Prolog

304 27 3
                                    

Kolejne wspomnienia przepływały mi przed oczami, jakby moje nieustająco płynące łzy miały je zmyć na stałe z mojej pamięci. Widziałam grupę śmiejących się nastolatków pijących razem swoje pierwsze drinki. Nie znaliśmy wtedy jeszcze umiaru i nieraz musiałam zaprowadzać z Valkyonem pijanych chłopców do ich pokoi. 

Gorzki śmiech wydarł mi się z gardła.

Treningi Straży Cienia i niezliczone sparingi z Nevrą na których dawaliśmy z siebie sto dziesięć procent. Wszystkie siniaki, skręcenia i obicia, a wszystko po to, żeby chłopaki mogli zostać szefami straży. Nie pamiętam nawet ile misji wykonałam, ile żeber złamałam, ile nocy nie przespałam i ile razy odmówiłam sobie czegoś, po to żeby im pomóc. Wtedy myślałam że było warto, że oni kochają mnie tak samo mocno, jak ja kochałam ich... Że byliśmy rodziną.

Wszystkie moje przekomarzanki z Ezarelem, niewinne flirty z Nevrą, komfortowe milczenie Valkyona, nasze rozmowy z Leiftanem, pełne ciepła narzekanie Eweline, a nawet wieczne rządzenie się Miiko. 

Jednak pojawiła się dziewczyna. Miała długie, brązowe włosy i piękne, fiołkowe oczy. Mogłam tylko patrzeć jak jednym ich spojrzeniem oczarowuje wszystkich moich przyjaciół.

 Szłam z generałem Straży Obsydianu do Kwatery, kiedy ni z tego ni z owego wpadła na niego ziemianka. Posłała nam wystraszone spojrzenie i tyle ją widzieli.

 Znaleźliśmy ją później w spiżarni otoczoną przez resztę członków lśniącej straży i serce mi zmiękło. Biedne dziewczę było na śmierć przestraszone, wrzucone do nieznanego jej świata i otoczone przez wrogo nastawione istoty.

Postanowiłam wziąć ją pod opiekę, co nie spotkało się ze zbyt dużą aprobatą, ale Miiko w końcu uległa. Zapewniłam Grandienne jedzenie, zakwaterowanie i pracę, a Kero zajął się resztą.

To właśnie wtedy wszystko zaczęło się zmieniać. Serca mieszkańców zaczęły się ogrzewać w stosunku do dziewczyny i na początku byłam szczęśliwa, naprawdę! Chciałam, żeby się zaaklimatyzowała i wiodła tu w miarę normalne życie... 

Kolejne łzy popłynęły po moich policzkach, zmywając niechciane wspomnienia.

Widziałam siebie stającą się coraz bardziej osamotnioną i odrzuconą wraz z upływem czasu. Obserwowałam - z ukłuciem wstydu - siebie, jak staczam się, próbując desperacko utrzymać kontakt z moimi przyjaciółmi. Moją jedyną rodziną. Moje próby były jednak bezowocne, gdyż grupa pozostawała ślepa na moje starania.

Wszystkie lata spędzone razem, wszystko co dla nich poświęciłam, było dla nich bez znaczenia - widziałam to w ich oczach, w całej ich postawie. W porównaniu z Grandienne nic dla nich nie znaczyłam.

Próbowałam dogadywać się z nimi wszystkimi. Byłam pierwszą osobą która wyciągnęła rękę do ich ukochanej ziemianki! I co z tego mam? Nic.

Zobaczyłam też starsze wspomnienia, znacznie bardziej zatarte i mroczniejsze - przyczynę mojego rozpaczliwego łaknienia miłości i akceptacji oraz panicznego lęku na myśl o utracie jej. Widziałam małą dziewczynkę stojącą w salonie bogato zdobionego domu i słuchającą jak jej starszy brat, który miał zostać dziedzicem ich domu opowiada z ożywieniem o swoich lekcjach.

Dziewczynka patrzyła jak na twarzy siedzącej obok niego kobiety wykwita czarujący uśmiech, a jej oczy błyszczą jak dwa szmaragdy. Ich matka była piękną kobietą, a jej najmłodsze dziecko było jej lustrzanym odbiciem.

Patrzyłam jak kobieta nachyla się i całuje policzek małej dziewczynki - tak łudząco do niej podobnej - siedzącej na kolanach jej męża. Dziecko zaczerwieniło się uroczo, chowając twarz w koszuli ojca, wywołując tym samym rozbawienie całej grupy.

I tylko jedna dziewczynka o czerwonych jak ogień włosach i szafirowych oczach się nie śmiała. Stała w cieniu salonu, zapomniana niczym lalka w pokoju dziecka, czekając aż ktoś sobie o niej przypomni, da jej w końcu trochę ciepła.

Ten dzień jednak nigdy nie nadszedł. Jej starszy brat osiągał coraz lepsze wyniki w swoich studiach, zagarniając tym pochwały i dumę, a młodsza siostra była z natury chorowita, czym okupowała całą troskę dla siebie.

Oglądałam jak dziewczynka - zapomniana i nikomu niepotrzebna z raną w sercu, która dopiero miała się zabliźnić - opuszcza swój dom rodzinny, żegnana przez służących i ostatnie zerknięcie przez okno jej matki. 

Potem trafiła do kwatery głównej gdzie zdawało jej się, że zdobyła w końcu to czego tak bardzo pragnęła - rodzinę.

Pozwoliłam ostatniej łzie spaść zanim otarłam policzki. 

Skoro oni odwrócili się ode mnie, ja mam zamiar odwrócić się od nich. Ostatecznie rzecz  biorąc chyba powinnam im jednak podziękować, bo zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy, której nie udało mi się nauczyć za pierwszym razem kiedy zostałam porzucona. 

W tym świecie w którym pies zjada psa nie ma miejsca na szukanie aprobaty od nikogo innego niż samego siebie.

- To ostatni raz, kiedy Nike Althea płacze z powodu innych. - obiecałam sobie, robiąc krok poza kwaterę główną.

Nie pożegnałam się z nikim, bo nie czułam już przywiązania do nikogo. Zostawiłam tylko formalny wypis na jednej ze stert  papierów Kero. Znajdzie go może za jakiś dzień lub dwa, a ja już wtedy będę daleko.

Odchodząc nie odwróciłam się ani razu, a w piersi czułam dziwną lekkość.

Czy tak wyglądają nowe początki?

Tym Razem *Eldarya*Where stories live. Discover now