Rozdział drugi - Nieznane.

6 0 0
                                    


   Łatwo jest postanowić - trudniej wykonać, najtrudniej - wytrwać cały proces. Choć zmiany miały nastąpić, niełatwo z życia było wyłączyć tak naprawdę rutynę, z której składały się odżywcze posiłki, podwójne pakowane śniadanie i przygotowanie torby treningowej, no i oczywiście same treningi, które zajmowały sporą część tygodnia. Teraz jakby plan dnia przerzedził się jak niebo po burzy, przez co i dzięki czemu zarazem Emilia pierwszy raz od bardzo dawna poczuła zapomniane już uczucie - nudę.

Świeży, niezwykle pysznie pachnący tost z dżemem i kawa sprawiały, że poranek stał się o wiele lepszy, bardziej wyrazisty, kolorowy, inny od pozostałych. Te wszystkie szare dni ginęły pod słodko-gorzką wonią śniadania, które tato przygotował tak starannie. Po długim parzeniu, smażeniu i precyzyjnym smarowaniu, podał danie i napoje na stół, a potem opadł na brązowe krzesło. Siedzieli teraz naprzeciwko siebie w przytulnej kuchni, ciesząc się barwą przeżycia smakowego i chwili wolnej przed pozornie długim dniem szkoły i pracy.


Minął tydzień od strasznego zetknięcia z prawdziwym ja trenera i największym natężeniem emocji. Wszyscy powoli i mozolnie przyzwyczajali się do faktu, że Emilia już nie gra, a ona sama wręcz starała się o to, by nikt nawet nie przypominał jej o tym epizodzie życia, choć wcale nie był gryzący, zły czy krótki. Uznała po prostu, że czas iść na przód, a łatwiej przełknąć żal, nie myśląc o nim nadmiernie.

To samo stwierdził zegarek piekarnika, na którym zielone cyferki wskazały 7:40. Czas było oderwać się od specjałów taty, odstawić naczynia do zmywarki, wsiąść do auta i zmierzyć się z kolejnym dniem.




W szkole jedyną osobą czekającą na dziewczynę był stary dozorca, który zawsze bardzo serdecznie(nie wiadomo do końca, z jakiego powodu) witał się z nią i, jak przystało na dżentelmena, otwierał jej nietypowo ciężkie drzwi. Chociaż nie było to wyborowe towarzystwo, a wręcz czasem widziała krzywe spojrzenia w jej stronę właśnie z jego powodu, w głębi serca bardzo cieszył ją fakt, że mężczyzna wciąż tu jest. Na razie nie miała zamiaru dociekać, dlaczego tak się zachowywał, dlaczego tak bardzo odróżnia jej osobę od pozostałych. Zresztą, prawdopodobnie nie jest jej to potrzebne do szczęścia.

Korytarze w przeciągu dwóch minut przemieniły się w autostradę - każdy w bardzo zróżnicowanej prędkości zmierzał w swoim kierunku, choć wszyscy jednym torem, i trochę nieuważnie. Emilia wtopiła się w tłum idealnie, będąc jednak raczej wolniejszą jednostką w potoku uczniów. Pokonała cały korytarz, schody i zakręt. W końcu, na ostatecznym odcinku trasy, zaciskając dłoń na tandetno-złotej klamce, wstrzymując przy okazji oddech, weszła na biologię. Przez ułamek sekundy wiele par rozmigoconych, młodych oczu poderwało się do lotu jak stado spłoszonych gołębi tylko po to, by już zaraz z powrotem osiąść na dotychczasowych zajęciach. Zmierzona i sprawdzona od góry do dołu postanowiła bezszelestnie udać się na swoje miejsce, na którym pozostawała równie cicho, prawie cały ranek.

I tak też minął kolejny szkolny dzień - szybko, mętnie, bezznacznie. Znów nikt do niej się nie odezwał, pomimo jej starań w tą stronę. Dziewczyny, wręcz rozbawione faktem, że się do nich zwraca, po prostu wzruszyły ramionami zapytane, czy chcą iść razem do domu. Chłopcy, porozrzucani w wiele grup, nawet nie spoglądali w jej stronę. Zresztą, czy to dziwne? Czy ona kiedykolwiek się do nich odzywała? Czy miała czas wysłuchać tego, co oni mówili kiedyś, a ona dziś robi to samo po tak długim czasie?

Nie było co się łudzić, że dziś jest magiczny dzień zmian, czy też dzień dziecka. Smętnym krokiem powlokła się do szatni, by pożegnać dozorcę i wrócić do domu w poszukiwaniu dalszej motywacji.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 18, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Turniej wschodzącego słońca.Where stories live. Discover now