MEROPE

51 6 12
                                    




Pukanie. Tamtej pamiętnej nocy, która rozpoczęła serię nieszczęśliwych wypadków w moim życiu, właśnie stukanie do drzwi przerwało mój spokojny sen. Rozdrażniona i półśpiąca usiadłam na łóżku i szturchnęłam w ramię mojego męża, Syzyfa. W odpowiedzi usłyszałam trudny do zinterpretowania pomruk.

- Ktoś puka do drzwi – szepnęłam.

- To absurd. Dopiero świta – mruknął i ostentacyjnie odwrócił się do mnie plecami. Miał okropny humor, jak zawsze dzień po ucztach, która organizował ostatnio bardzo często. Ambrozja i nektar, które dostawał od bogów zdecydowanie nie chroniły go przed skutkami wypicia zbyt dużej ilości alkoholu.

Stukanie do drzwi się powtórzyło, więc wstałam i poszłam sprawdzić, kto dobija się do naszego pałacu o tak wczesnej porze i dlaczego nikt ze służby jeszcze nie otworzył. Pałac był w opłakanym stanie po wczorajszej orgii, ciężko mi było przejść korytarzem, nie brudząc sobie stóp winem i innymi nieokreślonymi substancjami, które tworzyły kałuże na podłodze. Zanotowałam sobie w myślach, żeby zganić służbę za opieszałość. Co ze mnie za królowa, która nie potrafi zmusić służących do pracy?

Zajęta tymi myślami otworzyłam drzwi, mając nadzieję, że natrętny gość już odszedł, chociaż wtedy to oznaczałoby złamanie prawa gościnności. Może był to bóg w przebraniu i, nie wpuszczając go dostatecznie szybko, sprowadziłam zgubę na męża i cały Korynt?

- Pozdrawiam cię, Merope, córko mężnego Atlasa i pięknej Plejone – rozległ się głęboki głos. Pierwszy raz podniosłam wzrok na drzwi i zobaczyłam mojego gościa. Była nim postać w czarnej szacie z kapturem, który zasłaniał jej twarz. Całe moje ciało przeszedł dreszcz, ponieważ rozpoznałam w przybyszu boga śmierci, Tanatosa. Jego czarne jak noc skrzydła zakryły całkiem wschodzące słońce. – Przyszedłem po twojego męża, Syzyfa. Zbyt długo bogowie tolerowali jego zachowanie.

Gdybyście dzisiaj mnie zapytali, co sobie myślałam, dlaczego zrobiłam to, co zrobiłam, nie umiałabym odpowiedzieć. W tamtych czasach kochałam Syzyfa, mimo jego pychy i często karygodnego zachowania, więc nie mogłam wyobrazić sobie, że on odejdzie do Erebu, kiedy ja pozostanę tutaj. Nie wyobrażałam sobie dalszego życia, istnienia bez niego.

Pod wpływem chwili chwyciłam łańcuch, który pozostawił wczoraj przy drzwiach któryś z gości (swoją drogą, kto przynosi łańcuch na ucztę u króla?) i rzuciłam się na boga śmierci, obejmując go ramionami w geście, który mógłby uchodzić za przytulenie, gdybym nie witała się z personifikacją Śmierci. Oplotłam łańcuch wokół jego skrzydeł i ramion i trzymałam go całą siłą swoich nieśmiertelnych rąk.

Nie potrafię powiedzieć, dlaczego potężny bóg nie powstrzymał dużo słabszej od niego nimfy. Prawdopodobnie mój czyn zaskoczył go tak samo, jak mnie. Albo pozostawiony przez gościa łańcuch był zaklęty, okryty magią Hekate.

Mój mąż odnalazł mnie ledwie trzymającą boga śmierci, który próbował rozłożyć swoje potężne skrzydła. Spojrzałam mu w oczy i połączyło nas bezgłośnie porozumienie. Wspólnymi siłami zawlekliśmy Tatanosa do pałacowej piwnicy, a tam przymocowaliśmy łańcuch do ściany. Nie miałam wątpliwości, że musiał być zaczarowany. Jak inaczej nimfa i śmiertelnik zdołaliby obezwładnić boga śmierci, podopiecznego samego Hadesa?

Później ten czyn został przypisany mojemu mężowi, a moja rola zbagatelizowana do mądrego odradzania. Prawdopodobnie to właśnie powinnam była robić.

Wyrzuty sumienia i krzyki Tatanosa uwięzionego w piwnicy dręczyły mnie miesiącami. Żałowałam swojego czynu tym bardziej, że mój mąż zaczął się zachowywać nieznośnie. Opowiadał wszystkim o swoim heroicznym czynie, o tym, że rzekomo pokonał Śmierć i dzięki niemu ludzie stali się praktycznie nieśmiertelni. Organizował coraz huczniejsze uczty, królestwo popadało w ruinę, a mnie powoli odsuwał na bok, sprowadzając do roli ładnej ozdoby   zapominając, że to dzięki mnie uniknął śmierci.

MitologiaWhere stories live. Discover now