Idée fixe

1.1K 26 1
                                    


Powrót Tony'ego Goldsteina wzbudził absurdalnie duże zainteresowanie wśród uczniów Hogwartu, co można było wytłumaczyć tylko przygnębiającą atmosferą i brakiem innych pozytywnych zdarzeń, na których mogłaby się skupiać powszechna uwaga. W przeciągu kilku dni Anthony stał się szkolnym bohaterem, jakby już pokonał Voldemorta, a nie po prostu uciekł rodzicom, by kontynuować hogwarcką edukację. Hermiona z niedowierzaniem patrzyła na wianuszek dziewcząt, uzupełniony o kilku chłopców, otaczający zawsze Krukona. Harry, który istotnie był pogromcą Czarnego Pana i miał się nim stać ponownie, nigdy nie cieszył się taką popularnością, jaką obecnie szczycił się Goldstein.
Ale Harry nie miał też dwóch metrów wzrostu, blond czupryny i uroczego uśmiechu, jakim obdzielał młodsze koleżanki Goldstein, kiedy mówił „Nie Anthony, wystarczy Tony".
Harry nigdy też nie chwalił się swoimi osiągnięciami; ba, raczej wypierał się zasług, twierdząc, że dopisało mu szczęście lub pomagali mu przyjaciele. Tymczasem Tony miał o sobie aż nadto wygórowane zdanie. Początkowo przyznawał się do drobnych kłopotów z transportem przez Pacyfik i cudem unikniętego spotkania z dwoma młodymi śmierciożercami. Wkrótce jednak, zaraz po ukazaniu się w „Głosie Hogwartu" artykułu o jego przykładnej postawie, dodał, że przybył do Anglii na statku porwanym przez piratów, zaraz po postawieniu nogi na Wyspie przyszło mu walczyć z całą grupą uzbrojonych śmierciożerców, a z potyczki wyszedł zwycięsko, choć z raną w miejscu, którego nie zwykł pokazywać publicznie - tu zwykle mrugał okiem do najładniejszej z otaczających go dziewcząt. Hermionie jednak nie było do śmiechu, kiedy wędrując korytarzem, znów natykała się na fanklub Tony'ego, przez który musiała się przeciskać.
- Przepraszam - warknęła do dwóch młodszych Krukonek, zbyt zajętych posyłaniem Tony'emu olśniewających uśmiechów, by kogoś przepuścić. - Przepraszam! - niemal krzyknęła, wbijając Bulmie Morton łokieć w żebro. Trzecioklasistka, nadal nie przestając szczerzyć zębów, przesunęła się lekko, jako że Tony raczył zrobić dwa kroki w prawo. - To jakaś zbiorowa obsesja, naprawdę.
- Daj spokój, Hermiono - odparł Neville. - To tylko młode dziewczyny.
- Młode idiotki - poprawiła. - A ten kretyn - wskazała podbródkiem Tony'ego - niedługo będzie opowiadał, że przez ocean przefrunął na grzbiecie smoka, który później spopielił setki śmierciożerców.
- I komu to przeszkadza? Niech mają trochę rozrywki.
Hermiona nie odpowiedziała. Nie wszyscy w Hogwarcie potrzebowali do szczęścia wiary w awanturnicze przygody Goldsteina, ale nawet ci, którzy mu nie wierzyli, traktowali go pobłażliwie, jak Neville. Jedyną osobą, którą Tony doprowadzał do prawdziwej furii, był Malfoy.
Zaczęło się niewinnie, w pierwszą środę listopada, na podwójnej lekcji obrony przed czarną magią.
- Przejrzałem pobieżnie program i obliczyłem, że jesteśmy do przodu i na pozostałą część materiału wystarczą nam jedne zajęcia tygodniowo - oświadczył profesor Charfield. - Tak więc uczyć się będziemy tylko w piątki. Jeśli natomiast chodzi o środy, poświęcimy je na powtórki. - Po klasie przebiegł zbiorowy jęk, będący wyrazem zawodu uczniów przeświadczonych, że „uczenie się tylko w piątki" oznacza wolne środy. Hermiona jednak nie dołączyła do niego; nie dalej jak tydzień wcześniej rozmawiała z Lisą o tym, że powinni na zajęciach powtarzać - i uzupełniać - materiał z ubiegłych lat. - Pierwsza godzina: teoria, druga godzina: praktyka. A to oznacza... - uśmiechnął się, robiąc krótką pauzę - ...pojedynki.
Tym razem zbiorowość klasowa wykazała entuzjazm. Wzajemne obrzucanie się klątwami było tym, co wszyscy lubili, zwłaszcza jeśli wierzyli, że pojedynkowanie się w bezpiecznych, klasowych warunkach zwiększa szanse na przeżycie, kiedy w środku nocy śmierciożercy zaatakują ich dom. Hermiona nie wierzyła, ale nie zamierzała pozbawiać innych nadziei. Zresztą odkąd pierwszy raz stanęła z wyciągniętą różdżką naprzeciwko innego uzbrojonego czarodzieja - a traf chciał, że był nim ten wredny Zachariasz Smith, podczas spotkania Klubu Pojedynków - i przekonała się, że jest w stanie odbijać zaklęcia i rzucać uroki tak sprawnie, jak zawsze, nie miała powodu unikać walki.
- Przydadzą wam się, skoro większość z was nie uczęszcza do naszego klubu - dodał jeszcze, po czym natychmiast się poprawił: - Nie mam żadnych pretensji, oczywiście rozumiem, że przy waszym poziomie byłaby to strata czasu. Na lekcjach będziecie mieli okazję nauczyć się czegoś więcej.
Zgodnie z obietnicą, po upływie pierwszej godziny zajęć profesor Charfield przesunął zaklęciem wszystkie stoliki i torby na bok i kazał im ustawić się na środku, żeby podzielić ich w pary.
- Pan Finnigan i pan Longbottom, pan Thomas i pan Boot, panna Patil i panna... - widząc wrogie spojrzenie Lisy, natychmiast zmienił zdanie - ...Greengrass, panna Turpin i panna Granger, dobrze... Oraz pan Malfoy i pan Goldstein. Dziesięć minut rozgrzewki, a potem będę prosił poszczególne pary, żeby reszta mogła obserwować. Walczymy, żeby rozbroić przeciwnika, nie zranić.
Lisa była jednocześnie łatwym i trudnym rywalem. Łatwym, bo nigdy nie uczęszczała na zajęcia GD i jedyne pojedynki, w jakich brała udział, to te na lekcjach - brakowało jej refleksu i sprawności w operowaniu różdżką. Z drugiej strony, Hermiona nie znała jej stylu walki ani repertuaru uroków i nie mogła przewidzieć, jakiej klątwy użyje, tak dobrze, jak wtedy gdy walczyła z Neville'em czy Deanem. Toteż kiedy po krótkiej rozgrzewce stanęły przed resztą klasy, zajęło jej dłuższą chwilę rozbrojenie przeciwniczki, która wcześniej zdołała porządnie osmalić jej szatę.
Terry Boot i Daphne Greengrass pokonali swoich przeciwników po zażartej walce, a w pojedynku Neville'a i Seamusa uznano remis, kiedy obydwaj opadli na kolana, dysząc ciężko po kolejnej serii uroków i tarcz; Seamus atakował częściej, ale Neville skuteczniej.
Najszybszy okazał się pojedynek Malfoya z Tonym. Chłopcy ukłonili się sobie - Tony z gracją, Malfoy szyderczo - i wyciągnęli różdżki.
- Drętwota! - zaatakował Tony, ale bezskutecznie.
- Protego - odpowiedział Malfoy i prawie natychmiast dodał: - Expelliarmus.
Różdżka Tony'ego wyleciała mu z ręki i wpadła prosto w dłonie Malfoya. Zgromadzeni patrzyli z wyraźnym zdziwieniem na walczących, a wygrana nadmiernie połechtała ego Ślizgona.
- Więc to w ten sposób pokonałeś tych śmierciożerców, tak? - zapytał drwiąco.
Tony zaczerwienił się aż po jasną grzywkę.
- Widocznie Sam-Wiesz-Kto nie wszystkich szkoli tak dobrze, jak swojego ulubieńca - odpowiedział. - Wszyscy pamiętamy, że Expelliarmus to zaklęcie Snape'a, nauczył nas go, kiedy się pojedynkował z Lockhartem. Miałeś w lecie dodatkowe korepetycje z ulubionym nauczycielem, Malfoy?
Malfoy zbladł, ale nie odpowiedział ani słowem. Odwrócił się na pięcie i odszedł w kierunku drzwi.
- Panie Malfoy, różdżka pana Goldsteina! - zawołał za nim profesor Charfield.
- Niech mi ją sam odbierze - odparł Malfoy i zniknął za drzwiami.
Wieczorem, kiedy Slughorn interweniował i kazał Malfoyowi zwrócić własność Goldsteina, ten odparł, że gdzieś ją zgubił. Różdżka Tony'ego znalazła się dzień później w Sali Pamięci, przełamana na pół. Malfoy trafił na dywanik dyrektorki i chociaż nie przyznał się do zniszczenia - uparcie twierdził, że zostawił ją przed klasą obrony i więcej nie widział - zarobił miesięczny szlaban u Filcha; szczęśliwie przy wszystkich obowiązkach prefekta naczelnego mógł go odbywać tylko wieczorami w weekendy. Krążyły plotki, że miał też publicznie przeprosić Krukona, ale ponieważ tego nie zrobił, a profesor McGonagall nie wyciągnęła żadnych dodatkowych konsekwencji, Hermiona nie do końca w to wierzyła. Znacznie bardziej prawdopodobna była druga z zasłyszanych pogłosek - że Draco musiał zapłacić za zniszczoną różdżkę, choć i na ten temat żaden z zainteresowanych się otwarcie nie wypowiadał.
Gorzej, że tym samym Malfoy wzbudził wzrost powszechnej niechęci do swojej osoby. Fanki Tony'ego były wściekłe, że publicznie go upokorzył. Pozostali uważali, że pozbawiając Goldsteina różdżki w czasach wojny - po zniknięciu Ollivandera sprowadzenie nowej było bardzo skomplikowane i minął tydzień, zanim Krukon zdobył jakąś, niedopasowaną do niego i nieposłuszną - naraził go na poważne niebezpieczeństwo. Wszyscy razem zaś sądzili, że Draco w końcu zdradził, po której stronie stoi. To akurat Hermiona uważała za kretynizm - gdyby jeden głupi konflikt decydował o poglądach człowieka, większość kolegów Harry'ego musiałaby być śmierciożercami.
Niemniej Malfoy narobił sobie wrogów i dawało się to odczuć na każdym kroku. Na zajęciach z obrony większość uczniów nie chciała z nim walczyć, mimo że Charfield nalegał na częste zmiany partnerów, toteż zwykle pojedynkował się ze Ślizgonką, Daphne Greengrass, lub Neville'em, który jako jedyny go nie unikał. Hermiona też raz na niego trafiła, ale nie miała ochoty na powtórkę. Malfoy bronił się i atakował bez słowa i zaangażowania, tylko po to, by nie wzbudzać zainteresowania, ale nie po to, by wygrać. Nie starał się też specjalnie przegrać, zwykle dążył do remisu, ale pojedynek z nim przypominał ćwiczenie z manekinem i nie stanowił żadnego wyzwania.
Co więcej, również grupa z transmutacji - w podobnym składzie, ale szczęśliwie pozbawiona Tony'ego - dążyła do wykluczenia Malfoya i Hermiona spotkała się ze sporym zdziwieniem, a nawet zbulwersowaniem, że nie zrezygnowała ze współpracy z nim. Jej pozycja w szkolnym rankingu towarzyskim nigdy nie była za wysoka, a ostatnio drastycznie spadła, więc nie obeszło jej to, ale denerwowała się z jednej strony na Malfoya, że potęguje złe nastroje i przenosi własne problemy z otoczeniem na nią, a z drugiej - na pozostałych, że zachowują się jak dzieci w momencie, gdy powinni wykazywać większą dojrzałość.
Cichy, hogwarcki ostracyzm przyniósł skutek odmienny do zamierzonego; w połowie listopada Hermiona ze zdziwieniem odkryła, że zamiast ograniczyć kontakty z Malfoyem, spędza z nim coraz więcej czasu. Zmuszona zajmować miejsce w jego ławce na starożytnych runach - pozostała część klasy, to jest Terry Boot i Padma, stanowczo trzymała się razem - a czasami także na obronie i zaklęciach, niemal zawsze lądowała z nim w jednej parze podczas grupowych zajęć. Wspólne prace domowe i projekt wymuszały częstsze posiedzenia w bibliotece przy jednym stoliku, co doprowadziło do tego, że po przekroczeniu progu królestwa pani Pince machinalnie wędrowała w stronę wypłowiałej głowy, pochylonej nad księgami.
