14. patronus

2.1K 267 168
                                    

           Draco ze znudzonym wyrazem twarzy obserwował jak gryfon po raz kolejny przemierzył pokój, by podnieść swoją różdżkę. Przećwiczył "Expelliarmus" już tyle razy, że podejrzewał, iż mógłby obezwładnić przeciwnika przez sen. Jeśli miał być szczerym, skoro te upokarzające korepetycje w ogóle musiały się odbywać, mogłyby być przynajmniej nieco bardziej interesujące. 

Westchnął, opadając na kanapę. Była zaskakująco miękka. Zresztą, cały Pokój Życzeń prezentował się dziś dość przytulnie, z płomieniami tańczącymi w kandelabrach i rozgarniającymi ciemności wciskające się w najmniejszy kąt. Krople deszczu wypełniały pomieszczenie kojącym, rytmicznym dźwiękiem, gdy uderzały o szyby wysokich okien. Potrzebowali sporej przestrzeni do ćwiczeń, ale bordowa kanapa i dwa fotele zepchnięte pod ścianę spokojnie się zmieściły, nie odbierając im przy tym swobody ruchów.  

Potter w końcu stanął przed nim, przerzucając różdżkę z jednej dłoni do drugiej i wyglądając tak niezręcznie, jak to było tylko możliwe. Ślizgon uniósł wzrok, mierząc go znudzonym spojrzeniem, mającym niewiele wspólnego z prawdziwym stanem jego ducha. Poczuł szarpnięcie w okolicach klatki piersiowej, gdy odnotował jak miękko wyglądają ciemne włosy. Zielone oczy błyszczały w półmroku wokół nich, stary, okropnie brzydki sweter, z którego wyrósł pewnie już kilka lat temu opinał się na szczupłej sylwetce, w przeciwieństwie do workowatych jeansów. Gryfon wyglądał nieco niechlujnie, kłócąc się z jego pojęciem estetyki, opartym na wykrochmalonych koszulach i czarnych, eleganckich szatach, ale — prawdopodobnie z powodu zmęczenia — nie przeszkadzało mu to. Być może był odrobinę zirytowany, musząc przyznać przed samym sobą, że jego szkolny wróg... cóż, były szkolny wróg nie był aż tak pozbawiony uroku osobistego. 

Co nie zmieniało faktu, że pozostawał cholernie irytujący, doprowadzając go do skraju obłędu przez masę rzeczy, których nie powinien robić. Powinien być w tym pomieszczeniu z jakimś profesorem, instruującym go mętnym głosem pełnym doświadczenia i profesjonalizmu. Tymczasem za sprawą niewyparzonego języka Pottera to on stał przed nim, poprawiał ruch jego nadgarstka i udzielał mu porad, a Draco za nic w świecie nie potrafił tego rozszyfrować ani nawet się skoncentrować, odczuwając niemalże bolesny brak kontroli oraz jakiegokolwiek pojęcia o tym, co działo się w głowie bruneta.

I jaką odgrywał w niej rolę.

— Wspominałeś, że Śmierciożercy mają po swojej stronie kilku Dementorów — grdyka gryfona drgnęła, ciemne, zakapturzone postacie po wszystkich koszmarach nadal stanowiły jego wstydliwą słabość. — Znasz zaklęcie Patronusa?

Blondyn zmrużył oczy, próbując się skoncentrować i powiązać owo słowo z jakimkolwiek znanym mu zaklęciem. Przeklnął się w głowie za pozwolenie sobie na myśli o Potterze, który teraz niczym natrętny owad nie chciał ich opuścić, zagłuszając wszystko inne. Odwrócił wzrok od świdrującego, szmaragdowego spojrzenia, po czym z wzruszeniem ramion pokręcił głową. Nazwa z czymś mu się kojarzyła, ale było to wspomnienie zbyt małe i zbyt ulotne, by zdołał się go pochwycić.

— Nie, wydaje mi się, że nie. 

Gryfon pokiwał głową w zrozumieniu, opadając na fotel obok. Oparł łokcie na kolanach, nachylając się w jego stronę. 

— Musisz je znać. Dementorzy nie są naszym głównym celem, ale potrafią skutecznie rozproszyć. — Powiedział z głosem drżącym od powagi. Malfoy prawie zaczął mu współczuć. Fakt, kiedyś go to bawiło; ale wtedy bawiłaby go każda osobista porażka Pottera, bo to oznaczało, że nawet jemu się one zdarzają. Wiodąc życie niemal wyściełane przegranymi pocieszał się wówczas porażkami innych, aż nie dotarło do niego, iż właściwie nie daje mu to żadnej satysfakcji, a jedynie pogrąża we własnym, żałosnym kłamstwie. Co nie znaczyło oczywiście, że całkowicie wyzbył się zwyczaju drwienia z gryfona. To akurat może nie przynosiło niczego pożytecznego, ale było całkiem zabawne. 

unknown pleasures ; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz