Prolog

25 6 6
                                    


Nie mam na czole błyskawicy. Nie sypiam z wampirami, ani nie zabiłem Laury Palmer. Z rąk nie wystrzeliwują mi pajęczyny, a najważniejsza część mojego ciała ukryta jest pod banalnymi bokserkami w serduszka, a nie pod obcisłymi czerwonymi slipami. Nie oznacza to jednak, że jestem absolutnie normalny. Odrobinę to może narcystyczne obsadzać się w roli bohatera literackiego, ale czy, dajmy na to, taka Izabela Łęcka była pokorna?

Chociaż normalny to może nie do końca odpowiednie słowo. Bo wiecie, pewien bardzo mądry ktoś powiedział mi, że ludzie dzielą się na dwie grupy.

Jedni robią swoje, kontestując co najwyżej ilość przypraw użytych w poniedziałkowej pomidorowej.

Robienie swojego ma różne odcienie.

Przykład pierwszy – jeden z waszych znajomych na Facebooku. Lajkuje memy z Magdą Gessler, pisze emocjonalne posty o polityce, ograniczające się li tylko do bycia emocjonalnymi postami o polityce, a dwa razy w roku widzicie jego zdjęcia z urlopu w Jastrzębiej Górze.

Przykład drugi, trudniejszy: moja rodzicielka. Choć posiada perfumowane serce, do snu nuciła mi bajki baj baj, a gdyby nie była mamą,byłaby zapewne klockami Lego – wciąż poczuwa się do skrupulatnej opieki nad moimi błędami. Zamiast wyjechać na Bahamy,zapisać się na kurs kulinarny czy co tam innego wyprawiają matki odchowanych dzieci.

Pierwsza grupa ma się dobrze.

Przepraszam więc za tę rzuconą na wyrost normalność. Spróbujmy skupić się na tym, co jest we mnie... hmmm... unikatowe? Inne? Niebanalne?Oprócz, oczywiście, całkiem niebrzydkiej twarzy, takiej może siedem na dziesięć, maskowanej przez niespełna 180 cm wzrostu i lekką, ale tylko jeśli się przyjrzeć (!!!), nadwagę? Otóż od zawsze...

Och, byłbym zapomniał. Jest przecież druga grupa ludzi. Tym odpierdala, ale też oni częściej zmieniają świat. Twierdzą, że normalność nie istnieje, rozumiejąc ją jako ideał, który nigdy nie nadejdzie.Przykład?

Ja.

Zawsze myślałem,że pójdę na studia, obleję parę egzaminów w pierwszych terminach, ale ostatecznie ukończę naukę prawie z wyróżnieniem.Popełnię w międzyczasie stos błędów, w dużej mierze spowodowanych przecenieniem własnych alkoholowych możliwości, lecz ostatecznie wyląduję u boku przeciętnie atrakcyjnej kobiety –nie Scarlett Johansson, nie Emily Ratajkowski czy jednej z wielu innych piękności, które kocha się miłością totalnie bezgraniczną, choć nie spotyka się ich na ulicach. Przytyję tak,że nie rozpoznają mnie nauczyciele z podstawówki, znajdę pracę wkurwiającą i satysfakcjonującą jednocześnie oraz spłodzę dwójkę dzieci, a nie piątkę, jak to zwykłem powtarzać tu i ówdzie, żeby przypodobać się napalonym laskom. Będę utrzymywał zdrowe relacje z rodziną, dam chrześnicy dwadzieścia złotych,kiedy pójdzie pierwszy raz do czwartej klasy, bo jestem przecież fajnym wujkiem, z nieźle płatną pracą, a ona musi mieć za co kupić sok pomarańczowy lub rogalika z czekoladą. Ale nie – tak przecież byłoby idealnie, a jak wiadomo, ideałów, kurwa, nie ma.

Trzeba więc po drodze coś spektakularnie spierdolić.

Dawno temu, jeszcze przed śmiercią papieża, może i byłem w pierwszej grupie. Ale wraz z zamienieniem Akona i Just 5 na Floydów oraz Ozzy'ego Osbourne'a, szybko zorientowałem się, czym są wygórowane oczekiwania otoczenia.

Sytuacji nie ułatwiały... słyszane głosy.

Tak.

Słyszę głosy.

A właściwie głos:męski, chropowaty, przesiąknięty papierosami. Łatwo to sobie wytłumaczyć, kiedy jestem w tłumie, zwłaszcza, że kilka razy nawet wydawało mi się, że dokładnie widzę faceta zwracającego się w moją stronę. Ale czasem jestem sam, a on i tak swoje.

Mam tak odkąd pamiętam.

Pierwszy raz tajemniczy głos, ten obcy, ujawnił się w gimnazjum (tak tak,chodziłem do gimnazjum) podczas jednej z przerw obiadowych. Koledzy zapraszali mnie na fajkę za szkołą. Mówili, że spoko, nic się nie stanie, wciśnie się kit, że byliśmy pograć w piłkę na boisku. Taaa, jasne... Usłyszałem w głowie: tylko lamus by poszedł. Podjąłem dobrą decyzję – bajki o harataniu w gałę na przerwie nie kupiła nawet nasza polonistka, która do teraz uważa, że bramka jest okrągła, a piłki są dwie. Bajką z koleinie były perypetie moich kumpli, kiedy rodzice dowiedzieli się, że bardziej niż funkcja liniowa i słowotwórstwo ich synów interesuje nikotyna i trywializacja raka płuc. Tak tak, bo jak papierosy to złe towarzystwo, jak złe towarzystwo to kiepskie oceny, jak kiepskie oceny to szkoła specjalna, jak szkoła specjalna to ulica, jak ulica to śmierć, a jak śmierć to piekło, bo gdzie tam przecież niebo,skoro popalało się Pall Malle, w dodatku mentolowe, co nie dość,że jest złe to jeszcze pedalskie. Pierwszą klasą w stronę światła.

Owego głosu niestety nie zawsze słuchałem, choć wychodzi na to, że nigdy nie radził mi źle. Pamiętam, jak kiedyś zbyłem go podczas „okienka"w trzeciej klasie liceum. Znudzeni przyjmowaniem informacji o tragizmie któregoś z powstań z miesiącem w nazwie, poszliśmy z dwoma koleżankami na piwo do pobliskiego parku. Słyszałem w sobie:serio, Żywca? Już lepiej nic nie bierz. Na żywca, to byłem przestraszony, kiedy przyłapali nas strażnicy miejscy. Szczęściem w nieszczęściu był mandat na 100zł. Śmieciem w koszu - moje niedopite piwo.

By was jeszcze bardziej zachęcić do nieodkładania tej książki na półkę,wspomnę tylko, że mojej historii nie słyszał jeszcze żaden rękaw, żadna kozetka, nawet konfesjonał, co go raz w miesiącu zwykłem bezcześcić zwierzeniami o lenistwie i masturbacji przy zdjęciach Cindy Crawford. Zdaje się jedynie, że w akcie desperacji, w przypływie ekstatycznego pożądania, opowiedziałem ją po pijaku kilku obcym laskom. Ale spokojnie, to nic. One też pewnie tego nie pamiętają.

A cała historia zaczyna się pewnej nocy, kiedy poznałem prawdę o tajemniczym głosie. Dawno dawno temu, za siedmioma i tak dalej...

Biały króliku,tylko nie pędź za szybko!

Anioły i hormonyWhere stories live. Discover now