~I'll Show You~

862 58 27
                                    


Chan

Kupiłem nam dwa bilety i zająłem miejsce z brzegu, to od okna zostawiając Felixowi. Czułem, że pewnie będzie wolał siedzieć z tej właśnie strony.

Felix

Ucieszyłem się gdy wpuścił mnie pod okno, strasznie lubiłem siedzieć w tym właśnie miejscu. Oparłem główkę delikatnie o ramię starszego i wpatrywałem się w widok za dużym oknem.

Jego dłoń automatyczne powędrowała na moje włosy, które zaczął głaskać.

Uśmiechnąłem się pod nosem, zacząłem uwielbiać, gdy starszy bawił się moimi włosami.

Jakies dwadzieścia minut później byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z autobusu i resztę drogi  szliśmy na pieszo. Wcale nie przeszkadzało mi to, w końcu to miałbyć spacer, a nie przejażdżka komunikacją miejską. Rozglądałem się dookoła, nigdy tu nie byłem, z resztą w nie wielu miejscach byłem.

Chan

Całą drogę milczeliśmy. Żadne z nas nie czuło potrzeby, by się odezwać, mimo to nie było przez to niezręcznie.
Jaki iż szedłem przodem, moim oczom jako pierwszemu ukazało się skaliste wybrzeże, i fale pieniące się u ich podnóża.

To miejsce zawsze będzie bliskie mojemu sercu, bowiem kojarzyło mi się z najlepszymi momentami życia, kiedy jako mały chłopiec bawiłem się z siostrą pośród skał. Teraz, jako dorosły człowiek przychodziłem tu głównie po to, by pozbyć samemu ze sobą i pomyśleć.

Ostatnio o tym, czy jeszcze warto ciągnąć tę farsę zwaną życiem. Po co dławić się łzami, krwią i cierpieniem, dusić się w poczuciu winy, kiedy można po prostu odejść gdzieś, gdzie na pewno będzie lepiej. I tak nic mnie tu nie trzyma... Nie mam nic.

Będąc na miejscu, od razu usiadłem na mojej ulubionej skale, robiąc obok siebie miejsce dla Felixa.

Wpatrywałem się w toń jeziora, a wiatr bawił się kosmykami moich włosów. Mogłem siedzieć tak w nieskończoność i nigdy się nie znudzić.

To miejsce było moją ostoją. Dla niezbyt bystrego oka zawsze takie samo, bez względu na porę roku, czy dnia. Niezmienne przez wieki.
Jednak każdy kto chciał, mógł zobaczyć jak okolica diametralnie się zmienia. Codziennie było tu trochę inaczej. Wschodzące słońce każdego dnia w inny sposób otulało skały swoim blaskiem, inaczej ogrzewało w je w południe. Śpiew ptaków za każdym razem różnił się, zupełnie, jakby pierzaści mieszkańcy zakątka na każdy dzień przygotowywały inną piosenkę.

Nocami układ gwiazd nad samotnią też się zmieniał, księżyc rozlewał swój blask zawsze w wyjątkowy sposób, niemożliwy do powtórnego odtworzenia.Wiosny, lata, jesienie i zimy, przebiegały w sposób wyjątkowszy od poprzednich.

Nawet jeżeli miało się wrażenie, że zobaczyło się tu wszystko, że zna się każdy milimetr tej powierzchni - było się w ogromnym błędzie. Zawsze znajdowało się coś nowego, bo miejsce to żyło, było w „ruchu” przez cały czas. Tutaj żaden dzień nie miał prawa się powtórzyć. Tu żaden sekret nie miał prawa umknąć, dostać się do uszu tych, którzy nie mieli o nich wiedzieć.

To miejsce słuchało, zapewniało schronienie, pokazywało swoje piękno tylko tym, którzy chcieli je oglądać, ale nigdy nie chciało niczego w zamian.

A może chciało? Może potrzebowało tylko obecności osób wrażliwych na jego wyjątkowość, by miał się nim kto zachwycać? Tego nie mogłem się dowiedzieć. W końcu skały nie mówią, a szkoda. Być może miałyby mi do przekazania coś, ważnego? Może wskazałby nowy sens w życiu, który straciłem przez własną bezmyślność i sekundy nieuwagi? Naprawdę chciałbym go odzyskać i znów umieć żyć. Bez patrzenia wstecz, bez ran i blizn, bez łez...

Your Hope | Chanlix Donde viven las historias. Descúbrelo ahora