👑

24 3 0
                                    

Kiedy cię poznałam, miałam czternaście lat, stany lękowe i białą, zabrudzoną sukienkę.

Nie polubiliśmy się od razu, o nie. Właściwie to na początku nie poznaliśmy nawet swoich imion. Skryłam się za swoim drugim, zaś ty - za pseudonimem. Zresztą, mojego imienia nigdy nie używałeś, twierdziłeś - jako jedyny - że nie pasuje ono do mnie. Tłumaczyłeś, że wszyscy inni patrzą zbyt płytko.

Słyszą tylko brzmienie, Anno, nie słysząc znaczenia. Ty jesteś inna. Ty jesteś pięknem, ty jesteś pełna łaski.

Pamiętam doskonale nasze pierwsze spotkanie. Nie pokochałam cię wtedy, Sam. Ty mnie wtedy chyba też nie, przynajmniej taką mam nadzieję. Wyznawałeś wtedy miłość innej, zresztą... kochaliśmy tę samą dziewczynę. Z tym, że ja kochałam platonicznie.

Ale wtedy tego nie wiedziałam.

Wyznawałeś jej miłość, starając się robić to tak, by tylko ona mogła zrozumieć te wyznanie. Zabawne, że rozumiałam wszystko, podczas gdy ona wsłuchała się tylko w melodię twych słów. Czy to dlatego zwróciłeś na mnie uwagę?

Dwa dni później czytałam twoje zapewnienia, że nie jesteś zdolny do uczuć. Nie uwierzyłam ci, każde słowo sprawiało, że widziałam w tobie kogoś podobnego sobie. Pod maską pozbawioną uczuć dostrzegałam wrażliwość, którą tak pragnąłeś ukryć przed światem.

Byliśmy niczym skrzywdzone zwierzęta, liżące rany. Kto ci je zadał, Sam?

***

Nasze drogi musiały się rozejść, wtedy myślałam, że na zawsze. Twierdziła, że chce mnie chronić przed tobą, ty - że widzi we mnie zagrożenie, którego nigdy nie chciałam stanowić. Myślę, że każde z was w jakimś stopniu miało rację, ale też każde z was kłamało. Cokolwiek jednak było powodem, rozstaliśmy się na półtora roku.

Wróciłeś pewnej grudniowej nocy, kiedy wraz z pierwszą gwiazdką ta, którą kochaliśmy, zgasła na naszym niebie. Wróciłeś - i to chyba wtedy cię pokochałam.

Nie mogłem nie wrócić, Anno. Do twoich oczu, widzących głębiej, do twojej duszy sprzeciwionej niesprawiedliwości, do twych rąk pragnących zmieniać świat. Świat... świat cię potrzebuje, Anno, a ja Sam jestem światem.

Choć miałam już piętnaście lat, wciąż byłam spętanym lękiem, zagubionym we mgle dzieckiem. Mówiłeś, że jesteś lodem płonącym żywym ogniem, przy którym mogę się ogrzać.

Nie rozumiałam, że to ty sprawiasz, że jest mi tak przeraźliwie zimno.

***

Z jakiegoś powodu nasze najpoważniejsze rozmowy toczyły się w nocy, jakby zdolna była okryć swoim czarnym płaszczem nasze zalęknione dusze. Była synonimem bezpieczeństwa, czy to dlatego nazywałeś mnie jej córką?

W tamtym czasie byłeś świadkiem tego, jak podmuchy przeszłości gasiły mój płomień. Widziałam piękno w tobie, Sam, lecz w samej sobie nie umiałam go dostrzec. Byłam pewna, że moja przeszłość mnie z niego ograbiła, ogołociła, czyniąc ze mnie pustą skorupę.

A ty? Ty miałeś słowa.

Tyś jest płaczem,
Rozbrzmiewającym w noc,
Tyś dziecięciem,
Co w sobie moc,
Tak głęboko w sercu,
Skrzętnie jak pieczęć kryje...
Tyś jest wspomnieniem,
Co zmarło a żyje,
Tyś jest pięknem,
Którego moja głowa,
Nie pojmie,
Choć w głębi swej chowa,
Wspomnienia niepojęte...
Tyś kwiatem jest wdzięczności,
Co kwitnie bielą życia,
Świat paląc w swej radości

Korona [one-shot]Where stories live. Discover now