Rozdział 1

13 1 0
                                    

Powracając myślami do tych chwil, uznałem  że powinienem się nimi z wami podzielić.

Niedaleko rzeki Havel leżało gospodarstwo, a zamieszkałe było przez Ojca i syna, matka jak sie pózniej okazało zmarła przy porodzie zostawiając ojca imieniem Zygfryd z synem samego, żyli skromnie lecz nie narzekali na brak jadłą czy pięniędzy by się odziać, bowiem mieli pięniądze z tego iż na targu w pobliskiej wiosce sprzedawali dobra jak naprzykład kartofle czy marchewki które uprawiali w polu.

15 lat mineło od tamtej pory, jak wspominał Zygryd, jego syn Lech wyrósł na zwykłego chłopaka lecz miał muskuły wyrobione przy pracy w polu i na gospodarstwie, jedyne na co mógł liczyć to dobre plony bądz nie rozwinięcie się choroby albowiem nie miał nadziei na to że kiedyś się z tego miejsca wydostanie, na podróż czy wyprawę nie miał co liczyć, bądz co bądz jego ojciec się starzał, z tygodnia na tydzień wyglądał mizerniej i juz nie potrafił jak kiedyś wskoczyć na koń czy przenieść snopu siana do stodoły,zamiast tego spędzał czas na ganku, a mieszkali skromnie, dom nie za wielki, składający się z jednego pokoju w którym spali, gotowali i spędzali czas, z wyjściem na ganek z desek na którym ustawiona była ławka, oprócz tego mieli stodołę i chlew gdzie trzymali świnie oraz króliki które po nabraniu tuszy przerabiali na wędliny,wędzili i solili mięso na zimę bo jak wiadomo, zima była sroga w klimacie w którym oni mieszkali, śnieg mógł spaść z dnia na dzień i przykryć okna, które były w w miarę wysoko.

któregoś dnia Lech wstał i było już nader pózno, bo spoglądając za okno zauważył pierwsze brzaski światła, zdziwiło go iż to dlatego , że zawsze budził go ojciec, który łózko miał po przeciwnej stronie izby niż jego. 
Lech wstał, przetarł oczy i ruszył pewnym krokiem do łoża swojego ojca, 
- Tato, juz rano - Powiedział szturchając go ręką po barku - tato jest wczas rano, czas wstawać!
rzekł lecz bez jakiej kolwiek reakcji z strony ojca, 
Przewrócił go na plecy jako iż leżał na boku i zobaczył zinne oblicze ojca, co poskutkowało na nim niczym wiadro zimnej wody, zamarł i nie wiedział co zrobić, co uczynić, po prostu go zamroczyło.
Po paru minutach doń dotarło do niego iż ojciec nie żyje, po niedługim namyśle wyszedł i ruszył w stronę stodoły gdzie trzymali również narzędzia, wziął łopatę i ruszył w stronę lasu gdzie zazwyczaj udawał się po to by odpocząć, i posłuchać śpiewu ptaków, lecz tym razem ich nie usłyszał, wyglądało to jakby sam las był w żałobie, pokazując szacunek swojemu przyjacielowi.

Po nie długim spacerze znalazł miejsce godne spoczynku ojca, pod wielkim dębem który jak mniemał zostanie tu na wieki wykopał dół, który jak myślał zajmię mu chwilę ale jednak dużo czasu pochłonął a na drzewie wyrzezbił nożem napis oznajmiający iż własnie w tym miejscu leży świetej pamięci ojciec.
powracając na gospodarstwo by wziąść zwłoki ojca, zauważył dziwną postać pod drzewem, klęczącej jakby niewiasty, pomyślałby kto iż się zgubiła, jako iż w tych okolicach nikt sie nie zapuszczał, najbliższa wioska była oddalona o dzień drogi konno;
Z względu na swą ciekawość zbliżył się do Niej i zawołał :
- Jak Cie zwą? skąd przybywasz? - rzekl Lech i zwątpił w swoje słowa gdy zobaczył oblicze owej niewiasty, gdy się obróciła czuć było od niej potęge, jakby miałą wszystko w garści
- Nazywają mnie Moreną, boginią śmierci i dogasania, lecz też patronuję urodzaj oraz płodność ziem - rzekła; Lech stał zamurowany, patrząc na nią i nie wiedząc co powiedzieć, po chwili zebrał się w sobie i powiedział
- Jestem lech, co Cie tutaj sprowadza? - powiedział przerywając ciszę
- jak już pewnie się domyślasz, pomogłam twojemu tacie odejść, by nie męczył się dłużej, nie chciałam by umarł w dzień, lecz w śnie, czułam powinność do tego, a teraz chce Ci pomóc.
- W czym miałabyś mi pomóc Pani, jak grób już wykopałem, a przenieść rady go nie dasz, sam sobie poradzę - Lech się zastanawiał, co owa Bogini próbuje mu przekazać - także chyba nie potrzebuję Twojej pomocy, dzięki Ci wielkie żeś pozwoliła mu umrzeć przez sen a ja nie musiałem na to patrzeć.
- Nie rozchodzi się o pochówek młody Lechu, lecz o twoje życie, chyba nie chcesz spędzić reszty życia na gospodarstwie użyzniając glebę i doglądając świń, samotnie bez żony, bez planów na lepsze życie, chce dać Ci możliwość wykazania się i poznania czegoś czego nigdy byś nie odkrył, czegoś co leży w Tobie, czegoś co zostawiła Ci twoja matka. 
- O czym prawisz o Pani? czego miałbym się dowieść, jakim prawem miałbym Ci ufać? - odparł Lech zirytowany tą sytuacją.
- Mówię o tym co jest w Tobie, lecz tego nie odkryłeś, a sam też tego nie odkryjesz, jeżeli chciałbyś sie dowiedzieć, bądz jutrem o brzasku na polu, będę czekać na Ciebie, nie pojawisz się, drugiej szansy nie dostaniesz, zostaniesz z tym co masz - mówiąc to, rozpłyneła się w pył, który wiatr rozrzucił wokół drzew niczym piasek,
lech próbował nawoływać, pytać, kłębiło się w nim tyle pytań na które nie znalazł ani nie dostał odpowiedzi, jak na przykład co Morena miała na myśli że matka mu zostawiła...
po chwili uznał że trzeba iść, gdy wchodził do domu, ciało ojca leżało tak jak zostawił je rano, 
zgarniając plandekę zabrał się za ściągniecie ojca z łóżka na nią, zawinął go starannie i obwiązał sznurkiem w paru miejsach by owy rulon się nie rozwinął, po czym przerzucając sobie ojca przez bark poszedł w kierunku miejsca w którym miał go zakopać.



Słowiańscy BogowieWhere stories live. Discover now