1

93 5 2
                                    

,,Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób.'' - Lew Tołstoj

-Ten przedział jest w porządku - stwierdził Remus, znajdując puste miejsca w zapchanym już pociągu. Odpowiadało mi to, ponieważ wcale nie miałem ochoty na rozmowę z innymi uczniami i być może, nawet z moimi przyjaciółmi.

-Poszukajmy czegoś innego - stwierdził Rogacz, zamykając przede mną drzwi do spokojnej podróży. I najwyraźniej nie tylko ja nie chciałem dłużej szukać miejsc w pociągu. Peter wydał z siebie jęk, a Lupin wywrócił oczami. - Och! Dajcie spokój! Naprawdę chcecie spędzić ostatnie godziny piątej klasy w ciszy i spokoju?

-Na brodę Merlina! - zawołałem, nieco za bardzo skupiając na sobie uwagę jakiś trzecioklasistek. Zachichotały i schowały się w swoim przedziale, a ja z minuty na minutę, spędzając czas w tej szkole, traciłem szacunek do płci przeciwnej. - Przyznaj, że chodzi Ci o spędzenie czasu z Evans, ale niestety przyjacielu... Ona z pewnością nie ma na to ochoty.

Na moje słowa James skrzywił się, a Lunatyk, który znał ją najlepiej cicho skinął głową. Od kilku lat Rogacz był nieszczęśliwie zakochany w tej rudej dziewczynie. Nie byłoby w tym nic śmiesznego, gdyby Lily Evans nie była jedyną dziewczyną w Hogwarcie, która za nim nie szalała. Choć to mało powiedziane, ona go wręcz nienawidziła. Nie imponował jej ani wygląd chłopaka, ani jego pozycja w szkole, ani nawet jego żarty. Evans była po prostu skromną i mądrą dziewczyną, a te dwie cechy sprawiały, że wolała trzymać się z dala ode mnie i Rogacza.

-Od kiedy Snape ją zwyzywał, nie rozmawiają ze sobą, a to oznacza, że bidulka pewnie siedzi samotna w jakimś przedziale! Teraz ma tylko Remusa i mnie - powiedział współczującym tonem, jednocześnie przedzierając się przez pociąg. Zaglądaliśmy do każdego przedziału po kolei i do większości z nich dostawaliśmy zaproszenie. No przynajmniej ja i James. Czasem zastanawiałem się nad tym, skąd właściwie bierze się to całe zainteresowanie nami. Inni gracze w Quidditch'a nie byli nawet w połowie tak popularni jak my. Być może chodziło o nazwiska, wygląd i co najważniejsze żarty, które wciąż wymyślaliśmy. W przeciwieństwie do Rogacza, zdawałem sobie sprawę z tego, że większość uczniów pewnie nawet nas nie lubiła. Po prostu uważali, że z nami trzeba się kumplować. 

James'owi zależało na byciu lubianym, widziałem to po nim, gdy schodził z boiska i mierzwił włosy, tak by inni je podziwiali. Ja wbrew ogólnej opinii byłem na to obojętny. Sam siebie nie chciałem znać. Mimo przyjaciół, których miałem i ludzi, którzy chcieliby się nimi stać, czułem się potwornie samotny. Kochałem Jamesa jak brata oraz Remusa i Petera, choć z nimi nie byłem tak blisko. Mimo tego wszystkiego brakowało mi jakiegoś poczucia świeżości. Potrzebowałem kogoś, przy kim mógłbym być lepszym sobą. Kogoś, kto nie znał mnie na wylot i nie oceniał. Z Potter'em łączyła mnie niezwykła więź, ale on wiedział o mnie niemal wszystko. Trudno było przy nim poudawać, że jest się inną wersją Syriusza Blacka.

-Zapomniałeś o White - stwierdził Peter, gdy udało nam się znaleźć przedział Rudej. Evans siedziała przy drzwiach i śmiała się z czegoś. Nie dziwiłem się uczuciom Rogacza, bo dziewczyna była naprawdę urocza. Jej rozpuszczone rude włosy, zielone oczy oraz piegi komponowały się z czerwonym, wełnianym sweterkiem i uśmiechem na jej twarzy. W przedziale znajdowała się także niejaka Samantha White, Gryfonka i nasza rówieśniczka, która grała ze mną i Rogaczem w drużynie. White to taka dziewczyna, o której bardzo łatwo zapomnieć. Siedziała niemal schowana w rogu przedziału, ściskając jakąś książkę i patrząc w okno. Jej blond włosy były spięte w warkocz i schowane w kapturze szarej bluzy. Miała na sobie ciemne jeansy i znoszone ciemne trampki. Chyba miała gdzieś uwagę Glizdogona, bo nawet nie podniosła wzroku. Właściwie to przez ostatnie pięć lat ignorowała dosłownie wszystko. Była zupełnie nieszkodliwa. W nic się nie wtrącała i nic jej nie interesowało. 

BlackWhere stories live. Discover now