Rozdział 4

461 21 24
                                    

Pierwsze co rzuciło mu się w oczy podczas wycieczki to jak pani Kapitan spokojnie maszeruje. Mimo woli zaczął porównywać ją z Bodenem. Jego dowódca wywinął mu niezły numer. Cały czas czuł zażenowanie reakcją, na jaką sobie pozwolił kiedy Lidia powiedziała mu kim jest. Minęli biurka i skierowali się prostym, jasnym korytarzem w głąb budynku. Przyglądał się ścianom szukając czegoś takiego jak mają w 51. Ale nie było tutaj żadnych zdjęć poległych strażaków. Widział tylko odznaczenia, dyplomy oraz jakieś artykuły prasowe. Nie miał zielonego pojęcia czego dotyczyły. Lidia szła obok niego z rękoma skrzyżowanymi za plecami. Spokojnie tłumaczyła mu zasady panujące w remizie.
- Nie ukrywam, że spodziewałam się strażaka a nie porucznika - rzuciła nagle. Odwrócił głowę i spuścił wzrok. Była od niego o głowę niższa. Była drobna, wyglądała na kruchą.
- Tak po prawdzie jestem tu za karę. Odbębnijmy to i wracam do siebie - odparł. Słysząc to Lidka zatrzymała się w pół kroku. Szczerość porucznika ją zdumiała. Emanowała z niego siła, pewność siebie i buńczuczność. Czeka ją ciężka przeprawa. Porucznik Severide wydawał się być po prostu bardzo ciężkim i skomplikowanym człowiekiem, który nie ma ochoty tutaj być. A czy sie to mu podoba czy nie, będzie musiał spędzić tutaj cały rok. Nie uśmiechało jej się niańczyć kogokolwiek. Zwłaszcza trzydziestoletniego faceta. Zignorowała słowa porucznika, który zatrzymał się kiedy ona przystanęła. Podeszli do schodów. Powoli kierowała się do góry. Nie odzywała się słowem. Jej kroki były bardzo ciche, spokojne. Szła jakby się nigdzie nie spieszyła. Weszli na piętro. Odwrócił głowę czując ostre słońce wpadające do budynku. Wielkie okna skierowane były na drugą stronę budynku. Tu widział wielki plac gdzie znajdowały się inne, mniejsze budynki.
- Centrum przekazywania informacji znajduje się dokładnie pod nami. Mamy dwa wozy i dwie ekipy po pięć osób. Pan, poruczniku, później dowie się z którym wozem będzie jeździć. Szatnie i łazienki są tutaj - wskazała na zamknięte drzwi. Spojrzał na nią. Uniosła głowę przyglądając mu sie z zaciekawieniem. Zielone oczy obserwowały ją spokojnie. Nie widziała w nich znudzenia co dobrze świadczyło o nim. Nacisnęła klamkę. W pomieszczeniu w rzędzie stały szafki. Było tu ogólnie bardzo cicho. Odwrócił się słysząc kroki za sobą. Mężczyzna na ich widok zatrzymał się. Lidia wychyliła się zza Severide i uśmiechnęła do przybysza.
- Dzień dobry pani Kapitan - mężczyzna na jej widok wyraźnie rozluźnił się i ponowił przemarsz.
- Dzień dobry - skinęła - Dominik poznaj porucznika Severide. Jest na wymianie za Krystka - dodała wskazując na bruneta, który jej towarzyszył. Mężczyzna zatrzymał się przy Kelly'm i podniósł rękę w jego kierunku
- Poruczniku to Dominik, starszy ogniowy i mój zastępca w razie gdyby mnie nie było z jakiegoś powodu - wyjaśniła. Severide uśmiechnął się do mężczyzny ściskając jego dłoń.
- Miło mi poznać - odparł
- Mnie również. Witamy w naszej remizie - dodał i zniknął za drzwiami. Kelly spojrzał na panią Kapitan, która odwróciła się w głąb korytarza. Ruszył za nią.
- Czy ma pani jakaś kobietę strażaka w drużynie?
- Nie. Nasza remiza jest za spokojna żeby nawet przyjmować kandydatów - wyjaśniła. Severide uniósł brew. Spokojna? Tego nie można powiedzieć o remizie w Chicago. Tam spokój był podejrzany. Zawsze coś się działo. Zawsze były jakieś wezwania. Jeśli on przez rok ma się wynudzić to Boden od razu mógł go rozerwać na strzępy albo rozjechać którymś wozem.

