Rozdział 6

89 11 36
                                    

Minęły trzy dni od wydarzeń w Wooley. Patologiczna w jej opinii rodzina Castonów, przejściowo odebrała Larze zdolność trzeźwego myślenia. Zagnieździła się pod czaszką niczym uciążliwa choroba, nie pozwalając skupić się na pracy i, co gorsza, na planowaniu przygotowań do drogi ku Pograniczu. Przez emocjonalne rozchwianie stała się uszczypliwa. Na przemian reagowała to agresją, to milczeniem na próby wejścia z nią w jakąkolwiek konwersację. Stagnacja dopadła ją jak sokół rzucający się na gryzonia, gwałtownie i brutalnie. Koniec końców, dnia trzeciego nie wytrzymała, opuściła warsztat jeszcze przed przerwą obiadową, informując Wielitiena, że bierze sobie bezterminowe wolne. Staruszek nie oponował.

W mieszkaniu panował bałagan większy niż zazwyczaj. Załadowana brudnymi garami miednica z wolna obrastała pleśnią, uwalniając nieprzyjemny, jednak wciąż możliwy do zniesienia smród. Towarzyszył mu pokaźny obłok much. Oczywiście należało uwzględnić nieustannie otwarte okno, umożliwiające – póki co – wyrównaną walkę świeżego powietrza i odoru zepsutego jedzenia. Gdyby je zamknąć, smród ten mógłby ściąć z nóg nawet przywykłego do przeróżnych bukietów zapachowych chłopa, opróżniającego publiczne sławojki. Ponad zeschniętą plamą rozlanego żuru, ugotowanego z resztek w przypływie jakiegoś szalonego impulsu, piętrzyła się sterta schodzonych ubrań. Spomiędzy pomiętych szmat wystawała nieszczęsna sukienka, którą założyła na spotkanie z Castonami. Planowała ją wyrzucić, ale ogólna niechęć do wykonywania jakichkolwiek czynności zwyciężyła nad bezsensowną pretensją do kawałka materiału.

Mimo że właśnie dochodziło południe, Lara leżała w łóżku, ubrana jedynie w cienką halkę i niezmieniane od dnia poprzedniego majtki. Jedna noga zwisała jej apatycznie z materaca, a podrygujący paluch bosej stopy, co jakiś czas zderzał się z okurzoną klepką podłogi. Drażniły ją dźwięki dobiegające z ulicy; przypadkowe fragmenty rozmów, śmiechy, porykiwania uwiązanego przy poidle osła, ćwierkanie wróbli, obsiadających całą chmarą okoliczne iglaki. Miała ochotę wstać i zatrzasnąć okiennicę, ale nie chciało jej się ruszać.

Słyszała, jak tuż po wschodzie słońca Inga wyprowadza swoje potomstwo do dziecińca, sama udając się do pracy w tartaku. Dobrze, że burmistrz, chociaż tyle potrafi sfinansować pospólstwu, zauważyła wówczas przelotnie. W okolicach śniadania wychwyciła kłótnię sąsiadów, spierających się z obwoźnym piekarzem o ostatni bochen razowego chleba, tak jakby dla świętego spokoju nie mogli podzielić go sobie na pół. Udało jej się też zarejestrować jakąś bójkę oraz dwa patrole oddziałów porządkowych, głośno stukających podkutymi obcasami. Patrole, które kiedyś nie zapuszczały się w rejony starego targu, teraz pilnowały, by nie uciekła z miasta. Niemniej od dłuższego czasu słyszała tylko nieskładny harmider, aż wreszcie odgłos końskich kopyt i, sądząc po trudnych do pomylenia trzaskach, dźwięk wysokiej karocy, skupił jej rozproszoną uwagę. Tu, gdzie mieszkała, karoce tego typu pojawiały się bardzo sporadycznie i tylko przejazdem. Ta zatrzymała się pod budynkiem. Do tego ktoś z niej wysiadł.

Z wysiłkiem, krzywiąc się na zdrętwiałe mięśnie, usiadła na brzegu łóżka. Zebrawszy się w sobie, powoli podeszła do parapetu i wyjrzała na zewnątrz. Rzeczywiście, pod mieszkaniem Ingi stał nie byle jaki powóz. Woźnica rozmawiał ze znanym jej z widzenia brońmistrzem. Wyglądało na to, że ktokolwiek opuścił karocę, zdążył się gdzieś ulotnić i kiedy tak wzrokiem błądziła za nim po ulicy, z dołu dobiegło ją skrzypienie otwieranych drzwi. Obróciła się w kierunku izby. Ktoś wchodził po schodach. Zabierało mu to strasznie dużo czasu, bo normalnie już dawno powinien był zapukać do mieszkania, ale ów ktoś, jakimś cudem wspinał się nadal; powoli, metodycznie, irytująco.

– Co, do cholery?

Ciekawość zżerała ją do tego stopnia, że po szczeniacku przyłożyła ucho do drzwi. Ostatnio robiła tak, mając piętnaście lat, kiedy do rodzinnego domu przyjechało wujostwo, a jej, przez wzgląd na późną porę i rzekomo niestosowne dla młodego wieku tematy, nakazano iść spać.

KRESWhere stories live. Discover now