Rozdział 13 ,,Porwana''

1.3K 100 33
                                    

Perspektywa Ani:

Mój pobyt w Avonlea się wydłużył z tego powodu byłam pełna szczęścia i optymizmu. Spędzałam godziny na rozmowach z Mateuszem i Marylą , a wraz z Dianą spacerowałyśmy po łąkach i lasach. W Avonlea czułam się wolna. Dziś umówiłam się na spotkanie z Dianą u niej w domu. Trudno mi uwierzyć, że Diana niedługo zostanie matką i żoną, ale prócz tego na zawsze pozostanie moją bratnią duszą. Po wielu przemyśleniach stwierdziłam , że bardziej romantycznie jest zostać Starą Panną i przeżywać romanse, przygody niż zostać czyjąś żoną. Rola tego zadania była ograniczona, a zostanie Starą Panną otwiera przede mną drzwi pełne nieskończonych możliwości. Nie będę od nikogo zależna. Czyż nie jest to zachwycające i porywające jednocześnie?

Moje rozmyślania przerwał jednak widok domu Barry. Uśmiechnęłam się szeroko i pobiegłam do drzwi frontowych. Otworzyła mi Diana z zaróżowionymi policzkami.

-Aniu musisz się spieszyć! Nie możesz się spóźnić to jest zbyt ważne!-ciężarnej błyszczały oczy, a kiedy błyszczą jej oczy to najpewniej coś knuje. Ostatnio miała taki wyraz twarzy jak zrobiła kiszoną kapustę z polewą czekoladową i lody pomidorowe z musztardą...Ja nie przełknę tego znowu co to to nie. Przez jej zachcianki ciążowe, którymi częstowała wszystkich napotkanych na swojej drodze spędziłam parę godzin w toalecie. Cole jak spróbował lodów, żeby nie zrobić jej przykrości szybko wyszedł na dwór i... pozbył się lodów. Jakby Barry to zobaczyła to byłoby źle. Ostatnio miała też ,fazę' i płakała o wszystko. Muszę być nastwiona na wszystko nawet na prawdopodobieństwo dostania widelcem w twarz. Cole jak to nazwała Diana ,,niespodziewanie wychylił się zza rogu niczym terrorysta''. Mackenzie skończył z zadrapaniem na czole. Potem śmieliśmy się, że wygląda niczym Harry Potter.

-Diano? Ja się najadłam naprawdę.

-Nie chodzi o jedzenie zjadłam już kapustę. Umówiłam Cię na randkę.-pisnęła

-Co zrobiłaś!?!

-Muszę Cię ubrać i uczesać. Musisz wyglądać dostojnie.-pociągnęła mnie w kierunku swojej garderoby.

-Muszę?-jęknęłam

-Tak. Więc umówiłam Cię z wysokim umięśnionym czarnowłosym facetem. Nazywa się Rick Ring. Studiuje dziennikarstwo. Myślę, że się dogadacie i nawet czytał twoją książkę. Bardzo mu się spodobałaś oraz szuka on teraz żony.-czekam na moment , w którym powie ,że to jej kiepski ciążowy żart ,wymysł. Ona jednak niestety nie żartowała. Umówiła mnie na spotkanie z gościem, który szuka wybranki. Cudnie. Świetnie. Ubrałam się w zieloną sukienkę do kolan , a moje włosy Diana ślicznie upięła. Czy tylko ja czasem nie wierzę co ja robię?

-Trzymam kciuki!

Diana podprowadziła mnie pod samą kawiarnię. Przygodę czas zacząć....

-Anna Shirley-Cuthbert?-usłyszałam męski głos.

-Ania nie Anna.

-Chodź proszę usiądziemy i porozmawiamy- wstał i odsunął mi krzesło żebym usiadła. Przedstawił się, ale swoją rozmową i dedukcją mnie nie powalił był niezbyt bystry, a jego żarty były okropne.

Gilberta były zawsze śmieszne i wywoływały na moich ustach szczery uśmiech.

Zaśmiałam się nerwowo, ale on nie zrozumiał aluzji. Mężczyzna był przystojny jednak jego charakter i usposobienie nie były dla mnie zachęcające. Postanowiłam wymyślić szybką i bezbolesną dla niego wymówkę dla mojego zniknięcia. Diana myliła się z tym ,że się ,dogadamy'. Może moim przeznaczaniem jest zostać starą panną? Coś jednak wyrwało mnie z mojego planu ucieczki. To nie był Rick, który szczerzył się właśnie do kelnerki. Laluś. Koło drzewa stał Gilbert Blythe. Co on tu robił? Spojrzał na mnie z utęsknieniem w oczach. Nie jest z nim dobrze. Muszę z nim pogadać. Zbyłam Ringa zarzuciłam na siebie płaszcz, a w tym czasie brunet zniknął jakby się rozpłynął... Mogę sobie wmawiać, ale wciąż mi na nim zależy...

Perspektywa Gilberta:

Wraz z Ruby udaliśmy się do Avonlea. Gillis poszła na spotkanie z przyjaciółkami. Mam szansę, żeby wyjawić Ani prawdę. Ubrałem na siebie bluzę i rozpocząłem poszukiwania rudowłosej. Ostatnio często bywała w pewnej kawiarni dość często więc właśnie tam skierowałem moje kroki. Zziajany dotarłem przed kawiarnię. Zatrzymałem się pod starym dębem. Ania była w kawiarni jednak nie sama. Była z facetem. Śmiała się więc jest szczęśliwa. Beze mnie. Spojrzałem na nią z bólem. Moje serce pękło. Shirley-Cuthbert spojrzała się na mnie chyba chciała ze mną porozmawiać, ale ja nie dałem rady.

Stchórzyłem...

Perspektywa Ani:

Zrezygnowana skierowałam się na Zielone Wzgórze. Może ja na zawsze zostaną sama? Usłyszałam w krzakach głośny szelest.

-Niespodzianka!-usłyszałam czyjś krzyk. Na moją głowę został nałożony jakiś ciemny materiał poczułam jakiś dziwny zapach, a po chwili zemdlałam.

Moją ostatnią myślą było- Ruby Gillis mnie porwała.

***

Pogromca smoków stchórzył...Czy może jedna uratuje Kordelię przed smokiem ,a może nawet... śmiercią?

Postaram się na jutro wyrobić z kolejnym rozdziałem i może zrobię tak, że jak wbijecie określoną liczbę gwiazdek to wstawię jeszcze jeden rozdział^^

[Nie wiem czy tak przebiegają porwania]

[2]

Na zawsze,Marchewko Where stories live. Discover now