①① 𝒯𝒽𝓊𝓇𝓈𝒹𝒶𝓎

357 51 70
                                    

— Nie bierzesz żadnego deseru? — spytał, gdy odstawiała kieliszek.

Spojrzała na niego niepewna, dokąd zmierzała ta uwaga, ale kiedy zauważyła niewielki uśmieszek na jego ustach, wiedziała, że nie może wziąć tego na poważne.

— Żebyś mi potem wypominał, że jestem za gruba? Nie, dziękuję.

Tom chciał zaprotestować, ale go uprzedziła. Doskonale wiedziała, co chciał powiedzieć.

— Tak, wiem, nic takiego nie było. Sama tak o sobie powiedziałam. — Przypomniała sobie dokładnie ich konwersację z wtorku. — Co nie zmienia faktu, że chcę odebrać ci taką możliwość w przyszłości.

Tom patrzył się na nią długo, ale w końcu szczerze się uśmiechnął. Spodziewał się, że dziewczyna znowu wymyśli sobie jakąś niestworzoną historię, by go sprowokować, ale pomylił się. Tym razem trzymała się detali, za co był jej niezmiernie wdzięczny. Najwyraźniej zrozumiała, że lubił je jak nikt inny. Zaimponowała mu swoją samoświadomością, a może tym, że po części zmieniła do niego podejście. Tak czy siak, cieszył się, że potrafiła przeobrazić zwykłe pytanie w niekonwencjonalny i ciekawy sposób. Postanowił jej to wynagrodzić, dlatego chwilę później obiecał:

— Dobra, nigdy ci tego nie wytknę — rzucił, ale chwilę potem sprecyzował: — Chyba że będzie to faktycznie konieczne.

Ana posłała mu wymowne spojrzenie, ale przecież spodziewała się, że Tom skomentuje to w podobny sposób. Dlatego jedynie uśmiechnęła się i zaczesała jeden z kosmyków za ucho, kiedy do ich stolika ponownie podszedł kelner, tym razem z rachunkiem.

Sam nie wiedział, co o tym wszystkim sądzić. Ilekroć podchodził do stolika, przy którym siedziała jego przyjaciółka, ta zawsze była w innym humorze — raz uśmiechała się jak głupia, raz ponuro wpatrywała w swój kieliszek. Ten cały chłopak, z którym przyszła, od początku mu nie pasował. Nie wiedział dlaczego, a jednak podświadomość mówiła mi, że to nie może się dobrze skończyć. Dlatego wszystko się w nim zagotowało, gdy tylko zobaczył, jak Ana zalotnie założyła jeden z kosmyków za ucho. Zapamiętał sobie, by poważnie z nią porozmawiać, ale widział, że tego wieczoru nie miał na to szans. Dlatego też zostawił rachunek na stole i jedynie posłał blondynce sztuczny uśmiech.

Nie spieszyli się z płaceniem, ale nie mieli też co do niego żadnego dylematu. Każdy zapłacił za swoje — tak było najsprawiedliwiej. Kiedy wychodzili z restauracji, było już kilka minut po dziewiątej. Nawet jak na lato, słońce zdążyło już zajść i gdyby nie światło jednej z latarni i szyldu restauracji, w około byłoby całkowicie ciemno. A po zmroku okolica wcale nie wyglądała tak malowniczo. Była raczej opustoszała, mało kto znajdował się poza domem, nawet auta rzadko kiedy pojawiały się na ulicach. Anie zrobiło się chłodno, dlatego od razu opatuliła się beżowym sweterkiem i zaczęła zastanawiać się, dlaczego Tomowi nie było równie zimno.

Chłopak zaoferował, że odprowadzi ją do przystanku. Miała zamiar wracać taksówką, ale to właśnie z tamtego miejsca, było ją najłatwiej złapać. Dlatego oboje ruszyli wzdłuż niezbyt ruchliwej i ciemnej ulicy. Tom wyjął telefon i zaczął przeglądać kolejne numery w poszukiwaniu tego na taksówkę. Robiąc to, niezbyt zwracał uwagę na to, gdzie i jak idzie. Wyszedł z założenia, że dopóki Ana nie krzyczy, że zachodzi jej drogę, to nic się nie dzieje. Niestety jego filozofia została szybko zweryfikowana. Gdy był już o krok od wybrania numeru na taksówkę, zahaczył barkiem o jednego z przechodniów. Zaskoczony nagłym zderzeniem, upuścił swój telefon i z duszą na ramieniu oglądał, jak w zwolnionym tempie spadał na chodnik. Rzucił się, by go złapać, ale było już za późno. Kucnął, modląc się, że urządzenie nie będzie trwale uszkodzone.

Until You Know MeМесто, где живут истории. Откройте их для себя