1 ≛ PROM DRESS [cz. 1]

63 8 18
                                    

╚»★«╝

focused on: lorenzo wayne [oc]
uniwersum: roleplay MADNESS8005JKR inag, osadzony w świecie dc
liczba słów: 2290 (nie dużo, ale i tak)

╚»★«╝

          Lało.

          Nie tak dokładnie chłopak wyobrażał sobie swój prom. Nigdy go sobie nie wyobrażał, w gruncie rzeczy. Ojciec — nie, Juan — nigdy nie pozwolił mu iść do normalnej szkoły. Lorenzo słyszał tylko czasami o balach oglądając telewizję. Wszystko wydawało mu się bajką, czymś, co było poza jego zasięgiem. Dlatego to, że stał przed budynkiem swojej szkoły tuż przed promem wydawało mu się tak nierealne. Garnitur ubierał wcześniej tylko na spotkania ze współpracownikami swojego ojca, a teraz miał go na sobie temu, bo miał pójść na prom. Na swój prom.

       Uśmiechnął się samemu do siebie, poprawił garnitur i poszedł przed siebie z wysoko uniesioną głową. Deszcz nie popsuje mu dobrej zabawy — i tak przecież znajdować mieli się przez cały czas w hali sportowej. Miał nadzieję, że Damian już pojechał i nie widział jego chwilowego zawahania przed pójściem naprzód. Po wszystkim chłopak nie powinien bać się okazywać słabości przed nim, ale nadal nie potrafił wyzbyć się poczucia winy. Nie było to jednak w tym momencie ważne, prawda?

      Hala sportowa tętniła życiem. Zatrzymał się w drzwiach i poczuł panikę chwytającą go za gardło, gdy zobaczył tłum ludzi. Wiedział, że będzie ich tam aż tyle, ale nadal wejście do środka zdawało mu się niewykonalnym wyzwaniem. Dopóki nie zobaczył znajomej twarzy w tłumie.

      — Vivi! — Pomachał do niej, z powracającym na usta uśmiechem. Blondynka od razu go zauważyła i także się rozpromieniła. Machnęła ręką w stronę drugiego końca sali i sama tam poszła.

     Przemknął między ludźmi, starając się stać się przynajmniej trochę niewidzialnym. Najbardziej w byciu Waynem nie podobała mu się ta powszechna rozpoznawalność, jakby stracił swoją własną prywatność. Kiedy był kojarzony jako syn Juana Ramireza Péreza, mieszkając jeszcze w Kubie, miał wszystkie przywileje nielegalnego wchodzenia do klubów nocnych oraz łatwiejszego zakupu alkoholu i narkotyków, bez bycia zatrzymywanym na ulicy, bo "selfie". Czasami za tym tęsknił.

      — Okej, jestem. — Uśmiechnął się lekko, podchodząc do grupki swoich przyjaciół. — Wybaczcie za spóźnienie, — Nie potrafiłem przemóc się przez dłuższy czas, aby pójść do budynku — utknęliśmy z tatą w korku.

      — Nie mogliście, nie wiem, złamać prawa? W końcu jesteście Wayne'ami — wtrąciła Renee, upinając swoje włosy w koka. — Mój tata przejechał na trzech czerwonych światłach, abym była na czas.

      — Nie mieliśmy jak. Wiesz, korek. Jeszcze wyszedłem później, niż zamierzałem, — Wpatrywałem się w moje odbicie w lustrze, myśląc nad tym, jak bardzo przypominam Juana — garnitur mi się poplamił i musiałem go zmieniać na ostatnią chwilę.

       — Wayne'owie to faktycznie nie mają poszanowania do rzeczy, co? — spytał się Mylo, opierając się o ścianę. — Kasa to nie wszystko, Loren.

       Wiem.

      — E-ej! — Vivi objęła rękami szyję chłopaka. — Coście się tak uwzięli na Lorenzo, co? No, spóźnił się chłopak, zdarza się.

DIE A LITTLE; one-shotsWhere stories live. Discover now