Pov. D. B.
- Kochanie, chcesz zrobić sobie zdjęcie z tygryskiem?! - rozochocony głos dorosłej kobiety, wybił mnie z zamyślenia.
Spuściłem wzrok na dwie postacie, zbliżające się w moim kierunku. Niska brunetka skutecznie wypchnęła córkę w moim kierunku, a ta w popłochu, spłonęła czerwonym rumieńcem.
I trzy, dwa, jeden...
- Witamy w "Amazońskiej dżungli", tygrysy! Nazywam się Francis Pychotka i jeśli chcecie możemy razem wyruszyć w niebiańską podróż do krainy smaków! - wykrzyknąłem z przesadzoną wesołością, wyciągając palec do góry. - Niech was nie zmyli mój gatunek, jestem potulny jak baranek! We wtorki i czwartki nugetsy z kurczaka są przecenione!
Nabrałem łapczywie powietrza przez maleńkie otwory w kostiumie. Było południe. Świeciło słońce, termometry wskazywały powyżej dwudziestu pięciu stopni, a ja czułem, że granice mojej wytrzymałości za chwilę piękną. Upał wyczerpywał mnie fizycznie i psychicznie. Materiał był już cały mokry i przyklejał się do mojego spoconego ciała.
Zacisnąłem zęby, przyciągając dziewczynkę do swojej puchatej nogi. Stawiała się, ale przytrzymałem ją na tyle mocno, że nie wyślizgnęła się prędko.
- Powiedz Fraaaaansisss! - zawołałem, wygrzebując na wierzch ostatnie pokłady energii.
Dumna mama prędko zrobiła nam zdjęcie swoją komórką, po czym chwyciła córeczkę za dłoń i pociągnęła do baru, krzycząc na odchodne: "Dziękujemy".
Westchnąłem cicho i gwałtownie zdjąłem z twarzy głowę maskotki. Przeklętej maskotki...
Momentalnie oślepiło mnie słońce, więc sięgnąłem do plecaka, na prędko wygrzebując z niego okulary przeciwsłoneczne.
Chyba się uduszę.
- Bane! - zawołał ktoś w tłumie.
Rozejrzałem się niespokojnie, przygryzając dolną wargę. Trzeba było nie ściągać tej głowy.
To tylko chwila nieuwagi...
Z irytacją opuściłem okulary na nos, gdy dostrzegłem grupkę bachorów. Najwyższy z nich wyszedł na środek i bez cienia strachu wymierzył we mnie palcem wskazującym.
- To Dorian Bane - jego mniejszy, rozsądny kolega podszedł do niego od tyłu i chwycił za naprężoną rękę, szepcząc cicho. - Mama mówi, żebym z nim nie rozmawiał.
- Zamknij się, Noah!
Parsknąłem cicho, a szatyn przeszył mnie swoim spojrzeniem na wylot. Jego wzrok mówił mi jasno do zrozumienia: "Gardzę tobą".
Ludzie zawsze oceniają innych po okładce. I choćbym niewiadomo jak bardzo się starał, nie przekonam ich do zmiany zdania o mnie. Bo aby ludzie zmianili zdanie, musieliby lepiej mnie poznać. Po pierwsze: Nie potrzebowałem więcej przyjaciół, Eve wystarczała mi w zupełności. Po drugie: Gdyby ludzie poznali mnie lepiej, ich pierwsze wrażenie jak i to po dłuższym poznaniu najprawdopodobniej byłyby bardzo podobne. Bo w gruncie rzeczy byłem trochę inny. Nie uważałem się za normalnego i nie walczyłem o to by być lepszym. Miałem gdzieś to, czy inni mnie akceptują. Plakietka miejscowego dziwaka zapewniała mi pewnego rodzaju nietykalność i spokój.
Ren jest inny.
Oh tak, Ren zdecydowanie odbiegał od normalności. Z innego punktu widzenia może się wydawać, że jest zwykłym pracoholikiem, z wielkim pokładem optymizmu, naiwności i dobrego serca. Jak co piąty obywatel Wilmington. Ale ja, obserwując go przez te wszystkie dni, widzę go trochę inaczej niż inni. Fakt, że mnie zaakceptował, "oświadczył mi się" i traktuje na równi ze sobą jest co najmniej nienormalny. Wliczając jeszcze to, że ten cholerny pierścionek pewnie kosztował go fortunę!
![](https://img.wattpad.com/cover/186979064-288-k604935.jpg)
CZYTASZ
Ja, Dorian... (yaoi)
Romance"Dorian... Doriana zawsze wszędzie było pełno. I to, że akurat wtykał nos w nie swoje sprawy nie miało dla mnie wielkiego znaczenia, bo czasami mi się wydawało, że w przypadku Doriana wtykanie nosa w nie swoje sprawy było wręcz cechą wrodzoną. Tak s...