IV

456 21 11
                                    

Mężczyzna chyba nigdy nie był tak szczęśliwy, jak dziś, to był ten dzień, ta chwila, w której miało się okazać czy wizja się spełni, czy los naprawdę tak bardzo jemu nie sprzyja. Ale jednak ujrzał słońce, dostał nową nadzieję. Nadzieje na lepsze jutro dla swojej rodziny, nadzieje, o którą będzie walczyć dzień za dniem.

Tak, okazało się, że martwił się zupełnie niepotrzebnie.

Padmé przeżyła...

Te dwa słowa cały czas latały mu po głowie, tak, że nie mógł ich się pozbyć, ale też i nie chciał tego robić. To przez to, energia, nowa energia rozpierała go od środka, dodawała siły na kolejne dni, lata...

Wiedział, że nie może sobie teraz pozwolić na żadne lenistwo. Mimo iż Padmé przeżyła poród, to jej organizm był wycieńczony, zresztą jak ona sama. Nikt nie spodziewał się bliźniąt, nawet na badaniach nic na to nie wskazywało, więc nic dziwnego, że młodzi rodzice przeżyli istny szok, gdy nagle po Luku na świecie pojawiła się jego młodsza siostra.

Młody ojciec wiedział także, że nie zachował się zbyt miło w stosunku do byłego ucznia. No cóż, można śmiało powiedzieć, że to wszystko było winą nerwów. Bał się, o tak. Bał się jak diabli, tego, co ona mu chce powiedzieć, że przyjdzie i zacznie mu prawić jakieś kazanie.

Obi-wan na pewno by to zrobił, gdyby Anakin tak szybko się stamtąd nie uciekł. No cóż, takie żyje, lecz on nie wiedział jednego - ona nie chciała robić nic z tych rzeczy przecież.

Uważała, że on jak wszyscy inni, jest członkiem. Ma prawo się zakochać i chcieć żyć normalnie, przecież sama to zrobiła, oczywiście pomijając fakt o zakochaniu się, bo nadal nie ma nikogo.

Ahsoka tylko chciała dobrze, a on jak zawsze wszystko zniszczył swoim humorkiem... ale teraz, skoro
Padmé nic już nie jest i na pewno przeżyje, może iść z nią porozmawiać. No, pod warunkiem, że nadal tam jest, a nie uciekła już na nowo w świat i słuch znów po niej zaginie. No ale chyba tego dnia, szczęście się do niego uśmiechnęło, bo gdy tylko wrócił prawie do samego holu, ona nadal tam była. Tak, jakby na niego cały czas czekała.

Chyba chce mi bardzo kazanie strzelić.

Sam nie wiedział, dlaczego przeszło mu to w ogóle przez myśl, skoro nie wygląda nawet ani trochę tak, jakby chciała mu tu kazania prawić. Więc po co przyszła? Po co? Na co przebyła taki kawał drogi?

Odpowiedzi była prostsza niż mu się wydawało, ale on jej nie dostrzegał...

Wszedł do holu budynku i dość niepewnym krokiem ruszył w jej stronę. Szczerze? Nigdy nie sądził, że będę się bać, rozmawiać z bym uczniem, a tu taka niespodzianka. Zatrzymał się w bezpiecznej odległości, chodź tak na prawdę to nie było żadnej bezpiecznej odległości od byłego ucznia Jedi. Jakby chciała, to już dawno by leżał na drugim końcu tego korytarza, lub nawet budynku i on o tym wiedział... jednak nic nie zrobiła, nawet się nie ruszyła, co już było dziwne.

Spojrzał na nią jeszcze raz, nie wydawała się zła na niego, raczej... zmartwiona. Tak, to będzie na pewno dobre określenie, była bardzo zmartwiona i przyjęta, nie tylko stanem przyjaciółki, ale i swojego przyjaciela, szczególnie po tym, co stało się kilkanaście minut temu... nie chciała się kłócić, nie chciała na nikogo krzyczeć, sama najchętniej by się gdzieś schowała, ukryła jak najdalej od wszystkich... ale chciała widzieć, chciała być pewna, że jej przyjaciołom nic nie grozi, że są bezpieczni.

Skywalker wziął głęboki wdech i wydech, po czym poszedł do byłej uczennicy i usiadł obok niej. Dziewczyna uniosła trochę głowę, by na niego spojrzeć kątem oka. Nie była pewna po co wrócił, czyżby chciał się pogodzić? A może przyszedł po coś innego? Nie obchodziło ją to trochę, chciała po prostu widzieć czy wszystko jest już dobrze, czy nie ma się czym martwić, tylko tyle... skoro nie chce jej wsparcia, nie chce z nią rozmawiać, to niej jej chodzisz go powie, wtedy będzie mogła z czystym sumieniem znów zniknąć z ich świata.

- Czy ona...? - Odezwała się jako pierwsza, zadając pytanie, jakie ją samą męczyło już od jakiegoś czasu, a konkretnie od prawie godziny, od czasu, gdy dowiedziała się co się dzieje.

- Żyje, tak. - Odpowiedział, chodź wydawało się że chce coś jeszcze dodać, jednak się powstrzymał, nic nie powiedział, znów milczał. Tano nie widziała więc co może jeszcze mu powiedzieć, lub o co zapytać, przecież to była jego rodzina, jego życie... ona jest już spokojna, bo jej przyjaciółka żyje i ma się dobrze, prawdopodobnie.

Westchnęła cicho, widziała co to znaczy, teraz znów przyszła pora by powiedzieć sobie dowodzenia, i zniknął na kilka lat lub na zawsze, zależy, jaka będzie sytuacja.

Wstała w ciszy, nie odzywając się w ogóle, ani słowem. Ostatni raz spojrzała na Anakina, było jej trochę smutno, miała jednak jakąś nikłą nadzieję, że tak się to nie skończyć, ale jak widać, tak musiało być.

- To, miło było Cię znów widzieć i w ogóle... - Nie widziała jak się ma pożegnać, więc powiedziała pierwsze słowa, które przyszły jej do głowy, po czym ruszyła do wyjścia.

Anakin przez chwilę jeszcze siedział w miejscu, nie wiedząc co się dzieje do końca, po czym wstał i ruszył za nią.

- Ahsoka, czekaj... - Powiedział, gdy zorientował się, że ona już dawno wyszła z budynku i była już w połowie schodów. Jednak go usłyszała, zatrzymała się i obejrzała przez ramię na niego, nie widziała czego jeszcze może od niej chce. Chyba jasno na samym początku się wyraził, żeby sobie poszła... czyżby coś jeszcze chciał? A może zmienił zdanie?

Czekała cierpliwie aż sam zejdzie, zarówna się z nią. Jakoś nie miała ochoty znów bez celu wchodzić po tych schodach do góry, niech on się trochę pomęczy, bo dlaczego nie?

- Ja... przepraszam. - Odezwał się, gdy tylko był już bok niej. Tak naprawdę, to znów nie widział co ma mówić, jednak widział, że wypadałoby chyba przeprosić za swoje zachowanie dzisiaj. Nie był dla niej za miły, do tego nie widział
nawet, po co przyszła, a ona jakoś nie wyglądała już, jakby chciała mu to powiedzieć.

Przez chwilę znów panowała cisza, młoda Tano zastanawiała się, za co on ją w ogóle przeprasza? Jednak postanowiła już nie pytać o to, by widziała, że raczej Anakin sam nie wie, co chce powiedzieć.

- Nie jestem zła, jeśli chcesz widzieć. - Zaczęła sama, chciała mu to jednak wytłumaczyć, po części nawet zahaczy dzięki temu, o to, co chciała mu sama na początku powiedzieć, gdy szła w stronę szpitala. - Nie byłam nawet jak się dowiedziałam, co się stało. Byłam najwyżej zdziwiona... - Trudno jej było teraz tak o tym mówić, szczególnie że to było dość nie dawno, bo nawet nie dwie godziny temu, ale lepiej powiedzieć to teraz, niż zwlekać. - Ale nie chciałam prawić Ci żadnych kazań ani nic, nie jestem Obi-wanem. - Dodała szybko, bo nie chciała by tak myślał, chodź tak pewnie na początku było.

- Po prostu... - Znów się zawahała, niepewna jak to powiedzieć i czy w ogóle powiedzieć. - Po prostu nie chciałam abyś był w tym sam... żebyś widział, że są osoby, na których zawsze możesz polegać. - Zakończyła swój wywód, czekają teraz na jego reakcje...

Anakin milczał chwilę, długą chwilę, która dla Ahsoki wydawała się teraz latami. Bała się jak zareaguje, chodź, chyba nie powiedziała niczego złego, prawda?

- To... - Zaczął, ale sam znów urwał, nie wiedząc znów, co ma powiedzieć. Tego się na pewno nie spodziewał, chodzisz, mógł. Przecież mógł przypuszczać, że Ahsoka go zrozumie, przecież sama odeszła od zakonu, by móc w końcu żyć normalnie, spokojnie, mimo że potem znów wróciłaby im pomagać, już nie chciała zbyć w zakonie. On zrobił to samo. Opuścił zakon dla normalnego życia, dla rodziny...

Było mu teraz naprawdę głupio, ale nie mógł cofnąć czasu i zareagować inaczej na jej pojawienie się w szpitalu, teraz mógł to tylko odkręcić wszystko tutaj, w tej chwili.

- Ja... chyba za bardzo byłem zdenerwowany, żeby normalnie myśleć... - Gdy tylko to poddział, miał ochotę walnąć się w twarz. Po co akurat to poddział? Przecież to nie ma nic do rzeczy! - Znaczy... - Chciał coś dodać, ale Ahsoka zaczęła się śmiać, a on nie widział dlaczego.

Czy ona śmieje się ze mnie?

Zapytał się w myślach, chodzisz w sumie, to nie byłby pierwszy raz, kiedy to robiła.

- Rozumiem... - Powiedziała, gdy się już uspokoiła. Po prostu rozbawiła ją jego nagła reakcja na to, co sam powiedział. Takie rzeczy rzadko się w końcu zdarzały.

- To... co teraz? - Zapytała po chwili ciszy, jaka znów zapanowała. - Nie powinieneś wracać do swojej rodziny? - Dodała, bo widziała, że na pewno to oni teraz będą u niego na pierwszym miejscu, jak zawsze u niego było. Pierw rodzina... potem reszta.

- Co? A tak... - Powiedział, kompletnie zapomniał na chwilę, że przecież wypadałoby wrócić do dzieci, dowiedzieć się jak tam stan Padmé i dzieci... - To... ja już pójdę, miło było Cię znów widzieć. - Poddział znów zaczął się wspinać po schodach do budynku, ale tym razem to Ahsoka zatrzymała jego.

- Kiedy będą mogli opuścić szpital? - Zapytała tonem, jakby nad czymś myślała.

- Nie wiem, ale chyba do końca tygodnia będą tutaj... Padmé może trochę dłużej, a co? - Tym razem to on zadał pytanie, bo nie widział, po jej może być potrzeba taka informacja.

- Może... - Zaczęła spoglądając, na niego uważnie. - Może urządzi się im małe przyjęcie powitalne? No wiesz, takie w gronie rodziny, czy przyjaciół.

Pomysł padł, a Anakin długo się nad nim nie zastanawiał. Już nawet wiedział, kogo mniej więcej zaprosi, lub co musi być na tej małej imprezie.

- To jest świetny pomysł.

~*~*~*~*~⭐~*~*~*~*~

#11.11.2019 - Opublikowano rozdział

1545 słów

The Skywalker family ˢᵗᵃʳ ʷᵃʳˢWhere stories live. Discover now