Rozdział 4

7 2 0
                                    

          Słyszałam stłumione i niewyraźne dźwięki dochodzące do moich uszu. Próbowałam otworzyć oczy, jednak skutecznie uniemożliwiało mi to białe, rażące światło. Po chwili jednak, mój wzrok zaczął przyzwyczajać się do niego, a ja mogłam powoli otworzyć moje powieki. 

- Budzi się. - usłyszałam nieznajomy głos pewnej kobiety.

Na początku dostrzegałam tylko niewyraźne kształty, aby po chwili zauważyć dwójkę ludzi zwisających nad moją osobą. Rozpoznałam w nich Pana Smitha. Drugą osobą była kobieta, ubrana w kitel lekarski. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było niewielkie, jego znaczną część zajmowało biurko i stojący na nim laptop, łóżko, na którym właśnie leżałam i kilka szafek z lekami.

- Gdzie jestem? - zapytałam zdezorientowana.

- W gabinecie Pani pielęgniarki. - odpowiedział mój trener. -Jak się czujesz? - kontynuował.

- Dobrze, boli mnie tylko głowa. Co właściwie się stało? - zapytałam po nieudanej próbie przypomnienia sobie wcześniejszych wydarzeń.

- Źle stanęłaś, po czym upadłaś. Uderzyłaś głową w podłogę. - odpowiedział bez emocji.

-Dobrze, to byłoby na tyle. - odezwała się nagle kobieta. - Proszę bądź bardziej ostrożna. - uśmiechnęła się do mnie.

- Dziękuję bardzo. - Odparłam, po czym stanęłam na ziemi.

 Dopiero w tamtym momencie zauważyłam opatrunek znajdujący się na mojej kostce i poczułam ból. Był on jednak znośny. Nie chcąc robić z siebie ofiary losu, dokuśtykałam się do drzwi. Pan Smith szedł tuż za mną. To było bardzo miłe, że zaprowadził mnie do pielęgniarki. Moje rozmyślania przerwał głos mężczyzny.

- Nie wiem jakim cudem dostałaś się do tej szkoły, skoro robisz sobie tak wielką krzywdę na ćwiczeniu dla dzieci. - powiedział oschle. - Jeżeli tego typu sytuacje będą się powtarzać, to nie wróżę Ci świetlanej przyszłości jako tancerka. - dodał, po czym wyminął mnie i zniknął z mojego pola widzenia zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć.

Dupek.- pomyślałam. - Dobra, ale co teraz? . Nie wiedziałam nawet, w jakiej części szkoły jestem.
Nagle zadzwonił dzwonek, a korytarz, na którym przed chwilą byłam sama, zaczął się zapełnić. Nie wiedziałam co robić, ale na szczęście po około minucie zobaczyłam znajomą postać - Aarona. Zaczęłam machać ręką bardzo chaotycznie mając nadzieję, że to zauważy. Nie stało się tak jednak. Zorientował się o mojej obecności dopiero w momencie, gdy zaczęłam wołać go najgłośniej jak potrafiłam. Podszedł do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Cześć mała! - powiedział i objął mnie bardzo mocno. - Co robisz na tym piętrze? Tu zajęcia mają zazwyczaj starsze klasy. - zapytał i zrobił zaciekawioną minę.
Podniosłam wyżej moją nogę, aby mógł zauważyć opatrunek znajdujący się na mojej kostce.
- Ta daaa! - powiedziałam teatralnie.
Aaron widząc tę scenę roześmiał się, po czym dodał
-Łamaga.
-Ej, nieprawda! Ja po prostu powtarzałam ruchy innych, chciałam dodać swój i wtedy - zawahałam się przez chwilę. - Dobra, jestem łamagą... - powiedziałam i zrobiłam smutną minę.
Aaron zaśmiał się na jej widok.
- No dobra, ale co teraz robimy?
- Pomyślałam, żeby wrócić do pokoju, ale nie mam pojęcia, w której części szkoły jestem.
Aaron pomyślał chwilę po czym powiedział:
- Dobra, wskakuj.
Spojrzałam na niego zdzwiona. Widząc moje zdezorientowanie, odwrócił się do mnie tyłem i kucnął.
- Na plecy wskakuj! Ktoś musi cię chyba zanieść do pokoju, to drugi koniec budynku.
Nie wahałam się ani chwili, wdrapałam się na niego i owinęłam ręce wokół szyi. Aaron podniósł się i ruszył przez długi korytarz. Duża część osób zaczęła na nas patrzeć, ale nie przeszkadzało mi to. Wraz z chłopakiem zaczęliśmy rozmawiać. Już po chwili byliśmy pod moim pokojem.
- Może wejdziesz? - zaproponowałam chłopakowi.
- Bardzo chętnie. - odparł.
Weszliśmy do pokoju i usiedliśmy na moim łóżku. Diany i Charlotte nie było wewnątrz pomieszczenia. Byłam z tego zadowolona, mogłam spokojnie porozmawiać z moim dobrym kolegą. A może to przyjaciel? Nie, na to chyba za wcześnie, znamy się właściwie jeden dzień.
-Toooo, jak tam spotkanie z Panem S? - spytał poruszając brwiami.
- Okropnie. - odpowiedziałam - To znaczy, na początku było okej, później potknęłam się, walnęłam głową i zemdlałam. Obudziłam się, jak się okazało, w pokoju pielęgniarki. W momencie wyjścia z gabinetu, Smith zjechał mnie. Powiedział, że nie wie jakim cudem dostałam się do tej szkoły. Właściwie, było mi przykro przez to co stwierdził. Chciałam być akceptowana i może nawet doceniona w tej szkole, a skończyło się tak, że już pierwszego dnia mam przechlapane u trenera mojego fakultetu. - powiedziałam na jednym wydechu.
-Wow, tego się nie spodziewałem. Wiesz, wydaje mi się, że będziesz miała bardzo ciekawy rok. - powiedział i zaśmiał się.
-Dlaczego nie bierzesz moich problemów na poważnie? - zapytałam.
- Dlatego, że wiem, że to wszystko się ułoży. - powiedział i posłał mi szczery uśmiech. - Szczerze, poszperałem wczoraj o Tobie w internecie. Znalazłem stare nagrania z twoich występów. Jesteś niesamowita!

Zdziwiłam się na te słowa, ale jednocześnie zrobiło mi się bardzo miło.
-Dziękuję, to kochane. - powiedziałam i przytuliłam się do niego.
Podczas naszego długiego uścisku do pokoju weszły dziewczyny. Zdziwiły się na nasz widok.
-Aaron? Co ty tu robisz? - spytała rudowłosa z wyraźnym zirityowaniem na twarzy.
- Jak widać siedzę. - odpowiedział krótko i oschle.
Chłopak spiął się na ich widok, a szczęka zacisnęła się.
Zdziwiłam się, nie widziałam jeszcze Aarona w takim stanie. Ciekawe do czego między nimi doszło? Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos kolegi.
- Lucy, przepraszam, ale będę już szedł. Zapisałem swój numer w twoim telefonie. Odezwij się później. - powiedział, szybko mnie przytulił i wyszedł z pokoju.
Po zatrzaśnięciu drzwi, mój wzrok wylądował na dziewczynach, które mordowały mnie swoim spojrzeniem.
To będzie ciekawy wieczór...

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 15, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Love or DanceWhere stories live. Discover now