Rozdział pierwszy - Zmiana.

6 0 0
                                    


  

  Siedziała w lobby od dobrych dwudziestu minut, które miały być zaledwie sprawą "do załatwienia od zaraz".  Nie tylko to było kłamstwem; pokojowe nastawienie trenera, który zawsze upierał się przy wolności wyboru(szczególnie w sporcie), zmieniło się teraz w stertę niegramotnych kroków, pochrząkiwań, westchnień a nawet ciętych uwag, przez które nawet mama traciła swoją twardość i chart ducha. Emilia nie musiała widzieć, ani tym bardziej słyszeć co konkretnie wypada z ust mężczyzny. Tego typu emocje czuć przez ściany grube na parę metrów, a co dopiero przez zwykłe oszklone biuro, którego jedyną izolację stanowiły odległość od poczekalni i kilka pucharów na półkach. Nasączone jadem, żałością i zawodem słowa najpierw uderzały w mamę, a następnie pękały echem tuż nad jej głową. Spodziewała się jednak tego już wcześniej, dlatego teraz postanowiła wpatrywać się wyłącznie w niezdrowo zieloną wykładzinę i myśleć o czymkolwiek, a najlepiej o niczym.


Zbladła i zbita z tropu mama w końcu wyszła z klatki lwa, bez słowa podniosła córkę z pufy w kształcie tenisówki, a następnie poprowadziła cichy orszak do wyjścia. Siedzący do tej pory ludzie w lobby próbowali teraz udawać, że nic nie widzą ani niczego nie rozumieją, odwracając się lub próbując zagaić najbliższą siebie osobę. Jedyna para blado-brązowych oczu próbowała wedrzeć się do źrenic dziewczyny, niemalże skanując jej całą posturę bez przerwy, jednak bezskutecznie. Trener natomiast stał teraz w drzwiach "szklarni", śląc ostatnie spojrzenie ku im dwóm z założonymi rękami. Ani jedna ani druga nie miała zamiaru się odwracać - rosły cień jeszcze większego mężczyzny osiadł na ich plecach, wyrażając jedynie groteskowe "ostatnia szansa". Żadna jednak z niej nie skorzystała.

Kluczyki zadzwoniły głośno, kręcąc się w stacyjce i ogłuszający ryk silnika wstrząsnął nieubłaganą ciszą. Pochrzęścił jeszcze chwilę w ich bębenkach, aż w końcu stał się miarowy i pełny taktu, a wreszcie - jednostajny, jakby szumiący w tle. Było to idealne "zajęcie głowy", jako że tak samo długa, jak i całe zajście jazda do domu, była równie niezręczna i nieznośna.



Auto uskoczyło od wysokości podjazdu i niezgrabnie wdrapało się na górę. Silnik zgasł. Gdy w końcu znalazły się w garażu, nie do końca miały ochotę wysiąść - siedzenia w białym, skórzanym obiciu suv-a wydawały się niezwykle wygodne, chociaż zazwyczaj uchodziły za "stare i pachnące domem starej osoby". Teraz te epitety jakby rozpłynęły się w kontekście dzisiejszych zajść i nabrały zupełnie nowych walorów, czyniąc krzesła idealnym siedziskiem. Zarówno Emilia, jak i jej mama, napawały się i ciszą i bezruchem. Nie mogło to jednak trwać wiecznie - napięcie jedynie rosło, a słowa wydawały się kipieć, chociaż obie bardzo długo upierały się przy ciszy.

 - Nie wiedziałam, że tak będzie - wykrztusiła z siebie pierwsza mama, chrypnąc jakby z początku.

 - Ale ja wiedziałam. Nie przejmuj się.

- Nie - nachyliła się nad nią, patrząc jej w oczy z pewną życzliwością, ale także niepokojem. - To ty się nie przejmuj.

Patrzyły tak po sobie jeszcze chwilę, a potem lekko się uśmiechnęły. Dziewczyna przytaknęła niemo na znak że czas wysiąść, trzęsąc włosami i ekspresją twarzy. Tym razem Emilia pierwsza wykonała ruch; wstała z ponownie mało atrakcyjnego auta i łapiąc z tylnego siedzenia czarną torbę treningową, pokierowała się w stronę łazienki. Mama, wciąż zbierając siebie i rzeczy, wychylona przez okno samochodu, rzuciła w ostatniej chwili, żeby przyszła zaraz na kolację, chociaż sama zapewne nie miała ochoty jej jeść.


Torba z ekwipunkiem, już zupełnie bezwartościowym, uderzyła głucho o mlecznoszare płytki w łazience. W lustrze pojawiła się niezwykle zdręczona i zmarnowana postać - sylwetka byłej gwiazdy tenisa ziemnego i ulubienica trenera, propozycja nr 1 do nadchodzącego turnieju, prościej: Emilia. Bardziej szczegółowo, 16-latka, która zrezygnowała z bycia liderem i numerem jeden, ktoś więcej niż tylko i aż "gwiazda kortu". Szczupła brunetka z szarymi oczami, garstką piegów i niezwykle dużą stopą. Miłośniczka chemii, muzyki i literatury, na które nigdy nie miała czasu, choć do tej pory jej tego nie brakowało.

Aż po dzisiejszy wieczór, Emilia uwielbiała tenisa i swój status, choć tak naprawdę nie był jej powodem do chluby i dumy. Kochała zakwasy po długich treningach i rozgrzewkach, uwielbiała dogrywki z zaciętymi rywalami, zarówno wygrane jak i przegrane. Nie było dla niej lepszej rozrywki, niż dodatkowa sesja w tygodniu czy wydłużony trening. Właściwie dalej to lubiła. Dalej tenis tkwił w jej głowie i emocjach, wytwarzając poczucie spełnienia i radości.

Więc co spowodowało to wszytko? Czemu miałaby rezygnować?

Na każdego kiedyś przychodzi oświecenie i Emilia nie była wyjątkiem; pewnego dnia, siedząc w prawie pustej, wrześniowej klasie, zdała sobie sprawę, że ma już niedługo siedemnaście lat. Zdała sobie sprawę, że chociaż jest na korcie i w lobby tak często, tak naprawdę nikogo nie zna. Zdała sobie sprawę, że to nie ona uprawiała sport, a on ją. Nie ona definiowała tenisa, a tenis ją. Nie była Emilią, brunetką czy chociażby koleżanką z klasy. Była "tą, co zawsze wygrywa." "Tą, która jest najlepsza w regionie". "Tą, którą na pewno wybiorą". "Tą, która na pewno wygra." Dodatkowo wiedziała, że mimo "talentu" - nigdy nie będzie aż tak dobra, by stać się profesjonalnym sportowcem. Był to po prostu moment, w którym zdała sobie sprawę, że nie ma dla niej przyszłości.

Tak też postanowiła to zakończyć. Od tego wieczoru, nie wie jak rozgrywać sety. Od tego wieczoru nie rozróżnia rakiety od kija. Od tego wieczoru nadrabia stracone do tej pory, albo raczej - poznaje nieznane.




Ciche łzy spłynęły po policzkach, a razem za nimi niezwykle zmęczone ciało dziewczyny wzdłuż ściany. Usiadła na posadzce, i po krótkim żalu i szlochu, otarła twarz i mimo bólu, postanowiła iść naprzód. Postanowiła zmianę.



Turniej wschodzącego słońca.Where stories live. Discover now