Rozdział 19 - Prawda

240 22 5
                                    

* Shailene POV *

Czy kiedykolwiek w życiu myślałam, że będę zabijać z zimną krwią?

Jeszcze niedawno moje życie było zupełnie zwyczajne. Jedynym zmartwieniem była uprzykrzająca życie babcia, którą, jak się później okazało, była Melisandre. Nigdy nie poznałam tej prawdziwej. Wszystko to miało na celu przygotowanie mnie do tego, co dzieje się teraz. Cała ta akcja z szybkim ślubem, przyjazd Theodore'a na Północ, zdrada, śmierć moich rodziców...

Czy gdybym wcześniej wybaczyła Theo zdradę, wszystko potoczyłoby się inaczej?

Właśnie temu miał służyć nasz ślub. Żeby Południe nie próbowało nas obalić. Mieliśmy zawrzeć trwały sojusz za pomocą ślubu. Mam jednak wrażenie, że i tak mogłoby się to źle skończyć. A może szukam dla siebie usprawiedliwienia?

To nie ja jestem winna!

Chciałabym.

Mój czasami kochany, a czasami porywczy ojciec mógłby i tak doprowadzić do wojny. Nie miał dużego szacunku do ludu - w końcu i tak by się zbuntowali.

Teraz musiałam doprowadzić plan Przeznaczenia do końca. Uśmiercić tych, którzy staną mi na drodze, wykorzystać swą moc. Urodzić dziecko, które będzie kiedyś dla wszystkich tyranem. Być może wtedy moc ujawni się w kolejnej dziewczynie, która będzie próbowała go powstrzymać. Nie wiem jednak, czy dożyję tej chwili. Sama też umrę, choć daty jeszcze nie znam przez tajemniczość Melisandre.

- Theodore już wyjechał - do mojego pokoju wchodzi William.

- To dobrze - odpowiadam. Jestem już tym wszystkim zmęczona, choć wiem, że przede mną jeszcze wiele pracy. Chciałabym to wszystko mieć za sobą.

William siada na łóżku, podczas gdy ja siedzę przy biurku i bazgrolę na kartkach. Po chwili orientuję się, że narysowałam twarz dziecka.

- Theo powiedział coś, co mnie zaniepokoiło - zaczyna William.

- Tak?

Mężczyzna spogląda na mój pokaźny brzuch.

- Chcę, żebyś była ze mną szczera - urywa i bierze głęboki oddech. - Czy to moje dziecko?

Mogłam się spodziewać, że po śmierci Ruth, Theodore'owi będzie jeszcze bardziej zależało na następcy tronu. Którym to dziecko i tak będzie, ponieważ już niedługo zdobędę Północ.

- Nie - odpowiadam spokojnie. Nawet się nie denerwuję. Może czułam, że prędzej czy później prawda i tak wyjdzie na jaw? Moje dłonie zaczynają drżeć. To moc. Domaga się, abym jej użyła. - To dziecko twojego brata.

William ukrywa twarz w dłoniach. Wygląda na kompletnie załamanego, a ja ze zdziwieniem stwierdzam, że jest mi to obojętne. Myślałam, że będę cierpieć, krzywdząc go. Wiem, że niedługo skrzywdzę go jeszcze bardziej i to mnie bardziej boli.

Nie odzywam się, dając mu czas na przyswojenie tej informacji. Kiedy w końcu na mnie patrzy, na jego twarzy nie ma złości. Jest po prostu smutny.

- Dlaczego mnie okłamałaś?

- Jadąc tutaj, nie miałam pojęcia, że jestem w ciąży. Musiałam skłamać, bo bałam się, że odeślesz mnie z powrotem na Północ. Nie chciałam znowu trafić w jego ręce.

- A jednak on zna prawdę. Powiedziałaś mu? Przecież wiesz, że będzie chciał cię odzyskać. Chce następcę tronu.

- Nic mu nie powiedziałam, domyślił się - wyjaśniam. - A to dziecko i tak zostanie następcą tronu. Zarówno Północy, jak i Południa.

- O czym ty mówisz?

- Zamierzam połączyć obie krainy, tworząc po prostu Wonderię, bez podziałów.

- Niby jak zamierzasz to zrobić? - Tym razem jest rozbawiony.

Nie odpowiadam wprost, tylko poruszam rękami, żeby przywołać do siebie rośliny. Pnącza wiją się po murach zamku, następnie po balkonie i docierają do pokoju. William wytrzeszcza oczy.

- Jesteś jakąś czarownicą?

- Władam naturą - odpowiadam i waham się przez chwilę, po czym zaczynam opowiadać mu swoją historię. I tak już nie będzie mógł jej nikomu powtórzyć...

- To ty zabiłaś Ruth - William wstaje i odsuwa się ode mnie.

- Tak.

- Moi rodzice...?

- Też.

- Jak mogłaś?! - Chce się na mnie rzucić, ale otaczam się pnączami jak zbroją.

- Działam według planu Przeznaczenia.

- A ja cię uratowałem! Kochałem cię, a ty okazałaś się...

- ... morderczynią? - Wchodzę mu w słowo. - Twoja matka również próbowała mnie zabić, wlała mi truciznę do kąpieli. Nie myśl sobie, że tylko ja mam kogoś na sumieniu. Twój własny brat wymordował połowę mojego domu. Moich rodziców, moją babkę.

- To ma być jakaś zemsta?

- Nie. Ale chętnie wrócę do domu i wreszcie zapanuje porządek.

- Zaraz powiadomię Theo i nici z twoich planów. Oboje cię zniszczymy - grozi mi William.

- Myślisz, że jestem na twojej łasce? - Prycham. - Gdy twój brat dotrze na Północ, będzie już cale od śmierci.

- Ty...! - Tym razem naprawdę się na mnie rzuca, ale jeden ruch mojej dłoni sprawia, że oplatają go pnącza. Nie może się ruszyć.

- Przepraszam, ale również jesteś na mojej liście - mówię spokojnie. - Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Doceniam to i zawsze będę ci wdzięczna. Jednak plan wymaga także twojej śmierci.

- Kiedyś za to zapłacisz! - Wydusza William, ściskany coraz bardziej.

- Masz rację. Przeznaczenie już wydało na mnie wyrok - biorę głęboki oddech. - Żegnaj.

Zaciskam pięść i pnącza duszą Williama. Trzymam mocno, dopóki nie pada na ziemię martwy.

Pnącza pełzną z powrotem do ogrodu.

CDN.

the King in the North [2]Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora