Pamięć

43 0 0
                                    

Ludzka pamięć jest dziwna. Rejestruje tylko to, co chce. Zamyka w swoich szufladach ważne fakty, a nam ujawnia coś beznadziejnie nieistotnego lub coś, czego nie chcemy za nic w świecie pamiętać. Tego sierpniowego dnia w Wilsonville w Oregonie, sześć lat temu, było dość ciepło. Miałam na sobie czarną spódniczkę przed kolano, niebieską koszulkę na ramiączkach oraz czarne japonki z małymi kamyczkami koloru lazurowego.

– Jesteś gotowa, siostrzyczko? – spytał Peter stojący w drzwiach mojego pokoju.

Siedziałam na łóżku zapatrzona w okno. Odwróciłam twarz w jego kierunku. Jak zwykle uśmiechał się czule. Jego zmierzwione włosy zupełnie się nie układały, koszulka była jakby za gruba na tę porę roku, a mimo to wyglądał uroczo.

– Oczywiście – odpowiedziałam bez wahania i szybkim krokiem wybiegłam z pokoju, kierując się na dół.

Od kilku dni nie mieliśmy dla siebie czasu, każde zabiegane i zajęte własnymi sprawami. Peter miał wkrótce wyjechać wraz z kolegami na obóz sportowy, więc chciałam te ostatnie dni wykorzystać maksa. Po za tym obiecał, że nauczy mnie jeździć na rolkach. Uwielbiałam spędzać z nim czas, czułam się wtedy taka dojrzała, a równocześnie bezpieczna. Nie miało znaczenia, że dzieli nas tak duża różnica wieku i świadomość, że robił to wszystko dla mnie. Liczyło się jedynie to, że mój starszy brat, kochał mnie na tyle mocno, żeby wciąż mieć ochotę przebywać w moim towarzystwie i uczyć mnie jazdy na rolkach.

– Dam ci wycisk, zobaczysz.

– Chciałbyś – zaśmiałam się, robiąc szelmowską minę.

Na mojej twarzy malował się uśmiech. Gdy byłam z nim, nikogo innego nie potrzebowałam, byłam zwyczajnie i szczerze szczęśliwa.

– Dziękuję – wyszeptałam, sięgając po plecak wiszący na wieszaku.

– Przecież obiecałem.

Jeszcze wtedy tego nie wiedziałam, ale właśnie to ta obietnica, sprawiła, że niedługo mój świat miał rozpaść się i legnąć w gruzach.

Od zawsze byłam przekonana, że dostanę wszystko, czego tylko będę chciała. W życiu bywa jednak tak, że nie zawsze dostajemy obiekty naszych pragnień – tak było i tym razem. Gdy wkładałam wszystkie potrzebne rzeczy do plecaka – rolki, bluzę, w razie gdyby zrobiło się chłodniej, ochraniacze i kask – zadzwoniła komórka Petera. Spojrzałam na niego i wszystko było jasne. Jego mina nie okazywała smutku czy szczęścia, był raczej zawiedziony, a tylko jedna osoba na świecie powodowała, że mógł się tak czuć. Peter nacisnął zieloną słuchawkę w swojej Nokii C6 i się zaczęło.

 – Cześć – powiedział Peter i czekał na rozwinięcie akcji. – Ale ja obiecałem Anastasi – usprawiedliwiał się.

Zrezygnowana i znająca zakończenie usiadłam na chłodnej posadzce naszego przedpokoju. Spojrzałam w górę, na zatroskaną twarz Petera, który musiał wybrać między mną a ojcem. I mimo, że doskonale wiedziałam, że tak naprawdę to nie ma żadnego wyboru i wszystko było jasne, w momencie gdy mój brat spojrzał na wyświetlacz swojego dzwoniącego telefonu, w głębi serca miałam nadzieję, że się mylę.

– Wiem, że nie jest małą dziewczynką, wiem, że sobie poradzi. – Pauza ciągnęła się w nieskończoność.

Peter jedynie westchnął, spuścił wzrok i wymamrotał wreszcie słowa, których wypowiedzenie było jedynie kwestią czasu:

– Dobrze, tato, zaraz tam będę.

Mentor Graphics – największa firma w mieście. Poczucie bezpieczeństwa dla mieszkańców i komfort finansowy. To właśnie tam pracował mój ojciec Henry Cutler. Peter, mimo że jak nikt potrafił dotrzymywać obietnicy, pozostawał pod wielkim wpływem ojca. Nie chodziło nawet o kwestię finansowe - opłaty za studia, czy kupno nowego samochodu. Mój brat nie był materialistą, lecz osobą honorową. Uważał, że za wszystko w życiu trzeba będzie kiedyś zapłacić. On po prostu nie chciał mieć wobec nikogo długów. Tym bardziej względem ojca.

Feniks - początekWhere stories live. Discover now