, bo wykonywali moje polecenia bez szemrania. Choć kierowanie całą akcją nie było łatwe, radziłem sobie całkiem nieźle. 

PRZEMIANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz