Rozdział 25

410 50 45
                                    


Dorian Wheller nie odezwał się do Chayse'a ani słowem od momentu, w którym kazał podejść mu do krat. Już drugi raz tego dnia i to w dość niewielkim odstępie czasowym. Policjant zaprowadził szeryfa do pokoju przesłuchań, a w trakcie tego spaceru bardzo pilnował, żeby nikt ich nie zauważył. Nadawał szybkie tempo i wychylał się zza każdego rogu, by upewnić się, że nikt nie pojawi się na ich drodze. W końcu zamknął Woodarda samego w pokoju przesłuchań. Chayse nie pamiętał, kiedy ostatnio widział przyjaciela takiego spiętego.

Chwilę później do pomieszczenia wślizgnęła się agentka Anastasia Ashbee we własnej osobie. Jakby tego było mało, przekroczyła próg drzwi, za którymi znajdował się pokój usytuowany po drugiej stronie weneckiego lustra. Najwidoczniej na niego czekała.

– Co się dzieje? – zapytał podejrzliwie, zanim Anastasia zdążyła zbliżyć się do stołu.

– Nic. Chcę z tobą pogadać.

– Cholera, a przez moment liczyłem na coś innego.

Przewróciła oczami, ale ostatecznie i tak nieznacznie się uśmiechnęła. Tylko na moment. Potem usiadła na krześle naprzeciw Chayse'a i oparła brodę na dłoniach.

– Horton wie?

– Nie, tylko Dorian. Wolałabym jednak, żeby nawet on nie wiedział o tej rozmowie.

– O co chodzi? – Był teraz jeszcze bardziej zaniepokojony niż przed momentem. – Przyszłaś, żeby osobiście mi oznajmić, że znaleźliście coś, co naprawdę pozwoli wsadzić mnie na dożywocie?

– Przestań, Chayse. – Poirytowana ściągnęła ręce ze stołu. – Naprawdę tak źle mnie oceniasz?

Nie wiedział, co powiedzieć. Zrobiło mu się głupio. Niemal tak bardzo, jak wtedy, gdy zapomniał o urodzinach swojego jedynego bratanka, mimo że odznaczał się świetną pamięcią do dat.

– Zresztą nieważne. Przyszłam, bo...

– Ważne – Chayse przerwał jej, kładąc skute kajdankami ręce na metalowym blacie. Żałował, że Anastasia chwilę wcześniej zabrała stamtąd swoje dłonie. – Przepraszam. Nie czuję się najlepiej.

Mięśnie jej twarzy się rozluźniły. Zaraz przypomniała sobie jednak, że ma niewiele czasu. Roztarła skronie, w których od rana jej pulsowało. Może to przez to, że nie mogła spać, a w trakcie ostatniej doby prawie nic nie jadła. Najgorsze było to, że w ogóle nie odczuwała głodu. Jej apetyt najwidoczniej postanowił przejść na drugą stronę frontu.

– W porządku. Powiedz mi, czy możesz normalnie wkładać zakupy do bagażnika i nic się z nimi nie dzieje?

– Co takiego?

– Najpierw odpowiedz, później pytaj.

Przysunął się bliżej stołu, żeby położyć przedramiona na zimnym blacie. Miał ochotę zapytać, czy Anastasia przypadkiem też nie czuje się źle, ale się powstrzymał.

– Mogę. To o co chodzi?

Wyciągnęła telefon z kieszeni żakietu i pokazała mu zdjęcie przedstawiające jakąś nieciekawie wyglądającą plamę. Domyślał się, że znajdowała się na czyimś ciele, ale nie miał pojęcia, z jakiej racji to ogląda.

– To oparzenie na udzie Roberta. Jestem prawie pewna, że powstało od rozgrzanego tłumika samochodowego.

Chayse zmarszczył brwi. Podniósł pięści, a potem przetarł nimi piekące oczy. W końcu zrozumiał, po co Anastasia mu to pokazała. Dotarło do niego, że nie powinien był wątpić w jej dobre intencje.

PodpisWhere stories live. Discover now