1. "Winter is Coming"

144 12 7
                                    

Longstrips nocą bywało zarówno piękne, jak i przerażające. Morze świateł zalewających główne ulice sprawiało wrażenie, że człowiek właśnie wszedł do mistycznego lasu wróżek; jednak światło nie docierało do wszystkich zakamarków miasta, pozostawiając je ciemne i zadziwiająco ciche w porównaniu do huczących od tłumów barów, restauracji, a niekiedy również deptaków, na które przenosiły się co huczniejsze zabawy.

Co prawda śnieg jeszcze nie pokrył dachów, a z parapetów nie zwieszały się sople, ale kłujący chłód przypominał o zbliżającej się zimie. Z ust nielicznych przechodniów obficie wypływała para, część z nich opatulała się nie jedną, a aż dwoma kurtkami.

Shelly Hacklebot nie mogła się poszczycić perfekcyjną orientacją w terenie w ciągu dnia, a w nocy można by ją przyrównać do głuchego nietoperza. Sytuacja nie do pozazdroszczenia dla samotnie przemierzającej nieznane uliczki nieznanego miasta młodej kobiety. Na całe szczęście nie bała się ciemności, więc chociaż jedna z wielu obaw nie była aż tak wielka.

Zmięła lekko karteczkę z wypisanym adresem ciotki - Sharingam Street 14. Od ponad godziny szukała właściwej ulicy, lecz jej położenie pozostawało zagadką. Nie mógł jej pomóc ani rozładowany telefon, ani zachlapana kawą mapka turystyczna. Była w kropce i to tak ogromnej, że ta przysłoniła jej postawną postać stojącą na środku ulicy.

Jak przystało na dobrze wychowaną, młodą damę zaklęła siarczyście, upadając na tyłek.

Przed jej nosem pojawił się zamazany kształt mniej-więcej wielkości dłoni. Zmrużyła oczy. Wszystko było okropnie niewyraźnie.

- Najmocniej przepraszam. - Usłyszała tubalny, przyjemny dla ucha, męski głos.

- Nic się nie stało. To ja nie patrzyłam, gdzie idę - odparła, przyjmując pomoc we wstaniu. - Widzi pan gdzieś może moje okulary?

- Um. - Mężczyzna chyba pochylił się i sięgnął po wspomniany przedmiot. - Chyba już się pani nie przydadzą.

Podał jej okulary, a raczej to, co z nich zostało. Po jednym szkle biegła pajęczynka pęknięć, uniemożliwiająca jakikolwiek jego użytek, tym bardziej związany z patrzeniem. Z tej samej strony metalowa oprawka wygięła się pod dziwnym kątem. Założenie takich okularów mogłoby się skończyć mocnym zadrapaniem albo i czymś gorszym.

Shelly jęknęła. Szanse na znalezienie adresu z mizernych spadły do poziomu zerowych. Zerknęła jeszcze raz na postawnego mężczyznę. Nie potrafiła dokładnie określić rysów jego twarzy, ale wydawał się uprzejmy, przyjazny, a co najważniejsze - pewny siebie i tego, gdzie jest, więc przypuszczała, że chociaż pobieżnie orientuje się w planie Longstrips.

Nie widziała innej opcji - musiała zapytać o drogę.

- Wie pan może, jak dojść na Sharingam Street?

Mężczyzna poprawił czerwoną czapkę.

- To niedaleko. Musi pani iść prosto aż do końca ulicy, potem skręcić w lewo i następnie na pierwszym rozwidleniu w prawo.

- Dziękuję. To ja... No, pójdę już.

Wyminęła mężczyznę, skinęła mu jeszcze głową na pożegnanie i mając nadzieję nie wpaść na żaden słup, ruszyła w dół ulicy.

Po chwili jakby się rozmyśliła. Stanęła i odwróciła się przez ramię, ale mężczyzny już nie było.

- Dziwne - mruknęła.

Chciała zapytać, gdzie kupił tak piękny, szkarłatny płaszcz.

Kalendarz adwentowy |ᴏɴᴇ sʜᴏᴛs| ✓Where stories live. Discover now