S:1 R:2 Krasnoludy

124 8 0
                                    

hhh - mowa elfów


Thorin's~ pov

- Podaj mu umowę! - warknąłem. Balin, wyjął z kieszeni kawałek pergaminu i podał go hobbitowi. Niziołek zagłębił się w lekturze, a my cicho konwersowaliśmy. Po jakimś czasie nasz cichy gwar przerwał głos Bagginsa.

- Przepraszam, że pytam, ale kim jest podpisana tutaj Twilight? - zamarłem. Nie znałem takiej osoby. Poderwałem się z miejsca i wyrwałem papier z rąk przyszłego włamywacza. Faktycznie, do umowy podpisana była jakaś Twilight.

- Twilight ah tak - powiedział Gandalf z ledwo widocznym uśmieszkiem. - Została ona członkinią kompanii parę dni temu, lecz dołączy do nas dopiero za jakiś czas.

- I nic mi o tym nie powiedziałeś?! - ryknąłem.

- Podziękujesz mi za to. To najlepsza i najmądrzejsza decyzja jaką podjąłem w moim długim życiu, dlatego uszanuj to i zajmij się naszym włamywaczem. - odrzekł wyniośle. Obrażony założyłem ręce na piersi i zły opadłem na krzesło prawię je łamiąc. Spojrzałem złowrogo na Szarego, ale wiedziałem, że nic nie mogę z tym zrobić.


Ayanna's ~ pov

Minęło już półtora tygodnia od propozycji czarodzieja. Miałam na sobie jeden z moich piękniejszych diademów, który był wysadzany brylantami i piękną jedwabistą białą suknię. Spojrzałam znad książki. Na dziedziniec zmierzało kilkunastu wędrowców na czele z wysokim człowiekiem w szarej, spiczastej czapce. Uśmiechnęłam się pod nosem i zamknęłam grubą, oprawioną w płótna księgę. Wstałam z wdziękiem i powoli skierowałam się do nowo przybyłych, którzy w tym momencie rozmawiali z moim ojcem kłusującym naokoło nich. Po chwili wszyscy wkraczali już do zamku kierując się na ucztę. Wkroczyłam do pomieszczenia i zasiadłam po prawej stronie mojego ojca nie zwracając uwagi na zaintrygowanych moją obecnością krasnoludów, a w szczególności tych młodych.

- Moi drodzy, pragnę wam przedstawić moją najstarszą córkę i następczynie władzy w Rivendell Ayanne. - Przewróciłam oczmi.

- Tato, doskonale wiesz, że ja się do tego nie nadaje - zaśmiałam się cicho i spojrzałam na Gandalfa. - Witaj Mitrandhirze! - przywitałam się z nim.

- Witaj Moja Pani! - odpowiedział ze śmiechem i zajęliśmy się jedzeniem. Na talerz nałożyłam sobie sałatkę z pomidorami i serem feta i elegancko zaczęłam konsumować daną potrawę.

Za skinieniem głowy taty wszyscy, nawet on, poza mną i kompanami wyszli z sali.

- Możesz już sobie iść - powiedział złowrogo książę Ereboru. Nie ruszyłam się tylko obdarzyłam go zimnym spojrzeniem. - Gandalfie - spojrzał na mnie nieufnie, nie wiedząc czy może się wypowiedzieć w mojej obecności.
- Ależ Thorinie, przy Ayannie możesz śmiało mówić co chcesz byleby to nie było z obrazą, bo przypominam Ci z kim rozmawiasz - W końcu ciemnowłosy odpuścił i zapytał: - Mówiłeś, że wkrótce spotkamy tą całą Twilight? - słysząc mój pseudonim uniosłam głowę, przy tym zwracając uwagę krasnoludów na siebie. Thorin, który najprawdopodobniej był ich przywódcą zwęził oczy i spojrzał na mnie. - Znasz ją? - uśmiechnęłam się rozbawiona, a w moim wyrazie twarzy było widać nutkę kpiny.

- Czy ona ją zna? - pałeczkę przejął Gandalf. - Mój drogi Thorinie, poznaj Ayannę Undómiel, Strażniczkę Wschodu znaną powszechnie pod pseudonimem "Twilight". Tylko wśród elfów lub zaufanych ludzi używa swojego prawdziwego imienia i tytułu królewskiego. - książę krasnoludów prychnął z pogardą. Zaśmiałam się cicho.

