Rozdział 5: Po prostu nie rób tego więcej.

550 27 0
                                    

— Przykro mi, Evie, ale już i tak zabieramy się z trzema innymi osobami. Nie mamy więcej miejsc. 

Westchnęłam głośno, pożegnałam się z Alyssą i padłam na łóżko brzuchem do góry. Za wszelką cenę próbowałam przekonać dziewczynę, aby zawiozła mnie na ognisko, gdyż przez ostatnie zachowanie Petera byłam sceptycznie nastawiona do pomysłu jechania z nim w jednym samochodzie. Niestety brunetka wytrwale upierała się, że brakuje jej miejsca w aucie, a gdy przypadkiem wspomniałam o możliwości podwózki przez chłopaka, nie było odwrotu. 

Wzięłam do ręki telefon, gdy wydał on z siebie brzęczący dźwięk, oznaczający nową wiadomość. Chyba nie mam wyboru - pomyślałam, po zobaczeniu imienia chłopaka na górze ekranu. 

Podniosłam się na równe nogi. Na ciemnogranatową krótką sukienkę z odkrytymi ramionami, zarzuciłam czarną, skórzaną kurtkę, zdając sobie sprawę z temperatury panującej o tej porze na zewnątrz. Na nogi założyłam czarne martensy i ostatni raz pomalowałam usta błyszczykiem, który na wszelki wypadek wrzuciłam do jednej z kieszeni kurtki.

Nie każąc Peterowi dłużej czekać, poinformowałam młodszego brata oraz siostrę, że wychodzę. Jean kazała mi nie wracać zbyt wcześnie, na co wytknęłam jej język i zamknęłam za sobą drzwi. Na dworze było już ciemno. Zjechałam windą na dół, a gdy wyszłam z budynku moim oczom ukazał się samochód szatyna. Stał oparty o swoje czarne Audi Q5. Zobaczywszy mnie, uśmiechnął się czule i otworzył drzwi od strony pasażera. 

Bez słowa wsiadłam do auta, rzucając jedynie niemrawe "hej". Peter przekręcił kluczyk w stacyjce i wymanewrował, dołączając się do ruchu. 

Widząc moją niezadowoloną minę, postanowił się odezwać. 

— Słuchaj, przepraszam cię za wczoraj. — Mruknął niepewnie, opierając się przedramieniem o kierownicę w oczekiwaniu na pojawienie się zielonego światła. 

— Nie drąż tematu. — Fuknęłam, intensywnie wpatrując się w szybę, by nie musieć przenosić wzroku na chłopaka obok mnie. Gdybym tylko miała inny środek transportu, chętnie bym z niego skorzystała. — Jak mecz? — Spytałam w celu odwrócenia jego uwagi od wczorajszych wydarzeń. 

— Przegraliśmy. — Rzuciłam mu tylko beznamiętne "aha". — Wstąpimy do mnie, okej? Zaraz po meczu przyjechałem po ciebie, bo miałem po drodze. Masz coś przeciwko? 

— Rób jak chcesz. — Odparłam cicho. Szatyn westchnął ociężale, zdając sobie sprawę, że nie jestem skora do rozmowy. Skręcił w prawo, by niedługo potem zaparkować przy niskim budynku mieszkalnym. Na oko miał sześć pięter. Odsunęłam się od szyby, gdy Peter otworzył mi drzwi i nachylił się nad pojazdem. — Wysiadaj. 

— Poczekam w samochodzie. 

— Nie żartuj sobie. Chodź do środka, to zajmie tylko chwilę. 

Po minie szatyna widać było, że szybko mi nie odpuści, dlatego, aby niepotrzebnie się z nim nie spierać, zrobiłam jak nakazał. 

Jego mieszkanie nie było większe od mojego, lecz miało dwa piętra. Grzecznie weszłam do środka. Wnętrze utrzymane było w ciepłych barwach, a bardziej odjazdowej kanapy, którą widać było już z progu, w życiu nie miałam okazji zobaczyć. Przebywając tam, dostrzec można było matczyną rękę, której w moim domu zdecydowanie brakowało.

— Wezmę tylko prysznic i się przebiorę. Za dziesięć minut jestem. — Powiedział chłopak. Pokiwałam głową na znak, że rozumiem i oparłam się plecami o kanapę. 

Dopiero w tym momencie dostrzegłam kobietę, krzątającą się w kuchni. Ona prawdopodobnie zobaczyła mnie pierwsza, gdyż jej jasnobrązowe tęczówki już od chwili mi się przyglądały. Wytarła mokre ręce o ręcznik i podeszła do mnie, podając rękę na powitanie, którą ze zdezorientowaniem uścisnęłam.

Gdy Zostajemy SamiWhere stories live. Discover now