Zresztą z reguły właśnie tych tomów potrzebowała - ich plany zajęć niemal się pokrywały, Malfoy nie chodził jedynie na numerologię i zielarstwo, a ona na opiekę nad magicznymi stworzeniami. Hermiona nie znosiła wystawania nad Malfoyem i dopraszania się o książki, które on, z pewnością celowo, niespiesznie doczytywał, toteż w ramach zemsty dosiadała się do jego stolika, zmuszając go do podzielenia się przestrzenią i materiałami; sama nie wiedziała, co bardziej działało mu na nerwy. Te zaś bywały szargane jeszcze mocniej, gdyż niekiedy musiał znosić dodatkowe towarzystwo - Neville i Lisa Turpin dzielnie asystowali Hermionie. Od czasu do czasu obok Malfoya siadała krótko ścięta Ślizgonka, Daphne Greengrass, która budziła głęboką niechęć Hermiony, bo niemal w ogóle się nie odzywała, chyba że Gryfonka na chwilę opuszczała stolik - wtedy słyszała cichy śmiech Malfoya, co dobitnie sugerowało, że z niej żartowano. Z rzadka towarzyszył im także czarnoskóry chłopak o przeszywającym spojrzeniu, Blaise Zabini - wówczas Hermiona nawet się nie zbliżała do Ślizgonów; o ile Daphne była niemiła, o tyle Zabini ją przerażał. Właściwie jedynym Ślizgonem, z którym skłonna była przebywać z własnej woli, okazała się prefekt z szóstego roku, Ursula Hale. Nie dlatego, by dziewczyna zachowywała się przyjaźniej niż jej koledzy z domu, ale z powodu jej niezwykłego wyalienowania: była tak bardzo zamknięta w sobie, że jej obecność nikomu nie mogła przeszkadzać, skoro odzywała się - i wykazywała jakiekolwiek funkcje życiowe - tylko w reakcji na czyjeś zachowanie.
Jednak ogólnie rzecz biorąc, Hermiona przebywała z Malfoyem często i bez katastrofalnych skutków. Ba, nieraz myślała ze zgrozą, że woli jego towarzystwo niż Gryfonów - z Ginny na czele - którzy mieli poważne problemy z określeniem swojego stosunku wobec niej, rozbici pomiędzy współczuciem, urazą a zwyczajną chęcią czerpania korzyści z jej perfekcyjnych, siedmioletnich notatek. Malfoy był zaskakująco prosty w obsłudze: nie odzywał się zbyt często i nie wymagał, żeby ona się odzywała. Nawet z Neville'em nie czuła się tak dobrze. Po sześciu latach edukacji Hermiona z niemałym zdziwieniem odkryła, że najlepiej uczy się jej się z kimś, kogo absolutnie, stanowczo nie lubi.
- Cześć - przywitała się w piątkowe popołudnie, zajmując jedno z trzech wolnych krzeseł przy stoliku Malfoya. W piątkowe popołudnia, przez całe soboty i niedzielne przedpołudnia pracowali nad projektem. Pozostałe prace domowe odrabiała na bieżąco, w ciągu tygodnia, a resztę niedzieli, o ile jej się udawało, starała się przeznaczyć na krążenie pomiędzy regałami Działu Ksiąg Zakazanych.
Malfoy nie raczył odpowiedzieć. Jedynym znakiem, że zauważył jej obecność, było lekkie uniesienie brwi, kiedy zbyt głośno szurnęła krzesłem i lekko zatrząsała stolikiem, rzucając nań kilka książek i rolek pergaminu. Nie zdziwiła się zresztą; nigdy nie był zbyt rozmowny, a powitania przy spotykaniu się po kilka razy dziennie - jak raz nie omieszkał jej wytknąć - uważał za drobnomieszczańskie.
- Masz. - Podsunęła mu trzy spośród rolek pergaminu. - Nakreśliłam plan działań, plan pracy i szkic pierwszego rozdziału.
- A ile rozdziałów, których nikt nie przeczyta, zamierzasz wyprodukować? - zapytał zgryźliwie, sięgając po pierwszą rolkę.
- Oczywiście, że ktoś je przeczyta, nasza praca musi zostać zatwierdzona, żebyśmy mogli przystąpić do części praktycznej.
- Bo oczywiście będziemy czekać na pozwolenie, jak wskazuje... - udał, że się przygląda planowi działań - ...punkt cztery i pięć, siedem i osiem oraz jedenaście i dwanaście z setką podpunktów. - Urwał na chwilkę i wreszcie raczył zaszczyć ją swoim spojrzeniem. - Nie szkoda ci dobrego pergaminu na takie głupoty? Przecież to jasne, że musimy czytać książki, szukać zaklęć i pisać pracę. I że raczej nie napiszemy niczego, dopóki tego nie sprawdzimy.
- Lubię mieć wszystko rozpisane - warknęła, czując, że od tej głupiej dyskusji zaczyna ją boleć głowa. - Nie to - dodała, kiedy chciał wziąć trzeci pergamin. - Najpierw plan pracy.
- Po co? Już wszystko wiem z podpunktów do punktów pięć, osiem i dwanaście planu działań - powiedział z krzywym uśmiechem, najwyraźniej dobrze się bawiąc.
- Ale tam masz to rozpisane dokładniej. - Pomachała mu przed nosem odpowiednią rolką.
Z teatralnym westchnieniem rozwinął pergamin, którego koniec sturlał się na podłogę. Malfoy obrzucił ją zszokowanym spojrzeniem.
- Granger, jesteś szurnięta. Po prostu szurnięta - oświadczył. - Dwieście szesnaście punktów. To spokojnie mogłaby być cała praca.
Prychnęła zniecierpliwiona.
- To tylko zarys, schemat, tam nie ma nic konkretnego, tylko to, co powinno się znaleźć w kolejnych akapitach.
Malfoy gapił się na nią w sposób, jaki bardzo, ale to bardzo jej nie odpowiadał.
- Wiesz, Granger - zaczął w końcu, zbierając pergamin z podłogi - gdyby nie duet Potter i Weasley i całe to zamieszanie, skończyłabyś jako nudna urzędniczka w jakimś podrzędnym podwydziale jakiegoś totalnie niepotrzebnego poddepartamentu, gdzieś w magicznym transporcie albo kontroli nad magicznymi stworzeniami. Biuro Doradztwa w Zwalczaniu Szkodników byłoby idealne. Zresztą niewykluczone, że tak właśnie będzie. Jeśli nawet jakimś cudem Potter wygra wojnę, a ty trafisz do ministerstwa ze świetnymi znajomościami i perfekcyjnymi owutemami, to po przedstawieniu kilku takich elaboratów, w których zapewne niezłe pomysły utoną pod stertą bredni, zostaniesz oddelegowana gdzieś, gdzie rządzi jakiś analfabeta, bo nawet urzędnicy ministerstwa nie są na tyle okrutni, żeby kazać to komuś czytać. I wbrew temu, co się mówi, to nie ministerialny nepotyzm i twoje kiepskie pochodzenie zniszczą ci karierę, ale twoja dziwnie ukierunkowana namiętność do biurokracji i totalny brak umiejętności oddzielenia konkretu od gówna.
Draco zamilkł wreszcie, a Hermiona zamrugała gwałtownie, czując zdradliwe pieczenie pod powiekami. Przez chwilę wpatrywali się w siebie nawzajem, obydwoje zdziwieni tym niecodziennym monologiem. Hermiona zacisnęła mocno pięści, kiedy poczuła niekontrolowane drżenie warg, by powstrzymać napad równie niekontrolowanego szlochu. Ale nie, wcale nie miała ochoty płakać przez coś, co powiedział ślizgoński dupek - nie miała już trzynastu lat. Miała ochotę wpaść we wściekłość i pokazać mu kilka klątw, których nudne, zgorzkniałe biurokratki z pewnością nie miały w swoim repertuarze.
Malfoy natomiast nie wydawał się poruszony, choć nadzwyczaj gorliwie wczytywał się w kolejne punkty jej pieczołowicie przygotowanego planu i dopisywał na marginesie uwagi. Oraz - co on sobie myślał?! - wykreślał całe długie frazy.
- Historię i przepisy prawne regulujące kwestię avaddona wykreślamy - oświadczył, szóstym zmysłem wyczuwając jej wzrok. - A już zwłaszcza historię przepisów. Naprawdę nie musisz przypominać egzaminatorom, że to, co robimy, jest prawie nielegalne i wcale nie tak innowacyjne.
- Nie możemy tego wykreślić, to ważny kontekst - warknęła przez zaciśnięte zęby.
- Tylko dla ciebie. Nikogo innego to nie interesuje.
Hermiona kilka razy zacisnęła i rozluźniła palce, starając się sobie przypomnieć, że rzeczowa argumentacja przemawia lepiej niż różdżka.