Kiedy tylko weszła do małej sali przypominającej klasę wszystkie rozmowy się skończyły. Widział grupkę mężczyzn zajmujących się swoimi sprawami. Lidka pokazała mu całą remizę i wyjaśniła co gdzie się znajduje. Odpowiadała na jego pytania zwięźle i krótko. Odzywała się bardzo mało. Widząc ruch za sobą odwrócił głowę. Kobieta, która widział na recepcji uśmiechnęła się do niego.
- Ela na odprawie będzie panu tłumaczyć wszystko co powiem - wyjaśniła spokojnie uśmiechając się do przybysza. Wszyscy patrzyli na panią Kapitan jak na boga. Takie odniósł wrażenie. Respekt jaki budziła był dla niego zastanawiający. Stanął przy drzwiach opierając się plecami o ścianę. Przyglądał się pani dowódcy. Mówiła cicho, miękko i bardzo spokojnie. Nie wiedział czy chciałby widzieć ją wściekłą. O ile w ogóle ona potrafi być wściekła. Słuchał kobiety z recepcji, która tłumaczyła mu każde słowo które padło w sali. Nie rozumiał ich rozbawienia. Ale widział jak oczy pani Kapitan mrużą się kiedy próbowała się nie zaśmiać.
- Dominik po odprawie dopóki nie wrócę zajmie się dowodzeniem - wskazała na mężczyznę, którego spotkali przy szatni
- Jak wiecie Krystek jest w Chicago i tam zdobywa doświadczenie. Za niego możemy gościć porucznika Kelly'ego Severide który będzie z nami pracował przez następny rok. Nie dajcie mu powodów żeby opowiadał, że Polska to dziki kraj - wskazała na mężczyznę. Ela przetłumaczyła mu wszystko a on speszony podniósł rękę
- Cześć - rzucił czując na sobie badawcze spojrzenie dziesięciu par oczu. Czuł jak przeszywają go na wylot.
- Cześć! - odpowiedzieli chórem z szerokim uśmiechem.
- Czyli po zmianie będziemy mieć wieczorek zapoznawczy? - parsknęli śmiechem na to pytanie.
- Pewnie tak, ale tym razem to ktoś inny zajmie się poszukiwaniem baru - Lidka potrząsnęła głową
- To wszystko na tę chwilę. Dziękuję - skinęła głową. Każdy ze strażaków podniósł się i skierował do bruneta. Witali się z nim osobiście, ściskali jego dłoń i klepali w ramię. Przyglądał się temu podejrzliwie. W tym wszystkim było dużo serdeczności. Nie pasowało mu to. Nie był po prostu przyzwyczajony do czegoś takiego.
- Pojedziemy do komendy wojewódzkiej po sorty dla pana - stanęła przed nim zadzierając głowę. Skinął.
- Dziękuję Elu - odwróciła wzrok na kobietę. Zostali sami. Zdał sobie sprawę że obecność pani Kapitan go trochę krępowała. Nie wiedział dlaczego. Przenikliwe spojrzenie śledziło jego twarz spokojnie. Dostrzegała każdy tik na jego twarzy.


Kiedy wszedł do stołówki w remizie na jego widok wszyscy zamilkli. Lidia odwróciła się od ekspresu trzymając w rękach kubek. Odbierając swój sort zauważył, że wszyscy na widok pani Kapitan się uśmiechali. Ona sama uśmiechała się do ludzi. Do każdego! Ale nie tylko ona tak robiła. Robili tak tutaj wszyscy. Był pod wrażeniem. Czuł na sobie spojrzenie wszystkich zebranych w pomieszczeniu.
- Poruczniku zostawiam pana pod opieką Dominika i reszty zespołu - wskazała na mężczyznę, który podniósł sie.
- Będę miała radio. Jadę na tą konferencje - razem z kubkiem ruszyła do wyjścia. Śledził ją wzrokiem. Musiał nauczyć się polskiego. Nie wiedział co powiedziała do chłopaków. Widział jak podniosła głowę i wyszła z budynku.
- Usiądź z nami - Dominiki podszedł do niego i wskazał na krzesło. Brunet pokiwał głową.
- Kawy? Herbaty? Czy coś innego do picia? - jeden ze strażaków skierował się do części kuchennej
- A może śniadanie? Lidka zabrała cię od razu po odprawie - Severide poczuł się skołowany. O co tu chodzi?!
- Stop! - podniósł rękę - O co wam chodzi? - skołowany i lekko zirytowany rozejrzał się po pomieszczeniu
- Ale co? - cała drużyna spojrzała na siebie.
- Wy zawsze jesteście tacy mili?
- Jesteśmy gościnni, czy to problem?
- Gościnni? Chcecie mnie wyręczyć we wszystkim
- Poruczniku - brunet siedzący na szczycie stołu oparł dłonie na blacie. Severide czuł jakby oni robili sobie z niego żarty.
- Jesteśmy w Polsce. W Polsce jest powodzenie "Gość w dom, Bóg w dom" i przywiązujemy do tego ogromną wagę. Jesteś naszym gościem i musimy o ciebie dbać bo jak wrócisz do Chicago to będziesz mógł wtedy powiedzieć że dobrze się u nas czułeś - wyjaśnił spokojnie. Kelly uniósł brew z zaciekawieniem. Było to dla niego niezrozumiałe. Znalazł się w jakimś dziwnym miejscu. Ludzie się do niego uśmiechają a także pytają z uprzejmości o jedzenie i picie. Co tu się dzieje? Oparł głowę na dłoniach i potarł czoło.
- Wy tak zawsze? - był tym wyraźnie zaskoczony. Spojrzał na nich. Wszyscy zgodnie skinęli głowami. Pokręcił głową.
- No raczej - Dominik odchylił się na krześle. Kelly przyglądał się im. Czuł się dziwnie skołowany. Nie, nie ufał im. Widzi ich pierwszy raz w życiu. Ale to co robili? Pokręcił głową.
- Ty nie masz chyba jakichkolwiek przyjaciół Polaków, poruczniku? - na to pytanie podniósł głowę.
- Nie - przyznał
- I wszystko jasne - Dominik wskazał na całą ekipę
- Jesteśmy gościnni i obelgą dla nas jest jak gość z domu wychodzi głodny. Minie trochę czasu zanim to zrozumiesz. Ale przecież mamy na to cały rok - dodał składając ręce na karku.

Za karę [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz