Rozdział III

1 0 0
                                    

To było najdłuższe jak do tej pory pół godziny w życiu Hedwigi. W ciągu pierwszych paru minut zdążyła stracić Siriusa z oczu, który z sali wypadł piorunem, odwiedzić toaletę i nabyć sok kofeinowy, a później jeszcze wrócić do reszty, gdzie Freja nagabywała właśnie Jasona do wyjaśnienie protokołu poufności. Oprócz doktora nie dostrzegła wśród zebranych również Juliana, który musiał odmeldować się w pałacowym archiwum, Elliot natomiast rozsądnie nie oddalał się od grupy nawet na krok, pozwalając mieć się stale na oku.

— Freja, mówię ci, poczekaj chwilę, ją to pewnie też interesuje, a ja nie zamierzam się...! O, o wilku mowa. — Jason zaprosił gestem młodszą Roddendottir, by dołączyła do nich. Dziewczyna ustawiła się za siostrą, nie chcąc zaburzać ciasnego półkola, jakim pozostali otoczyli strażnika. — Wszyscy obecni? Tak, widzę, nie wszyscy — ubiegł Frejra, który już otwierał usta — na szczęście Julian i Dhonreth nieco lepiej znają się na słowniczku. No dobra. 

Strażnik zaczerpnął głęboko powietrza, na co Freja żartobliwie wstrzymała oddech. Marshall parsknął wesoło i zaczął opowiadać:

— Ogółem protokół poufności to procedura, którą ogłasza król wysyłając ludzi na delikatne misje, głównie takie prowadzone za granicami królestwa. 

— I to jest tak oburzające, że doktorek aż wyszedł z siebie? — zapytał ze śmiechem Voyemil. Jason zaprzeczył ruchem głowy.

— Mam mu sporo do zarzucenia, ale tutaj akurat go rozumiem. Zasady obowiązujące w ramach protokołu są... no... — Podrapał się z namysłem po brodzie, próbując ubrać trudną definicję z kodeksu w przystępne słowa. — Inaczej. Jakby teraz król ogłosił, że ja i Freja jedziemy w teren schwytać kogoś tam, to zostalibyśmy wysłani jako strażnicy w pełni uprawnień. Takie coś nie ma miejsca, jeśli wysyła się ludzi w protokole.

— Przez protokół realizujemy zadanie zlecone przez władcę, ale oficjalnie jesteśmy po cywilnemu, zgadza się?

Jason pokiwał entuzjastycznie głową, zadowolony, że Elliot oszczędził mu dalszego głowienia się nad przetłumaczeniem żargonu na uniwersalny.

— Dokładnie. Z jednej strony to wygodne, wiadomo, nie musimy pracować zgodnie z pewnymi standardami, jedyne, czego przestrzegamy, to prawa... ale z drugiej strony... 

— Nic nas nie chroni — dokończył Chatfield.

— Właśnie. Kompetencje też są ograniczone, nie możemy tak po prostu powiedzieć Hej, pracujemy dla króla, musimy dostać się tu, pogadać z tamtym, nie ma czegoś takiego. Jedyne, co nam zostaje, to możliwość aresztowania, jeśli, no, jeśli tego dotyczy misja i mamy dowody na popełnione przestępstwo. To tyle.

— To trochę jakby król umywał ręce od odpowiedzialności — stwierdziła ponuro Freja, wreszcie pojmując, skąd wzięła się tak żywiołowa reakcja doktora. — Ale jeśli misja się uda, to wtedy wszystko fajnie, to było od początku zgodnie z królewskim planem i w ogóle?

— Mniej więcej — przyznał Jason, zniżając nieco głos. Jednocześnie zerknął szybko przez ramię, jakby sprawdzał, czy nie słyszy ich Marvin. Dopiero pewny, że jego słowa raczej nie dosięgną władcy, ośmielił się mówić dalej: — Myślicie, że czemu mówi się na to protokół paranoi?

Popatrzyli po sobie, niepewni, jak skomentować słowa strażnika.

— Mamy prawo odmówić udziału w czymś takim? — Frejr podchodził do tematu najostrożniej, co w sumie nikogo nie dziwiło. — Podoba mi się takie życie bez listu gończego.

— Możesz w sumie wycofać się jak długo nie złożysz przysięgi opieczętowanej.

— Opieczętowanej? — Freja zaklęła pod nosem po polsku. — Czyli to serio nie przelewki.

Cokolwiek niesie czas (Alta Hora - tom drugi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz