Rozdział Dziesiąty

2.9K 129 7
                                    

Westchnąłem, wchodząc do szkoły z bolącymi pośladkami. Naprawdę bardzo bolały, ale wspomnienie nocy uśmierzało ból. Podszedłem do swojej szafki i spostrzegłem Lydię, Kirę, Aidena oraz Isaaca. Postanowiłem wprowadzić w życie mój plan, wyjąłem z kieszeni paczkę zapałek i już miałem jedną odpalać, gdy nagle poczułem dłoń na ramieniu. Podskoczyłem i odwróciłem się gwałtownie. Stał za mną jasnowłosy pierwszak i uśmiechał się wesoło. 

- Cześć, jestem Liam!- przywitał się, a ja przewróciłem oczami i odwróciłem się z powrotem, mrucząc pod nosem ciche "Stiles".- To twoje imię?- zdziwił się, a ja tylko pokręciłem głową, już miałem odpalać zapałkę, kiedy coś do mnie dotarło. Właśnie wtedy nastolatek zabrał głos:- Chciałem cię przeprosić za tą akcje w lesie. Wiesz, jeszcze nie do końca nad sobą panuję podczas pełni. 

- Nie ma sprawy, właściwie rana już schodzi i w ogóle nie boli.- mruknąłem w odpowiedzi i odpaliłem zapałkę. Aiden oraz Isaac spojrzeli na mnie nieufnie, ale niemal od razu odwrócili wzrok. To było zbyt małe zainteresowanie, więc żaden z nich nie mógł być feniksem. 

- Chcesz podpalić szkołę?- zapytał Liam, gdy gasiłem zapałkę. Spojrzałem na niego z uniesionymi brwiami. Chłopak prychnął.- Co robisz?

- Szukam feniksa.- odparłem. Może nastolatek widział coś dziwnego.

- Chodzi o człowieka, który przemienia się w coś w rodzaju ptaka? Złotego.- spytał, marszcząc brwi, a mi od razu zapaliło się światełko nadziei w głowie. To oznaczało, że chłopak coś widział, a przynajmniej taką miałem nadzieję. Skinąłem głową, czekając aż rozwinie swoją wypowiedź.- Wiem, gdzie mieszka ktoś taki. Mogę cię zaprowadzić, ale musimy uważać, bo ten koleś jest niebezpieczny.

Pokiwałem głową i razem z chłopakiem pobiegłem do swojego Jeepa. Modliłem się w duchu, aby samochód dojechał na miejsce bez szwanku. 

- Alhambra Street 36.- powiedział Liam, a ja ruszyłem wciskając gaz. Postanowiłem sprawdzić to miejsce, nim powiadomię Dereka. Po chwili ciszy chłopak dodał:- Lepiej, żebyśmy zatrzymali się przy trzydziestce. Stamtąd dotrzemy na pieszo, żeby nas nie zauważył. 

Skinąłem mu głową i po dwóch minutach zaparkowałem samochód, przy jakimś sklepie. Dalej szliśmy pieszo. W pewnym momencie Liam złapał mnie za ramię i wepchnął w krzaki. Leżeliśmy właśnie przed domem Theo Raekena, który dodatkowo był feniksem. Mogłem marzyć o czymś więcej? W podstawówce nie mieliśmy zbyt dobrych kontaktów, choć to i tak mało powiedziane. My się nienawidziliśmy, a teraz leżę z jakimś pierwszakiem w jego ogrodzie, kiedy on wypróbowuje nowe skrzydła. Theo spojrzał w naszą stronę, jednak zapewne nas nie ujrzał, prędzej usłyszał bicie serca i zapach. Już wtedy wiedziałem, że mamy kłopoty, więc spojrzałem na Liama.

- Posłuchaj uważnie. Musisz uciekać i odnaleźć Dereka Hale'a. Powiedz mu wszystko co się stało, ale nie mów nikomu innemu. Wiem, że Scott jest twoim alfą, ale proszę...

- Scott nie jest moim alfą, a ja obiecuję, że jedyną osobą, która usłyszy tą historię to Derek Hale. Uratujemy cię Stiles!- po tych słowach wyskoczył z krzaków i zaczął biec ile sił w wilczych nogach. Widząc, z jaką prędkością on się przemieszcza, byłem pewien, iż zgubiłbym go na pierwszym zakręcie, a może nawet przed nim. 

Właśnie wtedy jakiś mężczyzna złapał mnie za kołnierz koszulki i zaciągnął w stronę Theo. Spojrzałem na chłopaka i uśmiechnąłem się niezręcznie.

- Kopę lat.- odparłem, ale uśmiech zszedł mi z twarzy, gdy zostałem kopnięty prosto w lędźwiowy odcinek kręgosłupa. Jęknąłem z bólu. 

- Oh, Stiles. Proszę przygotujcie dla niego pokój dla specjalnych gości.- powiedział Theo, składając ręce na klatce piersiowej.

- Nie trzeba, ja już będę leciał...- odwróciłem się, a moja głowa spotkała się z klatką piersiową dwumetrowego, czarnego mężczyzny. Theo zacmokał, a mężczyzna złapał mnie za ramiona.

- Zostaniesz tu, dopóki ja nie pozwolę ci wyjść.- powiedział, co szczerze wywołało u mnie okropne dreszcze. Strasznie się bałem, miałem nadzieję, że Derek szybko się zjawi. 

Nie chciałem przebywać zbyt długo w towarzystwie Raekena, więc po części ucieszył mnie fakt, że zostałem wyniesiony. Mój entuzjazm ugasił się całkowicie kiedy zostałem rzucony na podłogę w zimnej, wilgotnej piwnicy. Z mojej skroni zaczęła lecieć krew, podobnie jak z obdartego ramienia, jednak czarnoskóry wydawał się niewzruszony, kiedy swoimi ogromnymi łapami zapinał kajdany na moich nadgarstkach. Zaraz później wyszedł i zgasił światło. Cudownie, pomyślałem, jestem zamknięty w ciemnej piwnicy, śmierdzącej pleśnią i przykuty do kamiennej ściany, a krew spływająca mi po twarzy strasznie łaskotała. Oh, wymarzone miejsce na relaks, dodatkowo pośladki naprawdę okropnie bolały, kiedy siedziałem na kamiennej podłodze. Zapowiadał się dla mnie wręcz cudownie spędzony czas wolny. Przynajmniej byłem tu sam, a nie z Theo.


Zapomniałam :c wybaczcie!

Prośby?

Skargi?

Zażalenia?

Mój Alfa || SterekTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang