Rozdział 2

6 1 0
                                    

Wracając z nad grobu ojca, który zasypał ziemią i przykrył starannie kamieniami by żadna zwierzyna się nie dokopała do grobu, było już pózno po zachodzie słońca, uzmysłowił sobie jednak że musi przemyśleć słowa moreny, a również i problemy jakie go czekają, miał tutaj na myśli zostawienie gospodarstwa z zwierzętami które jednak potrzebowały opieki by je nakarmić, umyć czy wypasać na świeżym powietrzu.
Pozostawione przez ojca gospodarstwo  w spadku nie dawało tylko korzyści materialnych jako iż stał się posiadaczem jednak dużego pola i trzech budynków ale też odpowiedzialności jaka na niego teraz spadła.

Gdy doszedł do domu, a szedł dość długo bowiem spacerował po lesie który tak dobrze znał, przesiadując tu i ówdzie, patrząc na zwierzynę która podchodziła nikiedy i jadła z ręki, 
czując nostalgię i świadomość że jak zgodzi się na układ z moreną pewnie już nigdy tu nie wróci.
Zastanawiał się bowiem, co miała na myśli morena mówiąc o jego życiu i dalszej egzystencji, bo jednak sam marzył o wyjezdzie, a myśl o tym że może to zrealizować dawała mu się we znaki, jak również to że ma swoje gospodarstwo i nie chce z niego rezygnować.
W domu zastał jedynie przewietrzoną izbę i chłód, który odczuwał nie mając teraz ojca przy boku, z którym rozmawiał wieczorami.
Położył się spać, a sen miał nie spokojny, przyśnił mu się bowiem ojciec, który rozmawiał z moreną jak odbierał poród jakieś dziewczyny, tylko że morena nie wyglądała tak samo, była jakby subtelniejsza, czuć było od niej miłość jak i pogodność, sama jej obecność wspierała świeżą matkę i ojca. 
Nagle obraz się zmienił, widział matkę obejmującą dziecko,  a obok stał jego ojciec, 
matka wyglądała pięknie, lecz jej oblicze było wykończone, wyglądała jakby miała zaraz zemrzeć. 
Obudził się, przerażony lecz już przekonany że powinien stawić się na polu o brzasku.

Czekając jeszcze w ciemnej izbie, napalił w kominku i przygotował dzbanek na napar z mięty,
wychodząc po wodę przed chatę uderzył go chłód ranka niczym bicz, szybko nabrał wody do kubła i wrócił do domu, stawiając dzbanek pełny wody i miety nad kominkiem jak zazwyczaj robił to jego ojciec... znowu powróciła żałoba i uczucie utraty, opamiętał się bowiem szybko przypominając sobie że teraz musi być silny bowiem nie może sobie pozwolić na chwile słabości.
Gdy czas się zbliżał, uznał że wypadałoby zabrać pare rzeczy, do prowizorycznego plecaka zrobionego z skór królików, spakował pare drobiazgów, takich jak kompas po dziadku, bowiem jak mówił jego ojciec dziadek pracował kiedyś na zamku, przepisując mapy.
Oprócz kompasu, zebrał trochę ziół i przypraw, suszonego mięsiwa, krzesiwo i troszkę hubki.
do plecaka przywiązał koc oraz garnek, by w razie potrzeby zagotować wodę bowiem do pasa przytroczył sobie bukłak pełny wody.
Chciał zabrać również klacz swojego ojca, lecz po namysle zrezygnował, bowiem watpliwe byłoby to by owy koń wytrzymał podróż, jako iż był stary, ledwo ciągnął powóz z towarem na targ.

Dopijając herbatę, dostrzegł pierwszy brzask światła wpadajacy przez okno umieszczone przy ganku, zgarnął plecak, otulił się kurtą i wyszedł na pole, opuszczając swój dom po raz pierwszy na dłuższy czas.
W oddali dostrzegł już obraz Moreny, ciemnej postaci jako iż słońce przyćmiło sylwetke, zblizając się dostrzegał ze tym razem wygląda tak samo jak w jego śnie dzisiejszej nocy, pogodna postać i oblicze miłe, pełne milości.
Gdy podszedł bliżej, prziwtał się i rzekł - Tak jak mówiłaś, stawiłem się, lecz co z gospodarstwem? tam są zwierzęta, nie chce by padły na smierć poprzez zagłodzenie - powiedziawszy to, przyglądał się Bogini.
- Nie martw się o zwierzeta, nie doznają głodu ani cierpienia, obiecuję Ci to, a teraz najważniejsze, zgadasz się na podróż jak sądzę po rzeczach które ze sobą wziąłeś...
dobrze więc, kieruj się na wschód, tam gdzie pada pierwszy brzask, dostrzeżesz równine, gdy ją przebędziesz znajdziesz las w którym mieszka pewna osobliwość, a tam już myślę że sam znajdziesz drogę, bedę Ci dopomagać w podróży, zobaczysz wiele, i wiele sie nauczysz, nie wątp w swe siły chłopcze, bowiem to może uratować Ci życie - mówiąc to znowu, rozpłyneła się niczym piasek rozrzucony na wietrze, zostawiając Lecha z pytaniami.

Lech uznając że nie ma nad czym się zastanawiać dłuzej i marznąc, ruszył w drogę.
Po chwili zostawiwszy za soba na horyzoncie malejącą farmę obrócił się raz, ale tylko raz, spoglądając na swój dotychczasowy dom po czym kierując się znowu na wschód, tam gdzie miała go powitać nowa przyszłość.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 12, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Słowiańscy BogowieWhere stories live. Discover now