- Widzisz Gandalfie, mówiłam Ci. Strata czasu.

- I tak z nimi pojedziesz. Jesteś im potrzebna, a Twoja inteligencja, spryt i zdolności walki, czy jazdy na jakimkolwiek zwierzęciu są niezastąpione.

- Ona?! Zdolności walki?! - wykrzyknął łysy krasnolud z brodą, na co część kompanii wybuchnęła głośnym śmiechem.

- Zmierzmy się - rzuciłam wyzywającym tonem. 

- Pokonam Cię zanim się obejrzysz! Ja albo któryś z nich!

- Zobaczymy - uśmiechnęłam się kpiąco - Tylko dajcie mi chwile, przebiorę się - i nie oglądając się za siebie opuściłam sale.

Wbiegłam do mojej komnaty i zrzuciłam z siebie suknie. Weszłam do garderoby i wyjęłam z niej mój ulubiony strój, który nawiasem mówiąc nosiłam jak odbywałam podróże związane z pilnowaniem Śródziemia. Przeszłam do lustra by się uczesać w moją ulubioną fryzurę. Na środku gdzie znajdował się przedziałek zaplotłam cieniutkiego warkoczyka, który im niżej się znajdował, tym większy był. Kończył się przy kolanach, natomiast reszta włosów, które miałam rozpuszczone sięgała mi za pośladki. Wzięłam pasek ze sztyletami i opuściłam pomieszczenie. Gdy pojawiłam się na dole wszystkim krasnoludom szczęka opadła. Chyba nie spodziewali się mnie zobaczyć w tak bojowym wydaniu.
- Zapraszam za mną - i ruszyłam w nieznanym im kierunku. Krasnoludy poszły za mną jak pieski skuszone kością. Otworzyłam drzwi do sali ćwiczeniowej i weszłam do środka, jednak tam już ktoś był...
- Ayanna! Wow, wyglądasz super! Jak za starych dobrych czasów! - rzucił mój przyjaciel i schował swój miecz do pochwy.
- Prawda? - roześmiałam się. - Chcesz, możesz popatrzeć jak pokonuje któregoś z tych krasnoludów?
- Jasne. A właśnie! Twój ojciec kazał ci go przekazać. - Z krzesła zdjął przepiękny kryształowy sztylet. Wyjęłam drugi do pary i trzeci z lekkiego złotawego metalu elfów.
- Cudownie! - wykrzyknęłam i schowałam dwa kryształy do pochw, a trzeci, złotawy, cały czas zostawiając w ręku. Zamachnęłam się i rzuciłam nim w stronę tarczy od ćwiczeń strzelania z łuku. Trafił w sam środek. Odwróciłam się w stronę krasnoludów osłupiałych z wrażenia patrząc to na Aragorna, to na mnie.
- Który z was jest najlepszy? - wszyscy wskazali na Thorina i dwóch młodych.  - Jak masz na imię? - Zwróciłam się do blondyna.
- Fili - powiedział pewnie.
- A ty?
- Kili. - odpowiedział równie pewnie. Postanowiłam zignorować ich aroganckiego przywódcę. 
- Jaką bronią się posługujecie?
- Mieczem - odpowiedział Fili.
- A ja łukiem, chociaż mieczem też - dopowiedział Kili.
- Ty walczysz - wskazałam na jasnowłosego. Podeszłam do Aragorna i pożyczyłam od niego jego miecz, po czym stanęłam na przeciwko Filiego. Zaczęliśmy walczyć. Zaatakowałam pierwsza, bo nie chciałam tracić czasu. Nikt się nie odzywał. Jedyne co było słychać to głuchy odgłos zderzającego się metalu. Już po praktycznie minucie wytraciłam blondynowi miecz z ręki i zręcznie przycisnęłam go do ściany przykładając mu elfią stal do szyi. Uśmiechnęłam się zwycięsko i opuściłam broń. Zerknęłam na krasnoludy, które z pootwieranymi buziami patrzyły na mnie zszokowane.
- To było oczywiste, że wygrasz. - odparł obojętnie mój ludzki przyjaciel, wziął ode mnie ostrze i opuścił pomieszczenie.
- Jeszcze jakieś wątpliwości? - uniosłam brew - Nie? W takim razie spotkamy się jutro na dziedzińcu - i nie czekając na odpowiedź któregokolwiek z krasnoludów wyszłam z sali.

(1036 słów)

StrażniczkaWhere stories live. Discover now