6.Pieprzony wypadek*

9.9K 242 99
                                    

Od kłótni z Chrisem minął miesiąc. Przestaliśmy się do siebie odzywać, a ja nie pomogłam mu nawet w przeprowadzce ani nie odezwałam się do niego żadnym słowem. Wciąż nie wiem co sprawiło, że Christopher posunął się do wyprowadzki, ale to już i tak nie ma dla mnie znaczenia. Zbytnio mnie to nie interesuje, ale w końcu nic dziwnego, to dorosły chłopak. Ma już 22 lata. A ja 18 lat. Z pewnością uważa mnie za gówniarę, która nic nie wie o życiu. Ciekawi mnie tylko z czego on będzie tam żył. Adam powiedział mu wprost, że nie dostanie od niego ani grosza, więc skąd będzie miał pieniądze? Czy on w ogóle ma jakiś cel w życiu?

-Kochanie dobrze wiesz że musisz wyjść wcześnie-krzyknęła mama z dołu.-Nie zamierzam znowu cię zawozić. Od dzisiaj znowu normalnie pracuję.

Jak wiecie mama pracowała jako opiekunka u państwa Brown. A ja wciąż się zastanawiam dlaczego. Przecież ojczym ma tak dużo pieniędzy.  Był szefem w dużej firmie meblarskiej, więc czemu nie znajdzie mamie tam jakiegoś stanowiska?

Olałam ten temat i ruszyłam się wreszcie po paru minutach do szkoły. Stanęłam przed lustrem i ostatni raz poprawiłam swoje długie falowane brązowe włosy. Zdecydowałam się dzisiaj na czarną sukienkę z paskiem i czarne szpilki, tylko dlatego że wyglądałam w tym w porządku. Przysięgam, że najchętniej to wywaliłabym te buty do kosza.

Wybiegłam jakoś na autobus w tych butach co nie było lada wyzwaniem. Oczywiście autobus już na mnie czekał, dlatego szybko do niego weszłam. Nie przywykłam jeździć komunikacją miejską. Zawsze to mama zawoziła mnie do szkoły, niedawno Chris, a teraz jeżdżę sobie autobusem. Nie mam nic przeciwko temu, przynajmniej mogę nawiązać jakieś nowe znajomości.

Usiadłam na pierwsze lepsze miejsce, obok którego siedziała jakaś dziewczyna. Kojarzyłam ją ze szkoły, ale nie miałam bladego pojęcia jak się nazywa. To był idealny moment, aby ją teraz poznać.

-Cześć-podałam rękę.-Jestem Veronica. Pewnie kojarzysz mnie ze szkoły. A może i nie. Ale ja ciebie na pewno tak. Lily?

-Lidia-poprawiła mnie dziewczyna.-Mieszkasz niedaleko?

Lidia miała inny typ urody niż wszyscy. Ale to nie znaczy, że była brzydka. Była śliczna. Miała trochę ciemniejszą karnacje i wielkie brązowe oczy, a jej włosy były pokręcone we wszystkie strony. To sprawiało, że wyglądała niczym aktorka filmowa.

-Tuż obok przystanku-odpowiedziałam na zadane wcześniej pytanie. Lecz w tym momencie nasza rozmowa dobiegła końca, gdyż dojechaliśmy właśnie pod szkołę.

-W takim razie do zobaczenia-uśmiechnęła się promiennie i podeszła do swojej grupki cheerleaderek. Było mi przykro, bo spoglądając na nie, czułam się okropnie grubo. Zawsze chciałam być cheerleaderką, ale mi nie wyszło. Nic dziwnego skoro nie umiałam zrobić nawet walonej gwiazdy.

***
Lekcje się już skończyły, a ja razem z moją grupą wybraliśmy się do pobliskiej knajpy. Byłam okropnie głodna, w sumie to jak każdy z nas. W domu czekał na mnie obiad, ale chciałam wreszcie gdzieś wyjść zjeść na miasto i się z nim obeznać, dlatego stwierdziłam, że obiad może zaczekać. Po wejściu do knajpy, od razu zajęliśmy miejsce przy oknie. Zawsze przy nich był tak fajny klimacik. Siedziałam obok Archera i Olivii. A obok nas po kolei Diana, Blake, Colin i Alice.

-To co zamawiamy gówniaro?-zapytał rozbawiony Blake zwracając się do Diany. Objął ją ramieniem i mocno się do niej przytulił. Nie zabrakło oczywiście odgłosów: „oooo jak słodko" . Między tą dwójką na pewno coś iskrzyło. Byłam ciekawa kiedy nam o tym wreszcie powiedzą.

-Dla ciebie pani Diano-burknęła Diana i wyrwała się z uścisku z tą swoją smutną minką. Oni byli tacy słodcy. Ewidentnie do siebie pasowali.

Mój kochany dupekWhere stories live. Discover now