5. pęknięte okulary

3.3K 311 115
                                    

       Harry miał ochotę pocałować ziemię, kiedy w końcu na niej wylądowali. Nie wspominając o uporczywym, pulsującym bólu w prawej ręce, czuł się żałośnie będąc zmuszonym do przyjęcia pomocy od Malfoya. Zwłaszcza w takiej formie. Zdążył skrzywić się co najmniej sto razy w trakcie ich lotu, choć podświadomie cieszył się, iż miotłą nie kieruje ktoś inny. Z wszystkich rzeczy, które mógł ślizgonowi zarzucić brak umiejętności w locie do nich nie należał. A on naprawdę nie miał ochoty po raz kolejny jednego dnia wylądować na drzewie.


Zdążyli wrócić na długo przed ciszą nocną, co nie zmieniało faktu, że nie mieli prawa wstępu do Zakazanego Lasu. Kiedy tylko zamek pojawił się w ich polu widzenia obniżyli lot, by kolejno na odległość około stu metrów zacząć wędrówkę pieszo. Gryfon odetchnął z ulgą widząc w szerokich oknach Wielkiej Sali mnóstwo uczniów Hogwartu będących w trakcie kolacji, bo oznaczało to, że łatwiej będzie nie trafić na żadnego nauczyciela, co z kolei dawało szansę na uniknięcie niewygodnych tłumaczeń. Nawet profesorowie musieli wiedzieć o napiętych stosunkach między nimi, a aktualny, żałosny wygląd Pottera z pewnością dodałby kroplę goryczy do kiełkujących podejrzeń na sam ich widok w odległości mniej niż dwa metry, nie rzucających się sobie do gardeł.


Dźwięk ich brudnych podeszw na lśniącej posadzce zamku roznosił się echem po nienaturalnie cichych korytarzach. Brunet miał nadzieję, że Ronowi, pomiędzy myślami o kolacji i Hermionie - w tej kolejności - przyjdzie do głowy, by mu coś przemycić. Był wyczerpany, obolały i brudny, co zniechęcało go do pokazywania się w stołówce, ale nie powstrzymywało jego brzucha od mało eleganckich burknięć.


Kiedy zamierzał udać się do pokoju wspólnego, nie rzucając nawet jednego spojrzenia w kierunku Malfoya, ten postanowił się do niego odezwać po raz pierwszy od nieforutnnego zdarzenia w lesie.


—  Potter.


Przystanął, zaskoczony stanowczością w jego głosie i wbrew sobie zaciekawiony tym, co miał do powiedzenia. Spodziewał się żałosnych błagań o zatajenie przed nauczycielami swojej winy w obolałej ręce.


—  Powinieneś coś z tym zrobić — blondyn machnął nonszalancko smukłą dłonią w kierunku tej bruneta, obecnie schowanej w połach czarnej szaty. Fakt, nie tego się spodziewał, ale to co otrzymał w zamian również nie napawalo go radością. Wiedział, że ślizgon uważał, iż jest skończonym idiotą, jednakże nie był aż tak głupi, by nie wiedzieć, że należało się zająć posiniaczoną kończyną. W ostatnich dniach na przemian dawał się omamić jego dziwnemu zachowaniu, które miało mało wspólnego z wrogością, którą okazywał zaraz potem i która na powrót napawała go irytacją.


—  Zamknij się, Malfoy — burknął, nie mając sił ani ochoty na cokolwiek innego. Odszedł, tym razem nie obracając się za siebie.



—  Mówiłam, Harry, że nie powinieneś dawać się tak łatwo sprowokować — westchnęła Hermiona, ze znużeniem wypowiadając kolejne formułki mające poprawić stan jego stłuczonej ręki. Uraz nie był na tyle poważny, by niepokoić panią Pomfrey - i łykać jej okropne mikstury - ale wystarczająco drażniący, by poprosić o pomoc gryfonkę. Wszystko miało jednak swoją cenę, o czym Harry przekonał się musząc wysłuchiwać monologu przyjaciółki. — Naprawdę nie wiem co w ciebie wstąpiło. Reagując na Malfoya, tylko przysparzasz sobie samemu problemów...

unknown pleasures ; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz