To był krótki pobyt.

9 3 1
                                    

Rae miała w życiu kilka "złotych" zasad, którymi kierowała się nawet w obliczu śmierci. Te zasady były bardzo ważne, zwłaszcza, że jak się okazało ignorowała większość norm społecznych.

Pierwszą z tych zasad było traktowanie każdej przyjętej sprawy z powagą i wykonanie jej z niemiecką precyzją. Nigdy nie przyjmowała trywialnych spraw, nie lubiła banałów (dlatego często nie kończyła książek, które czytała)

Drugą zasadą była wytrzymałość, nie fizyczna (z fizyczną zawsze był problem), lecz chodziło jej bardziej o wytrzymałość psychiczną. Nikt nigdy jej nie złamał, nie zaginał jej toku myślenia, ludzie zawsze byli pod wrażeniem, często stali u jej stóp, rzadko był ktoś nad nią.

Jednak najważniejszą zasadą, była zasada trzecia - zwracanie uwagi na otoczenie. Dowiedziała się tego na własnej skórze (zwłaszcza jeśli pracowała z kimś z dość niszczycielską mocą), do teraz pamięta incydent swojej współlokatorki - Lotte.

Lotta ogólnie pracuje w szpitalu, gdzie nazywają ją "narkoza". Jej moc polega na tym, że kiedy oddycha jej organizm wytwarza mgłę, w której składzie dominuje Halotan.

Halotan jest używany do znieczuleń. W zasadzie to działa jako gaz usypiający. Pamięta to doskonale, stało się to zanim "Narkoza" zaczęła nosić maskę. Rzecz jasna, często je zmienia, używa je głównie po to by nie ogłuszać randomów na ulicy. Raz uśpiła kierowcę autobusu, czego Ranpo nie chce ponownie doświadczać.

Inną jej współlokatorką jest dosyć niska dziewczyna imieniem Irmina. Jej zdolnością jest technokineza, która w zasadzie przydaje się tylko do hackowania. Irma jest niska i ruda, co Rae uznaje za jej główne cechy oprócz jej nadmiernego spożywania alkoholu. Jakiegokolwiek alkoholu. Na początku myślała, że ktoś z tak wpływowej rodziny jak ona (rodzice Irmy produkują sprzęt wsparcia) będzie gustował w jakiś ekstrawaganckich alkoholach. A tu niespodzianka - Irmę zadowala zwykła Tatra. Jednak lubi te dziewczynę - głównie z powodu że dostarcza swoją kasę za czynsz na czas.

Lotte często ma opóźnienia, że względu na to, że kiedy ma dostać wypłatę, bardzo się tym ekscytuje i przypadkowo usypia szefa zanim przeleje jej hajs na konto.

Jest też Silentium - ona formalnie z nimi nie mieszka, ale jakimś cudem więcej czasu jest niż jej nie ma. Z tego co Rae się dowiedziała, Silcia to siostra Lotte, moc też mają podobną jednak u niej ogranicza się do wytworzenia zwykłej mgły. Plusem jest to, że zdolność jej siostry na nią nie działa, jeszcze lepiej - potrafi ją wchłonąć bez żadnego efektu dla jej zdrowia.

Tak, Silcia jest bardzo przydatna i często rozbawia Rae swoim kultowym zdaniem "I'm not your housekeeper" .

Co powiedzieć, Rae lubi alegorie do Sherlocka.

-Za wiele się od Ciebie nie dowiedziałem. Jednak, ktoś mi już zaczął wspominać o tobie. - już wiedziała kto był tym kimś - wspomniała też, że masz wracać, bo nie ma już żarcia.

To musiała być Irma. Tylko ona jest na tyle leniwa, że wyda kogoś za głupi kawałek pizzy. Już tak robiła parę razy.

-Dała za mnie kaucję?- szczerze to w to nie wątpiła, bo jak zauważyła na przestrzeni lat, Irmie pieniędzy nigdy nie brakowało.

-Technicznie tak. Ale...-zaczął pan detektyw kpina.

-Ale nie możesz mnie wypuścić z powodu...?

Czasami myślała, że Mock tylko udaje idiotę, jednak niektóre sytuację których doświadczyła w tych trzydziestu siedmiu godzinach odsiadki wmawiały jej inną wersję.

-Nie możesz opuścić tego terenu sama.

-Gówno prawda. Jestem dwadzieścia plus. - mruknęła na tyle głośno, że usłyszał ją i jej małosubtelny sarkazm.

Detektyw zamrugał parę razy po czym uniósł głowę do góry jakby pragnął błagać bogów wszelkiej wiary o dodanie mu cierpliwości wobec tej kobiety.

