— Przykro mi, Evie, ale już i tak zabieramy się z trzema innymi osobami. Nie mamy więcej miejsc.
Westchnęłam głośno, pożegnałam się z Alyssą i padłam na łóżko brzuchem do góry. Za wszelką cenę próbowałam przekonać dziewczynę, aby zawiozła mnie na ognisko, gdyż przez ostatnie zachowanie Petera byłam sceptycznie nastawiona do pomysłu jechania z nim w jednym samochodzie. Niestety brunetka wytrwale upierała się, że brakuje jej miejsca w aucie, a gdy przypadkiem wspomniałam o możliwości podwózki przez chłopaka, nie było odwrotu.
Wzięłam do ręki telefon, gdy wydał on z siebie brzęczący dźwięk, oznaczający nową wiadomość. Chyba nie mam wyboru - pomyślałam, po zobaczeniu imienia chłopaka na górze ekranu.
Podniosłam się na równe nogi. Na ciemnogranatową krótką sukienkę z odkrytymi ramionami, zarzuciłam czarną, skórzaną kurtkę, zdając sobie sprawę z temperatury panującej o tej porze na zewnątrz. Na nogi założyłam czarne martensy i ostatni raz pomalowałam usta błyszczykiem, który na wszelki wypadek wrzuciłam do jednej z kieszeni kurtki.
Nie każąc Peterowi dłużej czekać, poinformowałam młodszego brata oraz siostrę, że wychodzę. Jean kazała mi nie wracać zbyt wcześnie, na co wytknęłam jej język i zamknęłam za sobą drzwi. Na dworze było już ciemno. Zjechałam windą na dół, a gdy wyszłam z budynku moim oczom ukazał się samochód szatyna. Stał oparty o swoje czarne Audi Q5. Zobaczywszy mnie, uśmiechnął się czule i otworzył drzwi od strony pasażera.
Bez słowa wsiadłam do auta, rzucając jedynie niemrawe "hej". Peter przekręcił kluczyk w stacyjce i wymanewrował, dołączając się do ruchu.
Widząc moją niezadowoloną minę, postanowił się odezwać.
— Słuchaj, przepraszam cię za wczoraj. — Mruknął niepewnie, opierając się przedramieniem o kierownicę w oczekiwaniu na pojawienie się zielonego światła.
— Nie drąż tematu. — Fuknęłam, intensywnie wpatrując się w szybę, by nie musieć przenosić wzroku na chłopaka obok mnie. Gdybym tylko miała inny środek transportu, chętnie bym z niego skorzystała. — Jak mecz? — Spytałam w celu odwrócenia jego uwagi od wczorajszych wydarzeń.
— Przegraliśmy. — Rzuciłam mu tylko beznamiętne "aha". — Wstąpimy do mnie, okej? Zaraz po meczu przyjechałem po ciebie, bo miałem po drodze. Masz coś przeciwko?
— Rób jak chcesz. — Odparłam cicho. Szatyn westchnął ociężale, zdając sobie sprawę, że nie jestem skora do rozmowy. Skręcił w prawo, by niedługo potem zaparkować przy niskim budynku mieszkalnym. Na oko miał sześć pięter. Odsunęłam się od szyby, gdy Peter otworzył mi drzwi i nachylił się nad pojazdem. — Wysiadaj.
— Poczekam w samochodzie.
— Nie żartuj sobie. Chodź do środka, to zajmie tylko chwilę.
Po minie szatyna widać było, że szybko mi nie odpuści, dlatego, aby niepotrzebnie się z nim nie spierać, zrobiłam jak nakazał.
Jego mieszkanie nie było większe od mojego, lecz miało dwa piętra. Grzecznie weszłam do środka. Wnętrze utrzymane było w ciepłych barwach, a bardziej odjazdowej kanapy, którą widać było już z progu, w życiu nie miałam okazji zobaczyć. Przebywając tam, dostrzec można było matczyną rękę, której w moim domu zdecydowanie brakowało.
— Wezmę tylko prysznic i się przebiorę. Za dziesięć minut jestem. — Powiedział chłopak. Pokiwałam głową na znak, że rozumiem i oparłam się plecami o kanapę.
Dopiero w tym momencie dostrzegłam kobietę, krzątającą się w kuchni. Ona prawdopodobnie zobaczyła mnie pierwsza, gdyż jej jasnobrązowe tęczówki już od chwili mi się przyglądały. Wytarła mokre ręce o ręcznik i podeszła do mnie, podając rękę na powitanie, którą ze zdezorientowaniem uścisnęłam.
YOU ARE READING
Gdy Zostajemy Sami
RomanceEve zwykła wyrabiać sobie silną opinię na temat innych ludzi. Nie inaczej było z Peterem Brightem, którego nie polubiła już przy pierwszym spotkaniu, lecz gdy ta dwójka zostaje zmuszona ze sobą współpracować, dziewczyna dowiaduje się, że szatyn jest...