Rozdział 1

58 7 3
                                    

Początki nigdy nie są łatwe. Szczególnie kiedy jesteś tysiące kilometrów od domu, a jedyną osobą, z którą udało ci się do tej pory porozmawiać, jest sekretarka, która z bardzo niemiłym wyrazem twarzy wręczyła ci plan zajęć.
Szczerze powiedziawszy, Devan Parry był przerażony tym, jak będzie wyglądał najbliższy rok, chociaż przez ostatnie kilka miesięcy nie mógł się doczekać wyjazdu. Nigdy wcześniej nie był w Stanach Zjednoczonych i wszystko tutaj wydawało mu się dziwne. Los Angeles było przepiękne, chociaż nadal nie mógł przyzwyczaić się do różnicy czasu i pogody. Było zdecydowanie za gorąco, co w Londynie naprawdę nie zdarzało się często i nie był taki pewny, czy akurat to z biegiem czasu stanie się dla niego zwyczajne.

Nie była to jedyna niecodzienna rzecz. Mimo że przecież doskonale zdawał sobie sprawę, że w Ameryce ludzie mają inny akcent, za każdym razem, gdy go słyszał, miał ochotę się roześmiać. Brzmiało to trochę tak, jakby wszyscy dookoła umówili się, że będą naśmiewać się z Amerykanów. Ale cóż, oni byli Amerykanami i teraz to on miał dla nich dziwny akcent.

Pierwsze kilka godzin zajęć były dla niego naprawdę dziwne. Nauczyciele przedstawiali go jako nowego ucznia z wymiany i prosili, by uczniowie się nim zajęli, jednak gdy on próbował nawiązać jakiś kontakt, zwykle kończyło się to dziwnym spojrzeniem i ignorowaniem. Nie podobało mu się to i powoli miał już dość Ameryki, mimo że nie spędził tu nawet trzech pełnych dób. Ciężko było mu złapać z innymi kontakt przez to, że wszyscy poza nim już świetnie się znali. To była ich trzecia wspólna klasa i każdy już miał znajomych, z którymi wolał spędzać czas, niż marnować go na nowego ucznia, który po roku i tak wyjedzie i nigdy więcej się nie zobaczą.

Jednak Dev nie tak sobie to wyobrażał i idąc na lunch, naprawdę miał ochotę wrócić do pokoju i zadzwonić do mamy, że chce wracać. Głód jednak zwyciężył i chwilę później stał w kolejce po jedzenie. Nie było zbyt wielkiego wyboru, a nawet to, co nałożył na talerz, nie wyglądało zbyt apetycznie, więc zapisał sobie w pamięci, by w poszukać jakiejś pobliskiej restauracji, w której mógłby zjeść coś lepszego i wyrobić się podczas przerwy na lunch.

Teraz miał jednak większy problem. Znalezienie miejsca na stołówce wcale nie było takie łatwe, jak mogłoby się wydawać. Było oczywiste, że nie siądzie obok ludzi, z którymi miał zajęcia, raczej nie byli zainteresowani poznawaniem go, a Devan nie był typem człowieka, który szczególnie lubiłby narzucać się innym. Nie chciał jednak również siadać sam. Mimo słabego poranka miał nadzieję, że jedzenie będzie dobrym pretekstem, by z kimś porozmawiać. Dlatego nie zastanawiając się szczególnie, usiadł obok przyjemnie wyglądającego bruneta.

- Cześć, co tam? – powiedział, posyłając nieznajomemu szeroki uśmiech. Chłopak wyglądał na młodszego od niego, ale Dev nie próbował w zgadnąć jego wieku. Miał dosyć wyraźnie zarysowaną linię szczęki i duże usta. Jego oczy były ciemne i blondynowi zdawało się, jakby jego spojrzenie było szczególnie głębokie.

- W porządku – odpowiedział, jednak jego głos nie wyrażał tych samych uczuć. Był spokojny i ciężko było w nim cokolwiek odczytać, w przeciwieństwie do brzmienia głosu Devana.

- Jesteś pewien? – zapytał, marszcząc brwi. – Nie wyglądasz, jakby wszystko było w porządku – powiedział, niewiele się zastanawiając.

Jedną z cech Deva było to, że nie owijał w bawełnę i zawsze najpierw mówił, a dopiero później myślał, przez co często mógł wyjść na wścibskiego lub niemiłego. Jednak zdecydowanie taki nie był. Zawsze troszczył się o ludzi, którzy go otaczali i chciał dla nich jak najlepiej.

Nieznajomy uniósł pytająco brwi.

- To takie typowo brytyjskie, dociekanie, czy wszystko jest okay – Nieznajomy nie był chyba szczególnie zadowolony z tego, że Parry się do niego przysiadł, ale chłopak nie miał zamiaru się poddać. – Tak, jestem pewien – dodał po kilku sekundach milczenia.

TrevorWhere stories live. Discover now