2

2.2K 115 30
                                    

Hermiona w tej chwili bardzo żałowała, że zrobiła już wszystkie wypracowania. Miałaby chociaż czym się zająć, a tak leżała na łóżku i rozmyślała. Zastanowiła się poważniej nad zadanym pytaniem Harrego. Nie była pewna tego co czuje. Lubiła dotyk Rona i robił on na niej wrażenie, ale czy to jest miłość? Owszem kochała go, ale jako brata. Nie jak chłopaka, który może zostać potencjalnym kandydatem na partnera. Na tą bardziej wyjątkową miłość jest jeszcze za wcześnie.
Tak też spędziła kilka godzin w towarzystwie kocyka i poduszki.

Jedna minuta... Dwie minuty... Pięć minut... Dwadzieścia minut...
Cholera jasna! Gdzie ta dziewucha jest?!
Do dziesięciu minut miał w planach pozbyć jej dom punktów, ale z każdą kolejną był coraz bardziej wściekły. Miał już wychodzić z komnat, ale wpadł na lepszy pomysł. Od razu humor mu się polepszył na samą myśl.

Tak ciepło i milutko. Mogłaby tak leżeć aż do rana, ale ma jeszcze tą karę. Właśnie, szlaban!!! Od razu podniosła się do pozycji siedzącej. Miała już wstawać, ale nie była przygotowana na coś takiego.

-Granger! Do cholery jasnej powiedz mi dlaczego ciebie nie ma jeszcze u mnie w lochach? Czyżby jedna trzecia piekielnego trio zasnęła? Może poniedziałek kary dla Pottera i Weasley'a to za mało? Obiecuję, że postaram się dostosować do twoich wymagań i nie zapomną tego szlabanu na długo. Taki wniosek wyciągnąłem z tego, jak bardzo się starasz mnie wkurzyć. Masz pięć minut od teraz. Jeśli się nie zjawisz to równie dobrze możesz poinformować pozostałe dwie trzecie, że nie mają co liczyć na udział w najbliższym meczu Quidditcha.

Hermiona nie musiała dwa razy się zastanawiać. Przemyśli sobie to wszystko co usłyszała podczas biegu.
Po pierwsze, najwieksze zdziwienie przeżyła kiedy piękna, delikatna łania zaczęła na nią krzyczeć. Przez chwilę była w szoku i nie wiedziała co się dzieje. W końcu nie codziennie wbiega do pokoju ładne stworzenie i drze się głosem Snape'a. Po drugie, Harry i Ron mają zagwarantowany niezapomniany szlaban. Ona ewidentnie nie nadaje się na przyjaciółkę.

-Przepraaa... Co?

-Granger! Nie patrz się tak tylko chodź. I nie rób takiej glupiej miny bo przypominasz Vlodemorta, który zobaczył, że Harry przeżył jego klątwę.

-Ale co się panu stało?

-Robiłem sobie eliksir i po prostu coś się z nim stało. I w taki sposób mam właśnie rękę przytwierdzoną czymś mocnym do blatu. Tyle ci wystarczy. Słuchaj, w tej książce na stronie 386 jest opisany eliksir, który to zniweluje. Przeczytaj to i uwarz go.

-Dobrze profesorze.

Snape miał to wszystko już przygotowane. Chciał zobaczyć jak dziewczyna sobie poradzi z takim wyzwaniem. Ma tylko opis i przypuszczalnie pomocne w uwarzeniu tego eliksiru ingrediencje. Dobrze wiedział, że z tamtych wymienionych tylko cztery są potrzebne. Pozostałe pięć musi sama odkryć. Nieco ryzykowne bo może zniszczyć klasę podczas robienia wywaru oraz może on się nie udać i różne skutki odbiją się na jego ręce, ale było to warte poświęcenia. Jeśli ona ma do tego talent, a Mistrzowie Eliksirów potrafią wyczuć przyszłego Mistrza, to jest w stanie dawać jej nawet co tydzień szlabany, aby tylko móc ją uczyć. Tacy ludzie są bezcenni i nawet jeśli jej nie lubi to zrobi wszystko, żeby obrała drogę z eliksirami.
Dziewczyna w pełnym skupieniu sięgnęła po kartkę i pióro i coś zapisała. Potem skreśliła, zapisała i tak jeszcze parę razy. Dopiero po około trzydziestu minutach odłożyła wszystkie rzeczy i tylko z kartką poszła do składziku.
Czekał niecierpliwie z czym ta dziewczyna przyjdzie. Gdy szybko policzył, że ma ze sobą tylko sześć ingrediencji, a nie dziewięć trochę przygasł jego entuzjazm. Najwidoczniej pomylił się co do niej.
Obserwował jednak uważnie co robi. Za każdym razem patrzyła na kartkę i marszczyła nos w zamyśleniu. To akurat rokowało bardzo dobrze bo NIGDY żaden Mistrz Eliksirów nie powinien być pewny swojej pierwszej mikstury. Zwłaszcza z nie do końca wiadomymi składnikami. Po nie całej godzinie dziewczyna skończyła eliksir. Spojrzała się niepewnie na profesora i opisała jak wpadła na pomysł na przyrządzenie go i dlaczego takie, a nie inne ingrediencje.
Snape musiał przyznać, że ta dziewczyna ma jednak do tego głowę. Wymyśliła zupełnie inną kombinację! Kiedy przedstawiła mu swój pomysł, nie bał się już wypróbować tego na swojej ręce (bo jednak przez chwilę zrobiło mu się gorąco na myśl, że przez pewien czas musiałby leczyć rękę).
Kiedy mógł już odczepić dłoń od blatu spojrzał krytycznym wzrokiem na gryfonkę.

-Możesz już iść. I nie zapomnij, że jutro także masz szlaban. Zapraszam na 11:00.

-Do widzenia profesorze.

-Granger ...

-Tak?

-Zostaw mi tą kartkę.

Hermiona już nic się nie odzywała tylko odłożyła kawałek papieru i wyszła.
Pomyślała, że to wszystko było dzisiaj bardzo dziwne.

Spokojnym krokiem szła do wieży Gryffindoru. Po drodze jednak spotkała nie kogo innego jak Ronald Weasley.

-Hej...

-Cześć.

-Możesz chwilę pogadać?

-Jasne!

-Słuchaj Hermiono. Chciałem cię przeprosić. Rozmawiałem z Harrym i on mi wytłumaczył, że to nie była twoja wina.

-Ja też przepraszam. Przeze mnie musicie iść na ten szlaban.

-Spokojnie, mam nadzieję, że już więcej się to nie powtórzy.

Powiedział to spokojnym głosem, ale Hermiona wyczuła jak gdyby ostrzeżenie? Doszła do wniosku, że po prostu nie chce mieć dodatkowych godzin z profesorem przez nią.

-Obiecuję, że postaram się abyście już przeze mnie nie mieli szlabanów.

-Dobrze więc, czy miałabyś ochotę pójść ze mną, Harrym i Luną do Hogsmeade?

-Rozmawiałam już z Harrym o tym. Muszę być jutro u Snape'a o 11:00.

-Okej, jak wolisz. A masz może ochotę jutro wieczorem się pouczyć?

-Mam akurat już wszystko odrobione, ale jeśli potrzebujesz pomocy to...

-Wielkie dzięki! To do jutra o 17:30 w bibliotece. Jesteś wielka.

I odszedł. Wprawdzie chciała powiedzieć, że Parvati chciała iść się pouczyć i mogliby iść razem, ale on na koniec tak ładnie się do niej uśmiechnął. Nic się jej nie stanie jak powtórzy sobie wszystko jeszcze raz.

Zadowolony to mało powiedziane. On był zachwycony. Sam nie wpadłby na taki oczywisty pomysł, a ona to zrobiła. Nie powie jej tego, ale koniecznie jutro musi dać jej coś do roboty. Ma trochę zaległości w eliksirach dla Pomfrey i przy okazji zobaczy jak poradzi sobie z miksturami leczniczymi. Siedział przy swoim biurku i wczytywał się uważnie w tekst zamieszczony na kawałku papieru. To było niezwykłe, żeby tak szybko i z taką skutecznością wynaleźć coś takiego.
Siedziałby tak zapewne dłużej gdyby nie wpadł mu do sali patronus dyrektora.

-Severusie, proszę cię abyś jak najszybciej się zjawił u mnie.

To było dziwne. Od wojny ani razu nie został zaproszony na rozmowę przez dyrektora. Jego ciekawość jeszcze bardziej go pobudziła więc szedł jeszcze szybciej niż zawsze.
Wpadł z impetem nie dbając o odbijające się drzwi o ścianę.

-Wzywałeś mnie.

-Jest źle Severusie. Bellatrix wraz ze swoim mężem Rudolfem uciekli z Azkabanu. Trwają poszukiwania, ale dobrze wiemy, że oni się skutecznie schowają przed aurorami.

-Zapewne będą ukryci przez jakiś czas i nigdzie się nie pokażą póki nie ucichnie ta sprawa. Potem zaczną działać. To bardzo nie dobrze... Kto w ogóle dał uprawnienia tym głupcom, którzy ich pilnowali? Powinni teraz zostać wyrzuceni ze stanowiska. Przecież oni mogą zebrać nowych ludzi. Mogą stworzyć nową armię. Tylko tym razem nie popełnią tych samych błędów co Voldemort. Bardzo źle się stało Dumbledore. Bardzo źle.

-Wiem chłopcze. Musimy teraz czekać na jakieś znaki z ich strony. Wtedy wznowimy Zakon Feniksa.

**************
Nowy rozdział dla was misiaczki❤️

Umysł HG&SS  [Zawieszone]Where stories live. Discover now