- Pierwszy avaddon powstał przez przypadek w XVI wieku, kiedy czarodziej Savragerac wypił filiżankę kawy zaparzoną z dzisiejszych szesnastu łyżeczek zmielonych ziaren - zaczęła. - Wpadł w coś w rodzaju transu przy jednoczesnej nadpobudliwości fizycznej i magicznej. Stworzył niecielesną istotę, później sklasyfikowaną jako avaddon, która pochłonęła większość jego energii życiowej i przybrała jego postać. Przez trzy tygodnie nikt się nie zorientował, że człowiek, którego widzą, to nie Savragerac, bo łatwo wpadał w szał i kiedy się na kogoś wściekł, miał zwyczaj udawać, że nie zauważa tej osoby, a był obrażony niemal na wszystkich. Wiedźma Zelhenena produkowała avaddony hurtowo poprzez rzucanie Imperiusa na nielubianych czarodziei i zmuszanie ich, żeby przekazali swoją vita avaddonowi. Gotowe avaddony wysyłała do najpiękniejszych młodych mugolek z arystokratycznych rodów, żeby dostarczały jej włosy albo naskórek, które wykorzystywała w eliksirach sprzedawanych później czarownicom. Została skazana na ścięcie za popełnienie czternastu morderstw, chociaż zarzekała się, że nie wiedziała, że kradnąc czarodziejom ich energię życiową, doprowadza do ich śmierci. A najbardziej znany jest przypadek czarodzieja Ingvarrena Herleifa, który stworzył avaddona na swoje podobieństwo, żeby udawał jego brata i przetestował wierność dziewczyny, z którą Ingvarren był po słowie. Niestety utrzymywał avaddona przy sobie tak długo, że zalęgł się w nim demon...
- Domyślam się, jak to się skończyło - przerwał jej Malfoy. - Brawo, odrobiłaś pracę domową - dodał kąśliwie, a widząc, że chce coś powiedzieć, powstrzymał ją gestem. - Możesz to dopisać w ramach anegdotek gdzieś na boku, żeby rozluźnić tekst. Ale pełna-skrócona historia avaddona w magicznej kulturze brytyjsko-światowej odpada - powiedział, mażąc po pergaminie. - Resztę planu: powstanie, właściwości/możliwości, zagrożenia - akceptuję. Po okrojeniu, rzecz jasna. Musisz się zmieścić w jednej rolce pergaminu.
- Chyba żartujesz. - Wobec braku reakcji rozwinęła myśl: - Jedna rolka to za krótko, egzaminatorzy pomyślą, że nie traktujemy ich poważnie.
- Ale przynajmniej przeczytają uważnie całą pracę. A ty będziesz musiała się ograniczyć do konkretów. Ale nie martw się, możesz pisać tak małymi literami, jak tylko potrafisz - dodał pocieszająco.
Coś zaniepokoiło Hermionę w jego wypowiedzi i natychmiast zrozumiała co.
- Jak ja potrafię? - powtórzyła głośniej niż to było konieczne, czując, że dłużej nie zdoła powstrzymać wszechogarniającego szału. - To projekt opracowywany w parach, Malfoy, nie będę pisać pracy sama.
- Ja się zajmę częścią praktyczną.
- Nie.
- Daj spokój, przecież nie możemy pisać po kawałku, bo tekst będzie niejednorodny stylistycznie, a pisanie razem każdego zdania jest bez sensu. Zresztą wszystko, co wymyślę, i tak poprawisz. Lepiej żebyś sama to...
- Nie - przerwała, tym razem znacznie bardziej kategorycznie. - Nie ma mowy. Nie myśl, że wrobisz mnie w odwalanie czarnej roboty, nie jestem jednym z twoich goryli, żeby odrabiać za ciebie lekcje.
- Naprawdę sądzisz, że byłbym na siódmym roku, gdyby którykolwiek z nich pisał moje wypracowania? - warknął. - Po prostu nie mam ochoty tracić czasu na pisanie czegoś, co ty możesz zrobić lepiej i szybciej. Potter i Weasley wykorzystywali to przez całe sześć lat, mogłabyś więc...
- To, że pomagałam moim przyjaciołom, Malfoy, nie znaczy, że będę pracować za ciebie!
Wstała gwałtownie i złapała swoją torbę, zastanawiając się, czym się uderzyła w głowę, kiedy pomyślała, że towarzystwo tego wstrętnego Ślizgona jest milsze niż kolegów z Gryffindoru.
- Jeszcze nie skończyliśmy - zaoponował Malfoy.
- Ja skończyłam. Jestem umówiona z McGonagall na przedłożenie planu projektu - warknęła i wyrwawszy mu z rąk pergamin z planem pracy, szybkim krokiem opuściła bibliotekę.
Zmierzając w stronę gabinetu dyrektorki, celowo ominęła skrót za portretem długobrodego maga Meaficka w nadziei, że dłuższa droga pozwoli jej ochłonąć. Doprawdy, Malfoy był po prostu bezczelny. Najwyraźniej myślał, że skoro był pomysłodawcą projektu, to nic więcej nie musi już robić, a ona zajmie się poszukiwaniami odpowiednich materiałów i jeszcze ułoży je w spójną, logiczną całość, podczas gdy on będzie mile spędzał popołudnia, pielęgnując ostatnie więzi towarzyskie, jakie mu pozostały. Jego niedoczekanie, tego leniwego, wrednego dupka. Choć, oczywiście, sama była sobie winna: ostatecznie nikt jej nie zmuszał do współpracy z Malfoyem, ba, sama tego chciała. Co też jej odbiło, przecież mogła to zaproponować Lisie, która może nie była równie dobra z eliksirów, ale świetnie radziła sobie z większością przedmiotów, była pracowita i na pewno przyjemniejsza, eliksiry zaś Hermiona mogła uwarzyć sama lub się bez nich obejść, tak właśnie, niech szlag trafi cholerne eliksiry, to wszystko przez nie.
I przez Veritaserum, dodała jakaś część jej podświadomości, przerywając dotychczasowy wywód. No tak, Veritaserum, o to przecież chodziło. Choć im dłużej Hermiona przesiadywała z Malfoyem, tym bardziej była przekonana, że nie brał udziału w ataku na jej dom. Nie mógłby tak po prostu siedzieć z nią przy jednym stoliku i dyskutować o szkolnym projekcie, gdyby był chociaż częściowo winny śmierci jej rodziców. Nikt nie byłby aż tak bardzo fałszywy, tak perfekcyjny w utrzymywaniu pozorów. Chociaż nie, znała kogoś takiego; kogoś, kto - może przypadkiem - był mentorem Malfoya.
Tak czy inaczej, teraz już nie mogę zmienić partnera, pomyślała rozważnie Hermiona, zatrzymując się przed wejściem do komnat dyrektora Hogwartu. A jeśli będzie okazja, by się upewnić co do Malfoya, to głupotą byłoby jej nie wykorzystać.
- Panno Granger, proszę wejść! - zawołała na jej widok dziwnie podekscytowana dyrektor McGonagall, gestem wskazując jej krzesło przed biurkiem. - W samą porę.
- Byłyśmy umówione - przypomniała Hermiona.
- Tak, tak. - Dyrektorka szybkim ruchem podała jej mały skrawek pergaminu. - Właśnie dostałam wiadomość.
Znaleźliśmy czarę. J. nie żyje, dom przejęli krewni, nie wiedzieli i chyba nie powinni.
Rozpoznała pismo Harry'ego, choć tekst nie był zapisany atramentem. To musiał być magiczny pergamin, którego drugi fragment miał Harry. Widocznie w ten sposób porozumiewał się z McGonagall. I po raz pierwszy od bardzo dawna miał do zakomunikowania coś ważnego.
- Czara... Czara Helgi Hufflepuff? Horkruks? - upewniła się Hermiona. - Ale... co oznacza reszta?
- J. to Ndermir Jashari, Albańczyk, u którego pobierał nauki młody Tom Riddle. Tej jesieni Potter i Weasley sprawdzali dom Chefsiby Smith i kilka innych miejsc, w których Riddle bywał po skończeniu szkoły, a kiedy nic nie znaleźli, zasugerowałam im Albanię. Ndermir Jashari był mentorem Riddle'a jeszcze w latach szkolnych, nawiązali korespondencyjną znajomość po artykule Jashiriego w którymś z pism, a po skończeniu szkoły Voldemort pojechał do Albanii, żeby uczyć się pod jego okiem. Kiedy profesor Dumbledore odmówił mu stanowiska nauczyciela obrony przed czarną magią, wrócił do Jashiriego. Naturalnym wydawało się, że mógł tam pozostawić horkruksa. I to właśnie zrobił. Potter świetnie sobie poradził - dodała po chwili. - Widzę, że zaczyna też myśleć o tym, co robi. Już wysłałam wiadomość do Kingsleya, że trzeba zmodyfikować pamięć tym krewnym. Byłoby łatwiej, gdyby Potter i Weasley sami potrafili po sobie posprzątać, ale cieszmy się z tego, co mamy.
Hermiona skinęła nieuważnie głową i powoli przesunęła pergamin po biurku, przypominając sobie pierwszą rozmowę z dyrektorką w tym roku szkolnym. To ona miała rozszyfrować miejsce ukrycia horkruksów, ale jakim cudem mogła temu podołać, skoro nie wiedziała o żadnym Ndermirze Jashirim ani nikim innym, z kim mógł być związany w młodości Voldemort? Nie miała też pojęcia, jak zniszczyć horkruksy, chociaż naprawdę się starała, przeglądała książkę za książką w przeklętym Dziale Ksiąg Zakazanych, mimo zmęczenia i niewiary w powodzenie poszukiwań. I nic. W zamian za to prawdopodobnie umiała rzucać Zaklęcie Zapomnienia i gdyby była z chłopcami, udział Kingsleya nie byłby konieczny.
