~ * ~
W małym ognisku trzaskające drewno wznosiło ku Gwiazdom wesołe iskierki. Niewielkie szczapy drewna żarzyły się na czerwono-pomarańczowo, a skapujący tłuszcz z pieczonego kurczaka sprawiał, że syczały od czasu do czasu. Delikatne, ciepłe światło jaśniejących Gwiazd padało na pozostałości murów. Ruiny domu, w którym odpoczywał mały oddział wojska ochotniczego, był miernych rozmiarów, jednak w zupełności wystarczał. Grupa młodszych i nieco starszych chłopców siedziała wokół niewielkiego paleniska, odpoczywając i czekając na posiłek. Tay wpatrywał się w płomienie w głębokiej zadumie. Myślał nad ludźmi i ich dobrocią. Frith zdjął kurczaka z oskrobanego z kory patyka i zaczął równo dzielić mięso między swoich ludzi. W tym czasie niski chłopak, nadział następnego obrobionego ptaka na prowizoryczny rożen.
– Smacznego. – Dowódca z przypadku z uśmiechem podał zamyślonemu chłopakowi jego porcję mięsa. – Jedz póki ciepłe.
– Dzięki – mruknął.
Frith skończył rozdzielać pożywienie i usiadł koło niego na kawałku muru z częściowo zawalonego domu.
– Niezwykłe... – powiedział pod nosem Tay.
– Cóż takiego jest niezwykłego? – zapytał z rozbawieniem blondyn, zaczynając jeść swoją porcję.
– Ta kobieta dała nam dwie kury. – Spojrzał na kawałek mięsa, który trzymał w ręku. – Ot tak, po prostu.
– A widzieliście jej wdzięczność na twarzy? – Zaśmiał się Chad, siadając twardo tuż przy Tayu.
Chłopak posłał mu karcące spojrzenie, nie do końca wiadomo czy za naśmiewanie się z kobiety, czy raczej przez to, że siadł jak pijany, gruby chłop w podrzędnej karczmie, przez co czarnowłosemu wypadł kawałek mięsa, który właśnie chciał włożyć do ust.
– Wiecie... – podjął najstarszy chłopak, nie zauważywszy małego spięcia między jego ludźmi. – Odparliśmy tych z Megrez. Nie przejęli miasteczka, nie splądrowali, nie zabili, nie zgwałcili, nie podpalili. Jedynie parę szyb pobitych i drzwi wyważonych. I za to walczę... – szepnął, unosząc wzrok ku Gwiazdom.
– Dla dwóch kuraków? – zakpił Chad.
– Dla szczerej wdzięczności od bezpiecznej osoby – sprostował niejasności.
– Chciałeś powiedzieć ładnej dziewki? – Poruszył brwiami.
– A idź! – Podniósł odrobinę głos, jednak uśmiechnął się lekko. – Ile ty w ogóle masz cykli dzieciaku, że już o dupach myślisz?
– Piętnaście! – powiedział dumnie wypinając klatę. – Nigdy za wcześnie na oglądanie się za zgrabnymi tyłkami, a najlepiej, kiedy duże dekolty mają... – Rozmarzył się.
Frith roześmiał się i z rozbawieniem pokiwał głową. Tay skrzywił się lekko, jednak nie skomentował, jedynie słuchał. Nie był zbyt rozgadany. Lubił, kiedy inni mówili, wtedy dużo się dowiadywał. A takie słuchanie, to też nie łatwa sztuka, nie każdy umiał robić to mądrze i w mądry sposób wykorzystywać. Wrzucił w płomienie chrząstkę. W ognisku coś się zsunęło, strzeliło i dalej delikatnie płonęło. Młodzieńcy dłuższą chwilę obserwowali ogień pozwalając popłynąć myślom.
– Ja myślę, że to nie megrezyjskie wojska. – Chad zaskoczył towarzyszy nagłym przemyśleniem.
– Prze to czarne mordy prosto z Megrez! – Oburzył się Frith. – Megrezyjskie ryje, megrezyjskie szmaty, którymi owijają się, Gwiazdy wiedzą po co, od pięt po same czubki głów!
– Przed piachem się chronią – mruknął Tay, nieśmiało próbując przebić się przez potok słów dowódcy. Jednak nie udało mu się.
– Pieprzone megrezyjskie miecze, zakręcone tak, że jak trafią cię w brzuch to wszystkie bebechy wyciągają z ciebie za jednym pociągnięciem. Jeszcze brakuje, by przyjechali tu na swoich diabelskich zwierzętach!
CZYTASZ
Wega. Zakończmy wojnę.
FantasyNa wyspie, położonej wśród Nieprzebytych Wód, pozostawionej łaskawie przez same Gwiazdy, dwie dusze, nieświadome swojego istnienia, zmierzą ku sobie. Cel jednej stanie się celem drugiej. Przed nimi pojawią się przeszkody, z którymi do tej pory nie m...