᯽ 𝟑. ❝ Nie ma jak w domu. ❞

350 26 76
                                    


          Wszechobecny swąd siarki i dymu wzbudzał w Szatanie niemal tęskne uczucie powrotu do miejsca, które od tysięcy lat zwał domem. Jednak kto przy zdrowych zmysłach nadałby ziemi, która dzień w dzień jest pożerana przez Płomienie, miano "domu"? Jałowa ziemia pokryta ostrymi jak brzytwa kamieniami oraz zbielałymi kośćmi, będącymi pamiątkami po toczących się bitwach, nie zachęcała do dłuższego pobytu.

          Lucyfer nie narzekał, a bardziej przestał, kiedy dotarło do niego, że będzie musiał spędzić w owym miejscu wieczność. Choć nigdy nie wydawała mu się ona długa — przynajmniej kiedy był w Niebie — tak trafiając do Piekła przeklinał każdy dzień i noc spędzoną wśród ognia, dymu i kości. Pogodzony ze swoim losem, zaczął dostrzegać w Królestwie Ciemności drobne rzeczy, przypominające mu dawny dom.

          Malutkie rośliny, próbujące przetrwać w trudnych warunkach, wzbudzały w nim podziw, niekiedy zazdrość — sam chciał mieć tak silną wolę do walki, jednak ta go opuściła. Zrozpaczony, wściekły i samotny – właśnie taki był Lucyfer po Upadku. Mimo że sam do niego dążył, czuł pewnego rodzaju zawód, kiedy to Ojciec postanowił go Strącić ze Swego Królestwa. Lecz nie mógł się pokłonić istocie, której naiwność wywoływała u niego migrenę i odruch wymiotny. Jawnie gardził ludźmi na każdym swym kroku. Nie raz próbował udowodnić innym Aniołom, iż istoty, którym służą i które zostały obdarowane przez Stwórcę większą miłością, są tak naprawdę nic niewartymi kukiełkami, łykającymi każde wypowiedziane przez Niego słowo. W ten sposób skusił Ewę, by udowodnić im swoją rację. Musiał przyznać, iż naiwność Pierwszej Kobiety niezwykle go bawiła, tym bardziej że udało jej się przekonać Adama do skosztowania Zakazanego Owocu. Można by rzec, że rozpierała go duma z poczynań kobiety; nie trwało to jednak długo. Kilka dni później szeptano na jego temat i z przerażeniem obserwowano, jak dumnie kroczył po Królestwie Niebieskim, świadomy tego, co uczynił. Żył pewnego rodzaju nadzieją, by Ojciec okazał swe miłosierdzie i mu przebaczył, w końcu był jego ulubieńcem i niejedna rzecz uszła mu na sucho. Zapomniał jednak o pewnym Archaniele, którego płonące spojrzenie wypalało dziury w duszach.

          Michał darzył go najczystszym rodzajem nienawiści, jaki tylko istniał. Gwieździe Porannej nieraz się wydawało, że owa nienawiść jest jedynym uczuciem, jakie posiadał Miecz Boży. Z drugiej strony Archanioł miał prawo go nienawidzić, w końcu oboje przy każdej możliwej okazji skakali sobie do gardeł, tocząc pojedynki o to, który z nich jest potężniejszy. Zazwyczaj wygrywał Lucyfer, unosząc się dumą i gardząc przegranym na każdym kroku. Niestety jego dobra passa w końcu się skończyła. Został pokonany, jednak nie to było w tym wszystkim najgorsze. Były Serafin został pokonany podstępem, którego nazywał się królem. Był to dla niego o wiele boleśniejszy cios niż zepchnięcie z Nieba. Został upokorzony na oczach wszystkich Aniołów, a kpiący uśmiech Michała sprawiał, że krew gotowała mu się w żyłach. Ten sam uśmiech prześladował go w snach i ukrywał się w Ogniach Piekielnych — był jego przekleństwem.





          Donośne kroki echem odbijały się po pustym korytarzu, którego marmurowa podłoga lśniła złowrogo. Lucyfer kroczył z rękami złożonymi na plecach i wzrokiem ślepo wpatrzonym w sztukaterię ozdabiającą ściany. Przed oczami cały czas miał twarz Anioła i tak dobrze znane mu ciepło, którym emanował. Stanął tuż przed drzwiami, prowadzącymi do przestronnego salonu i głośno zaklął, próbując wyrzucić z głowy obraz jasnych oczu blondyna, patrzących na niego z tak ogromnym zafascynowaniem. Coś w tym spojrzeniu sprawiało, że Diabeł, mimo największej niechęci, wracał do niego i w pewnym sensie się zatracał. Przypominały mu Niebo oddbijające się w tafli jeziora, które, oprócz delikatnego błękitu, miało w sobie trochę zieleni z pobliskich drzew. Uważnie śledziły każdy jego ruch emanując nadmierną ciekawością, w której zauważalny był też lęk. Każda Istota Niebieska, która dotychczas go spotkała, uciekała na jego widok, jednak nie GABRIEL. On był oczarowany spotkaną istotą, gotowy zadać wiele pytań i cierpliwie czekać na odpowiedź, która i tak by nie została mu udzielona. Przez głowę Lucyfera przemknęła myśl, czy Anioł by się wtedy poddał i odszedł, czy jednak wciąż czekał i rzucał zaklęcia swoim pięknym spojrzeniem. Szatan cicho westchnął, przesuwając opuszkami palców po ramie drzwi, by odnaleźć klamkę i wejść do środka.

𝐒𝐈𝐍𝐅𝐔𝐋 𝐒𝐎𝐔𝐋𝐒. lucifer and gabriel ffWhere stories live. Discover now