- A co z tobą? - zapytała profesor McGonagall, szóstym zmysłem nauczyciela wyczuwając nieodrobioną pracę domową. - Coś nowego?
- Nie - odparła. - Przyniosłam tylko zarys projektu.
Wręczyła lekko zniecierpliwionej dyrektorce rolkę z planem działań. Minerwa McGonagall przebiegła wzrokiem po pergaminie, a jej zaciśnięte wargi źle wróżyły biednemu planowi. Hermiona w duchu zastanowiła się, czy nie byłoby warto wykreślić kilku punktów zgodnie z sugestią Malfoya - ostatecznie McGonagall mogła podzielać jego zdanie - ale było już na to za późno.
- Avaddon - powiedziała bez większych emocji dyrektorka, zwracając Hermionie jej wypociny. - Cóż, liczyłam na to, że zajmiecie się magolecznictwem, skoro pan Malfoy warzy mikstury dla skrzydła szpitalnego. Ale akceptuję to, jeśli taka jest wasza decyzja. To oczywiście może być bardzo udany projekt. Ale, panno Granger - dodała ostrzejszym tonem, patrząc poważnie znad szkieł okularów - miej na uwadze, że są rzeczy ważne i ważniejsze. - Położyła dłoń na wiadomości od Harry'ego, która zblakła i zniknęła. - Zdaję sobie sprawę, że jesteś bardzo ambitna, ale nie zapominaj, co jest naszym priorytetem.
- Oczywiście - odpowiedziała potulnie Hermiona, wstając. - Dobranoc.
Droga do Wieży Gryffindoru już dawno nie wydawała jej się tak długa, a pokój wspólny - choć siedziało w nim zaledwie piętnaście osób - przepełniony i głośny. Zmęczonym wzrokiem objęła twarze obecnych, aż znalazła te, za którymi się rozglądała.
- Zły dzień? - zapytał Neville, kiedy przysiadła się do niego i Ginny.
- Co się stało? - Rudowłosa również spojrzała na nią z troską.
- Najpierw zostałam nazwana nudną biurokratką nieumiejącą spójnie przekazać swoich pomysłów, która skończy jako popychadło w Biurze Zwalczania Szkodników - zaczęła, a widząc, że owe biuro wzbudziło ożywienie przyjaciół, dodała głośniej: - A później zarzucono mi chorobliwą ambicję w połączeniu z całkowitym brakiem zdrowego rozsądku, przejawiającą się chęcią robienia kariery w czasie wojny, kiedy trzeba skupić się na walce.
- Trochę się to wyklucza - zauważyła pocieszająco Ginny. - Malfoy?
- Malfoy i McGonagall. - Potarła palcami skronie w nadziei pozbycia się mroczków sprzed oczu. - Ale mam też dobre wieści. - Uśmiechnęła się blado. - Nasi przyjaciele dobrze sobie radzą.
- Znaleźli...? - zapytała natychmiast Ginny szeptem.
Hermiona zmarszczyła brwi, widząc, że Ginny najwyraźniej wie o horkruksach przynajmniej w zarysie. Ale może nie powinna się dziwić, ostatecznie spędziła wakacje z Harrym i Ronem, którym mogło brakować trzeciego muszkietera.
- Tak, jeden - odpowiedziała.
- I co dalej?
- Na razie nic. Oni dalej szukają. I my szukamy.
- Nie wiem, o czym mówicie, i pewnie tak właśnie powinno być - zauważył nieco głośniej Neville. Hermiona nie zaprzeczyła, a chłopak westchnął teatralnie. - No cóż. Zapewne dowiem się za parę lat z podręczników do historii magii.
O ile to my będziemy pisać historię, pomyślała Hermiona, ale nic nie powiedziała. W zamian za to złapała kawałek pergaminu i pióro, by wysłać do Malfoya wiadomość i odwołać jutrzejsze posiedzenie. Skoro jeden horkruks czekał na zniszczenie, należało przyspieszyć poszukiwania czegoś, co go zniszczy. A temu nadętemu bubkowi dobrze zrobi samotne zmaganie się z avaddonem.

Dramione - Naprzeciwko [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz