Rozdział 28

249 13 17
                                    

Kiedy wylądował na lotnisku w Warszawie poczuł sie jakby znowu był luty. Jakby znowu pojawił sie tutaj za karę. Stał cierpliwie przy taśmie i czekał na swój bagaż. Ponownie jet lag go dopadł, chociaż teraz sie jakoś do niego przygotowywał. Czuł rosnące mdłości. I tak kiedy wróci do remizy, pani Kapitan jeszcze nie będzie. Ale ten niesmak dalej pozostał. Bo Stella miała z jednej strony rację. Nic nie trzyma go w Chicago. Chociaż z drugiej strony to miasto było jego domem. Remiza 51 była jego domem. Nie będzie sie umiał przestawić na inne standardy, na lenistwo,  na nic nie robienie. Przez te trzy miesiące brakowało mu najbardziej, prócz oczywiście ludzi, tej adrenaliny kiedy wchodził na zmianę. W Polsce nie działo sie nic. Mieli kilka wypadków, jeden poważny pożar i ściąganie kota z drzewa. Najpoważniejszy wypadek doprowadził do tego, że Lidka miała założone szesnaście szwów. A tak? Nic ciekawego. Złapał za swoją walizkę. Kiedy wyszedł przed terminal dostrzegł Bartosza. Zadzwonił do niego i poprosił o odebranie z lotniska. Teraz mężczyzna stał koło Mercedesa GLE. Uśmiechnął sie do kierowcy i podszedł do niego. 
- Cześć, jak podróż? - Bartosz uścisnął jego dłoń 
- Jak zawsze męcząca - mruknął - Ładny wóz - dodał patrząc jak samochód unosi drzwi od bagażnika po naciśnięciu guzika na pilocie. 
- Wiem. Nie mogłem wziąć BMW bo nie jestem w pracy - wyjaśnił spokojnie. Severide odwrócił wzrok na mężczyznę, który podszedł do drzwi od strony kierowcy
- To twój prywatny wóz?
- Jasne. Jedyna, słuszna marka - wyjaśnił. Kelly tego nie rozumiał za bardzo. Utrzymanie jego Mustanga było dla niego czasami dość problematyczne a to auto musiało niedawno wyjechać z salonu. Jak to możliwe? 

Przymknęła powieki czując jak Krzysztof całuje czubek jej głowy. Skończyli jeść śniadanie. Mężczyzna zabrał sie za sprzątanie. Wpatrywała sie w jego plecy zasciskając palce na rękawach bluzy. Wiedziała, że wiele osób będzie na nią wściekłych. Za to, że jej były mąż ponownie pojawił sie w jej życiu. Ale ona na prawdę go kochała. Taką zwykłą, prostą miłością. Owszem, rozwód był dla niej bolesny. Bolesny bo źle to rozegrała. Bo chciała od niego, żeby o nią walczył. Tylko i wyłącznie. Nauczyć sie żyć bez niego było jej łatwe. O dziwo łatwe. Skoro ostatnie miesiące widzieli sie bardzo rzadko. I tak na dobrą sprawę te miesiące bez niego były dla niej jak jego delegacje. Tęskniła za nim. A kiedy sie pojawił jeszcze udawała, że jej nie zależy. Tylko prawda była zupełnie inna. Bardzo jej na nim zależało. Kiedy wrócił do niej musiała być chyba chora psychicznie, żeby mu kazać spadać. Zwłaszcza kiedy widziała jego zmianę. Nawet na samym początku ich znajomości nie starał sie tak jak teraz.
- Wiesz dlaczego chciałam rozwodu? - podniosła wzrok zadając to pytanie. Mężczyzna zastygł w połowie kroku do zlewu. Odwrócił sie w jej kierunku.
- Bo chciałam cie zmusić do tego, żebyś walczył. O mnie, o nasze małżeństwo. Ostatnie miesiące mijaliśmy się, byłeś zawalony pracą a ja za tobą tęskniłam. Tęskniłam za wieloma rzeczami które sie kojarzyły mi tylko z tobą. Tęskniłam za rzeczami które robiliśmi razem. Chciałam cie otrzeźwić. Chciałam zobaczyć czy dalej ci zależy. Chciałam żebyś poczuł ten sam niepokój, który ja czułam kiedy ciebie nie było kolejny tydzień - mruknęła czując jak zaschło jej w gardle. 
- A kiedy sie zgodziłeś, to co ci miałam powiedzieć? Że tylko żartowałam. Nie mogłam, nie umiałam. Byłam bardzo zaskoczona tym wszystkim. Dlatego nawet nie chciałam sie z tobą przepychać o cokolwiek - dodała cicho. 
- Mała... - odłożył talerz na zlew i ominął wyspę. Podniosła wzrok kiedy usiadł obok niej. Poczuła jak oparł dłonie na jej polikach. 
- Ale to mi uświadomiło, że byłem dupkiem. Miałem taki skarb obok siebie. I na prawdę wtedy myślałem, że tego chcesz. Bo jeśli kogoś sie kocha to trzeba pozwolić mu być szczęśliwym - pogłaskał jej skórę wpatrując sie w jej oczy. Były pełne dziwnego niepokoju czy strachu. Czuła jak wali jej serce. Uderza mocno w żebra powodując jej lekki ból. 
- I zrobię wszystko żeby było jak przedtem. Nie umiem bez ciebie funkcjonować. Nie umiem znaleźć sie w mieszkaniu w którym nie ma twoich rzeczy. Bo to uzmysławia mi, że nikt nie będzie mnie wspierał jak ty - mruknął. Westchnęła z zadowoleniem kiedy pocałował jej wargi. Nic innego nie miało dla niej znaczenia. Miała miłość swojego życia właśnie przy sobie. Znowu! Straciła zdolność racjonalnego myślenia. Znowu. Ten euforyczny stan znowu wrócił. Czuła sie jak naćpana. 

Otworzył oczy. Po powrocie do Poznania postanowił sie położyć. Ale drzemka na kanapie nie była zbyt udana. Bolał go kręgosłup a pilot wbił mu sie w polik. Przetarł zaspane powieki. Uczucie niepokoju go nie opuściło. Sam z siebie zaczął rozmowę z Bartkiem na temat pani Kapitan. I był dziwnie skonsternowany. 
- Znam Lidkę z liceum. Kiedyś była zupełnie inna. Musiało coś sie stać w jej życiu, że zrobiła sie taka chłodna. Podobno tylko jej były mąż zna całą jej historię
- A właśnie, ten jej mąż
- Szaleńczo w niej zakochany. Robiłem z nim dwa projekty dla komendy miejskiej i zawsze mówił, że taki ktoś jak Lidka to skarb - wyjaśnił 
- Pewnie teraz u niej siedzi i pilnuje żeby doszła do siebie - dodał. Severide poczuł lekkie zażenowanie i ogromne zrezygnowanie tym wszystkim. To oznaczało, że jego szansę na odkręcenie wszystkiego zmalały do rozmiarów ziarnka ryżu. Ale z drugiej strony dlaczego nie spróbować? Przecież nie wiedział czy ona dalej kochała swojego byłego męża. Nie wiedział co doprowadziło do ich rozwodu. Przeciągnął się. Jutro ma zmianę więc dzisiaj cały dzień prześpi. Jet lag jest niewdzięczny. Podniósł sie wyłączając telewizor. Jutro zadzwoni do pani Kapitan i poprosi  żeby z nim porozmawiała. Miał tylko nadzieję, że nie będzie za późno. 

Za karę [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now