Rozdział 24

826 41 38
                                    

*miesiąc później*

Usłyszał kroki. Wyjrzał na korytarz, po czym spojrzał w dół, przez balustradę.

— Sani — wyszeptał, dosyć głośno, by starszy, idący korytarzem, go usłyszał. Woo uśmiechnął się do przyglądającego mu się brata. — Chodź — dodał, po czym czmyhnął z powrotem do swojego pokoju.

Nie lubił spać sam, szczególnie teraz, kiedy miał przy sobie Sana — nie jako brata, który go nienawidzi, ale jako chłopaka, swojego chłopaka. Dlatego kiedy usłyszał czyjeś kroki na parterze, postanowił wykorzystać okazję, by zwabić do siebie Sana.

— Dlaczego jeszcze nie śpisz? — zapytał Choi, kładąc się na łóżku, do którego zaciągnął go Woo.

— Żeby zasnąć, muszę się do ciebie przytulić — odpowiedział, właśnie to robiąc jako pierwsze; przytulił się, po czym wycisnął na ustach Sana delikatny pocałunek.

— Chciałbym znów dzielić z tobą pokój — wyznał po chwili, skupiony na cieple bijącym od ciała starszego.

— Ale tym razem też i łóżko, prawda? — Zaśmiał się San, delikatnie wzmacniając uścisk wokół przytulającego się do niego blondyna.

— Oczywiście. Musielibyśmy wstawić dodatkową półkę, na wszystkie twoje shibery...

— Wcale nie. Tylko jeden, wyjatkowy shiber spałby z nami. Ten, którego dostałem od ciebie.

— Dobrze. Zrobimy, jak zechcesz, Sani... — mruknął Woo, będący na granicy snu.

— Dobranoc, skarbie. Słodkich snów — wyszeptał Choi, składając na czole Junga długi, pełen czułości pocałunek. Następnie sam zapadł w spokojny sen.

°•°•°

Ocknął się, słysząc tuż na sobą spokojny, kobiecy głos. Uchylił powieki, by ujrzeć twarz rodzicielki, która próbowała obudzić Sana.

— Śniadanie — oznajmiła, powstrzymując uśmiech, który zbił z tropu zaspanego Wooyounga. Była dziwnie wesoła, a nie powinna, widząc własnych synów śpiących w jednym łóżku.

— Zaraz wstaniemy, mamo — mruknął, podnosząc się z ramion Sana.

— Dobrze się wam spało? — zapytała, bez cienia niezadowolenia w głosie, co przez ostatnie tygodnie sprawiało przykrość obu braciom. Bolał ich fakt, że kobieta nie akceptowała ich, jako pary, zwłaszcza, że nie mieli zamiaru ze sobą zrywać. Kochali się, nie jako bracia, i tak miało pozostać. Bez względu na to, czy to się komuś podoba, czy nie.

— Mhm, tak... — Woo zdobył się na uśmiech, a gdy kobieta wyszła, na powrót wtulił się w Sana.

— Mama tu była? — mruknął Choi, nie otwierając oczu.

— Tak. Musimy zaraz zejść na śniadanie... — odpowiedział Jung, z uśmiechem patrząc w twarz chłopaka.

Pogłaskał go po gorącym policzku, kciukiem musnął usta, które ten rozchylił, wsuwając koniuszek języka. Woo zadrżał, czując go na opuszku. Cofnął dłoń, po czym zastąpił ją ustami, które zapamiętale zaczęły sunąć przez policzek starszego, by w końcu dotknąć ust.

San zamruczał, wsuwając palce w zmierzwione blond włosy, delikatnie szarpiąc za kosmyki. Pocałunki bardzo szybko przybrały na namiętności, co jak najbardziej przypadło do gustu obu braciom. Woo zawisł nad starszym, przyciskając uda do jego bioder, które, pod wpływem impulsu, poruszyły się niespokojnie.
Jung sapnął, gdy ich krocza otarły się o siebie. San podniósł się gwałtownie, próbując zdjąć z brata zbędny materiał, jaki okrywał jego tors. Udało mu się to, dłonie starszego bez skrępowania zaczęły sunąć po idealnej skórze Woo.
Ich usta znów zaczęły spotykać się w namiętnych pocałunkach, tak samo jak języki. Ciche sapnięcia i głośne westchnięcia wydostawały się na przemian z ich gardeł.

Nienawidzę cię, Kocham cięWhere stories live. Discover now