DZIEŃ ÓSMY

525 85 32
                                    

praca autorstwa: dramat_

❝PEWNEGO ZIMOWEGO WIECZORU❞

Od pierwszego spotkania Zuzannie wydawało się, że z Konstantym podąża razem, tą samą ścieżką. Żadne z nich nie miało zbyt wielu znajomych, a poza tym łączyło ich wiele wspólnych tematów. Jednak to ona szła za nim bez względu na wszystko, nawet na to, że chłopak może mieć jej dość. W zimie, gdy szli na spacer, przez ostatnich parę dni nie czekał na dziewczynę i musiała iść zdecydowanie szybciej niż normalnie. Brunetce zazwyczaj marzły wtedy ręce, robiły się coraz bardziej czerwone i niezdolne do ruchu. Konstanty umiał to dostrzec, jednak nie chciał, więc ignorował to, jakby w ogóle takie zdarzenie nie miało miejsca. Zamarzało mu wtedy serce, powoli, stopniowo, tak jak lód na rzece, przynajmniej według brunetki. Przez jego grubą warstwę można było przebić się jedynie czymś bardzo ostrym. A broń Zuzanny w postaci sopli wyrzutów do nastolatka topiła się wraz z spojrzeniem na jego twarz, zostawiając po sobie jedynie kałuże westchnień.

Wcześniej było inaczej. Mimo że to dziewczyna zaczynała rozmowy, wyjścia na gorącą czekoladę wynikały z inicjatywy chłopaka. Podczas ich wspólnych rozmów uśmiech znikał mu z twarzy tylko wtedy, gdy czuł się gorzej niż zwykle, co raczej nie umykało uwadze Zuzanny, która oferowała mu pomoc, z początku przez niego odrzucaną. Po pewnym czasie brunetka zaczęła mieć udział w poprawianiu nastroju nastolatka. Mimo tego, że nie zawsze umiała go pocieszyć, zawsze służyła ciepłym przytulasem, podczas którego chłód i troski bruneta częściowo przenikały do dziewczyny. Ostatnio Konstanty wydawał się coraz częściej więziony w swojej klatce soplowych trosk, jakby radość i uśmiechy traciły kontrolę nad jego duszą przez rosnący w siłę chłód smutku i problemów, a chłopak po prostu nie miał wystarczająco nadziei, by ją roztopić gołymi dłońmi. I przez to coraz rzadziej odbierał od niej telefony, gdy dzwoniła, bo pragnęła upewnić się, że wszystko w porządku. Tak naprawdę to gdy widział na ekranie nadchodzące połączenie od nastolatki, rzucał telefon w kąt łóżka bądź chował do szuflady. Po prostu nie chciał martwić nikogo i nie przywiązywać się do ludzi i trochę zbyt późno zdał sobie z tego sprawę. Ludzie przecież sprawiają ból. Prędzej czy później i tak odchodzą jak nasiona dmuchawca niesione przez wiatr – z tą różnicą, że ci pierwsi pozostawiają po sobie ranę w sercu, najczęściej której Konstanty nigdy nie potrafił zasklepić. W porównaniu do innych był słabym krawcem życia i serc. Właśnie dlatego postanowił, że to on odejdzie i zrani Zuzannę nim dziewczyna zrobi to pierwsza. Nie byłby w stanie poradzić sobie z kolejnymi cierniami w swojej duszy.

I to nie tak, że wszystko przez Zuzannę, bo wcale nie. Naprawdę ją lubił. Wina leżała w nim. Przypominali trochę płatki śniegu, te, które nastolatka jednego popołudnia tak uważnie obserwowała, by potem narysować je z ośmioma ramionami. Między nimi było wiele podobieństw, to prawda, ale różnic było równie wiele. No i poza tym brunetka, w przeciwieństwie do Konstantego, nawet nie zdawała sobie sprawy, że płatki śniegu tak naprawdę mają po sześć ramion. Znał dużą część fragmentów swojej osobowości, a ona jedynie ich małą część. Bądź co bądź, raczej nie dałaby rady wytrzymać z nim, gdyby go poznała trochę lepiej i i tak by uciekła. A po czasie spędzonym razem zdążyła stać się osobą najbliższą jego sercu, mimo że przez jakiś czas oszukiwał sam siebie, że to kolejna nic nie znacząca w jego życiu dziewczyna.

Nie odbierał więc telefonów, gdyż nie chciał umocnić więzi, ponieważ trudniej byłoby mu ją zostawić. Tym samym stopniowo pozwalał zamarzać sercu i duszy jeszcze mocniej. Na ostatnich, krótkich pogawędkach przy śniegu padającym równie mocno jak fałszywe zapewnienia, że na pewno wszystko w porządku, Konstanty nawet nie oddał Zuzannie swoich rękawiczek, gdy widział, że z zimna czerwienieją jej ręce, co zwykł robić. Coraz częściej korzystał z szuflady pełnej kłamstw, by odpowiednio uzasadniać to, dlaczego nie może przyjść dzisiaj, jutro, a najlepiej to już nigdy. Ale mimo że chłopak wiecznie uciekał od rzeczywistości, ona dopadła go w najmniej spodziewanym momencie.

zima między słowami | kalendarz adwentowy [✔️]Where stories live. Discover now