—Słuchaj ziom. Wiem tylko tyle, że ludzie chcą zakończyć erę dziwactw, bo jest niebezpieczna i w chuj dyskryminuje ludzi, okej?

—Czekałem cztery dni i tylko tyle wiesz?

—Tak, czego Ty się tak w ogóle spodziewałeś? Odblokuj mi ręce, proszę? — zapytała cicho,  starając się wyglądać jak przyjazna istota gatunku homo sapiens — Nawet dla ciebie użyłam Savoir Vivre! Zobacz jak się poświęcam!

Mock miał już westchnąć i zrezygnować, póki nie usłyszał wołania, a następnie w drzwiach stanęła mała istota. Naprawdę mała.

—Długo jeszcze?

—Irminko, kochanie Ty moje, przyszłaś mnie z pierdla wyciągnąć ? — Rae potrząsnęła swoimi krótkimi włosami w stronę rudowłosej dziewczyny.

— Od tygodnia Cię kurwa nie ma! — Irma nigdy nie miała problemów że stosowaniem wulgaryzmów w towarzystwie kogokolwiek kto nie był jej matką— skończył się nam papier, makaron i co najważniejsze żarcie!

Według Irminy Liber od czasu wirusa makaron i ryż przestały być oficjalnie jedzeniem. Niekoniecznie mówimy tu o tym wymyślnym wirusie koronie, w tego to Irma nie wierzy. ("To wymysł mediów " — jak ma w zwyczaju mówić)

—Ruszaj się, idziesz do domu. —mruczy na odchodne.

—Sorry, bejb. Nie mogę sobie tak wyjść.

—Kaucję zapłaciłam!

—A oni nie zdjęli mi kajdanek.—mówi bardzo donośnie, aby Mock z pewnością ją usłyszał.

Irma spogląda to na kajdanki, detektywa i współlokatorkę, po czym rzuca wiązankę przekleństw. Można by rzec, że kiedy ruda jest trzeźwa to używa naprzemiennie słowa "kurwa", "Ja pierdole" i parunastu norweskich (czasami też hiszpańskich) przekleństw jako zamienniki przecinków.

Patrząc na jej dość pyzatą twarz i bardzo szczupłe ciało, można by uznać ją za postać "chibi", a przekleństwa nie pasują do tego ogólnego wyglądu. Mock wydawał się być przerażony trzeźwą kulką i poprowadził ją za sobą w celu udogodnienia sprawy i prawdopodobnie z prośbą by się już tutaj więcej nie pokazywała.

Irma rzuciła kątem oka na Rae, która próbowała przybrać wygląd "przepraszam,  że żyję w tym skorumpowanym świecie " po czym odwróciła się do Mocka.

Minęło pierwsze dziesięć minut ciszy,  potem kolejne i kolejne, aż po trzydziestym czwartym liczeniu kafelków na suficie drzwi się uchyliły, a w nich stanął roztrzęsiony Mock z kluczem w ręku, a za nim uśmiechnięta lokatorka.

Rae spróbowała sobie przypomnieć dlaczego bała się tej kobiety bardziej niż komornika (już miała taki incydent, więc porównanie ma jakieś podstawy).

W końcu poczuła swoje ręce, które były czerwone od ocierającego materiału, co ją bardzo irytowało. Jednak gdy ocierała dłonie i nadgarstki, przeniesiono jej pudełko z jej dobrami. Jej kochany zegarek kieszonkowy z lat dwudziestych poprzedniego wieku, parę spineczek i inne bzdety. Przetarła pokrywkę zegarka, jakby nie widziała go od wieków (czym były dla niej te cztery dni – odkąd skończyła dwanaście lat nie rozstawała się z zegarkiem.)

Po chwili wstała z siedzenia i poprawiła swoją kamizelkę, oraz zawiazała krawat,  który musiał się jej poluzować.

—To... Do domu, racja?

Irma spojrzała na nią przymulonym wzrokiem

—Nie, Ty idziesz do sklepu. Ja idę sprawdzić, czy twój szczur jeszcze żyje.

—Oczywiście,  ja za wszystko płacę to i ja muszę wszystko kupować. —mruknęła zdegustowana — poza tym Plaga umie o siebie zadbać.

—Tylko Ty jesteś tak zjebana, żeby nazwać szczura "Plaga".

—To mysz. — spojrzała jeszcze raz na niższą koleżankę, ale po chwili skierowała się w stronę sklepu nieokreślonego pokroju.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 03, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

W głąb króliczej noryWhere stories live. Discover now