1.

479 27 10
                                    

Lance

Szedłem korytarzami szukając reszty. Chyba nas nie zostawili, prawda? Wiedziałem, że Keith też wróci. On jest zbyt dobry by się zgubić. Zauważyłem galraninów więc schowałem się za rogiem. Błądziłem jak cholera i niestety to musiałem sobie przyznać. W końcu usłyszałem jak ich kroki się oddalają i ruszyłem przed siebie z pistoletem w gotowości.

- Hey, słychać mnie? - wyszeptałem znowu opierając się o ścianę. Usłyszałem szumy.

- Lance! Gdzie ty jesteś!? Jest Keith z Tobą? Nie mogę z nim się skontaktować! - ryknął głośno Shiro sprawiając szum w mojej głowie.

- Nie ma go z wami? - spytałem tępo. Czyli jednak nie wrócił. Chciałem dotrzeć przed wyjście, myśląc, że Keith już tam będzie. Okazuje się, że faktycznie się oszukiwałem.

- Myśleliśmy, że jest z Tobą! - usłyszałem Allurę wyjątkowo przejętą.

- A ja myślałem, że jest z wami...

Keith

Leżałem obolały pod ścianą. Pozbawili mnie kasku, jedynego kontaktu z palladynami. Dorwali mnie, bo zobaczyłem galrę. Galrę, z którą poczułem dziwną więź i za nią pobiegłem. Oczywiście, za mną Lance. Jest głupi, że wpakowuje się w tarapaty, ponieważ chodzi za mną. Jednak doceniam jego troskę, bo jeśli to nie troska to co? Podciągnąłem kolana pod brodę czując ból. Nie źle mnir poturbowali. Domyślam się, że to nie będzie wszystko co z nim zrobią. Siedziałem w ciemnym pomieszczeniu, zamknięty, bez możliwości ucieczki. Wstrzymałem oddech słysząc jakieś szybkie kroki i ciche szepty.

- Nie ma mowy! Lećcie spowrotem! Ja znajdę Keith'a! Nie narażajmy was wszystkich. - kroki ustały. Postać się zatrzymała, jakby słuchała odpowiedzi.

- Shiro, nie ma mowy. Nie idzcie za nami. Nie martw się. Nie pozwolę by go skrzywdzili bardziej, niż skrzywdzili teraz. - wiedziałem, że się zarumieniłem jak głupi. Nie mogłem uwierzyć, że Lance powiedział coś takiego. Szczęśliwy, że był tak blisko zacząłem krzyczeć.

- L-lance! - powiedziałem głośno. Zero odpowiedzi. - Lance! - spróbowałem jeszcze głośniej.

- Keith? - usłyszałem a moje serce się uradowało. Rzuciłem się do drzwi, a raczej próbowałem końcówką moich sił. Doczołgałem się do nich i oparłem czołem. - Jesteś tu?

- Jestem! Jestem przy drzwiach! - zapukałem mocniej. On również mi odpukał. - Nie mogę w to uwierzyć, znalazłeś mnie. - zaśmiałem się z nie dowierzeniem. Chłopak też się zaśmiał.

- Ej, ludzie. Znalazłem Keith'a. - odparł widocznie próbując otworzyć drzwi. Zostałem pozbawiony broni, więc nie mogłem mu pomóc. - Keith! Jesteś galrą! Możesz spróbować otworzyć te drzwi! - powiedział trochę głośniej.

- Nie mogę wstać. Nie czuję nóg. - mruknąłem mocniej dociskając czoło do drzwi. - To koniec, Lance. Zostaw mnie i idź. - odparłem a do moich oczu zebrały się łzy. - Masz iść!

- Keith, nie! Nie mogę Cię tu zostawić! - krzyknął. Widocznie też zaczął płakać. - Znajdziemy sposób!

- Owszem możesz! - krzyknąłem udeżając w drzwi. - Idź, Lance! - usłyszałem westchnięcie i chłopak też oparł głowę o drzwi.

- Wrócę po Ciebie, Keith. - usłyszałem jak zawraca i biegnie. Jego pistolet nie miał szans z drzwiami a zamordowanie innej galry było niesamowicie ryzykowne. Przecież wszystkie galry go teraz szukały.

- Nie wracaj, Lance. - mruknąłem opierając się teraz plecami o drzwi.

Lance

Biegłem ile sił w nogach a łzy zasłniały mi widok. W końcu padłem twarzą na ziemię zalewając się większą ilością łez. Zostawiłem go, ale nie na długo. Jak powiedziałem mu, wrócę. Tylko, że nie zamierzam wychodzić z zamku. Zabiję tych, co go tak urządzili, potem wrócę. Wrócę i uratuję. Podniosłem się zcierając łzy z policzków.

- Masz go, Lance? - usłyszałem.

- Ja... - mój głos zadrżał. - On kazał mi uciec. Nie był w stanie wstać i otworzyć drzwi. - dalej drżał. Musiałem oprzeć się o ścianę. Zjechałem po niej bezsilnie. - Ale nie zamierzam go tu zostawić. - powiedziałem ostrzej. - Ten, kto mu to zrobił, zginie.

- Lance, nie bądź głupi. Zaczekaj na nas i razem go wyciągniemy. -Shiro brzmiał na zmartwionego. - Wiem, że nie chcesz czekać, ale to jedyna opcja. - mówił dalej.

"Nie wracaj, Lance"

Przeszedł mnie dreszcz słysząc tą kwestię w głowię. Nie. Nie pozwolę Ci odejść, Keith. Chcesz czy nie, uratuje Cię.

- Nie ma mowy. Zostajecie. Mam już plan. - mruknąłem. - Bez dyskusji, Shiro. Wszystko zależy od wytrzymałości Keith'a i od mojej celności. Teraz żegnam. Jak będę coś chciał to zadzwonię. Bez odbioru. - odparłem łapiąc moją broń. Spojrzałem na sufit i zobaczyłem obraz uśmiechniętego Keith'a. Wszystkie wspomnienia z nim. Nigdy nie był tak blisko śmierci. Zawsze sobie radził. Czemu teraz nie dał rady? Zresztą, nie istotne.

Sprowadzę Cię spowrotem, Keith.

Bring Me Back | KlanceWhere stories live. Discover now