3

35 2 0
                                    

,,Nikt tak nie kocha światła jak ślepiec.'' - Victor Hugo

-Syriusz? - warknął Rogacz, stukając w mój kufel z kremowym piwem. - Słuchasz mnie w ogóle?

Jego głos wyrwał mnie z rozmyślań. Siedzieliśmy na tarasie umiejscowionym z tyłu posiadłości Potterów i piliśmy kremowe piwo, zrobione przez jego skrzata domowego. Minęło dziesięć godzin odkąd znalazłem się w domu mojego przyjaciela, a mimo to dopiero obudziliśmy się i zjedliśmy śniadanie. Rodzice Jamesa byli w pracy, a my spędzaliśmy wolny czas na zażywaniu świeżego powietrza.

Dom Potterów mieścił się na typowej angielskiej wsi, ale niczym nie przypominał innych budynków z okolicy. Ich posiadłość była ogromna i bardzo stara. Nie znałem się na historii, ale podejrzewałem, że była tutaj jeszcze przed panowaniem królowej Wiktorii. Trzyosobowa rodzina wcale jej nie zapełniała i większość pomieszczeń stała pustych. Matka Jamesa postarała się o to, by każdy czuł się w posiadłości, tak jak w wiejskim domeczku. Wszędzie czuć było zapach wypiekanego chleba, a magiczne przedmioty nie stały poupychane i dawały pole zwykłym meblom. Wszystko to sprawiało, że czułem się tutaj o wiele przytulniej niż w domu. Mimo tego, że wychowywałem się w Londynie, kochałem wieś. James, który całe dzieciństwo spędził tutaj, w Buckinghamshire wciąż planował nowe wypady do stolicy.

-Tak - odparłem, podnosząc wzrok na przyjaciela. - Chcesz wpaść na Pokątną.

-Do Dziurawego Kotła i... - stwierdził, ale urwał w połowie zdania. - Na Brodę Merlina, strasznie przeżywasz tą ucieczkę. Coś się stało? Myślałem, że kiedy w końcu się uda przestaniesz chodzić taki zdołowany. Boisz się co będzie, gdy matka się dowie?

-Ona już wie. Plan nie powiódł się do końca - stwierdziłem i zapaliłem fajkę. Rogacz tego nienawidził. Mówił, że to mugolskie. - Pokłóciłem się z Regulusem i wybiegłem z domu. Nie planowałem tego.

-Więc o co chodzi? Przejmujesz się Regulusem? - zapytał. - Nie gadaj, że przyłapał Cię rano na ucieczce!

-Nie... - powiedziałem, bijąc się z myślami. Nie mogłem zdradzić tajemnicy Samanthy, ale zbyt wiele o niej myślałem. Blondynka wywołała we mnie huragan myśli, które nie miały ujścia. Zazwyczaj dziewczyny wydawały mi się puste. White była inna. Sposób, w jaki na mnie patrzyła, zupełnie tak, jakby przejmowała całe moje cierpienie. Przy niej samotność zniknęła i pojawiły się inne uczucia. Bezpieczeństwo i spokój. Czułem się tak, jakbym znalazł bezpieczną przystań. Zupełnie tak, jakby ktoś nie tylko mnie widział, ale także zauważył.

-To co? Jak spędziłeś noc?

-W mieszkaniu u jednej barmanki - powiedziałem zdawkowo i zgasiłem papierosa o podeszwę buta.

-Było aż tak źle? - zaśmiał się. - Czy aż tak dobrze?

-Nie robiliśmy tego.

-Nie chrzań! - zawołał. Wstał z krzesła, tak jakby wiadomość wywołała w nim szok, który należało rozchodzić. - To co z nią robiłeś?

-Po prostu rozmawialiśmy.

-Ty nie rozmawiasz z kobietami - zaśmiał się. Później zaczął wypytywać o szczegóły. Głównie o to, jak wyglądała i dlaczego ze sobą nie spaliśmy.

-Blondynka. Nie uprawialiśmy seksu, ponieważ tego nie chciałem - stwierdziłem, przyduszony ilością pytań Jamesa. - To znaczy... Chciałbym, ale... To nie jest dziewczyna, z którą po prostu to robisz.

-Nie rozumiem. Czym różni się od dziewczyn ze szkoły albo z barów? - zapytał, ale po dłuższym braku odpowiedzi, usiadł na przeciw mnie i wyjął papierosa z mojej paczki. Włożył go sobie do ust i odpalił jak gdyby nic. Nagle nie przeszkadzał mu dym, czy mugolski wydźwięk nałogu. - Polubiłeś ją? Przyznaj, inaczej byś się tak nie zachowywał. Umów się z nią.

BlackWhere stories live. Discover now