10.

447 76 16
                                    

Lily nawet nie usłyszała, żeby ktoś za nią szedł i może dlatego jest taka zdziwiona, mając uśmiechniętego szeroko Jamesa po swojej lewej stronie, który pojawił się jakby znikąd. Oczywiście ma na to dość spory wpływ ruch na Pokątnej i przyjemny dla ucha gwar, tłumiący inne dźwięki. Aktualnie nie zwraca na to uwagi — próbuje powstrzymać zdradziecki rumieniec i entuzjazm, wydzierający z jej oczu.

— Ależ dzisiaj ładnie, prawda? — zagaja James, przyglądając się jej przyjaźnie.

— Prawda — przytakuje, a potem zażenowana własną odpowiedzią nerwowo zagryza dolną wargę.

— Wiesz, tak mi przyszło na myśl... Mam bilety na mecz Harpii ze Srokami, Syriusz załatwił, ale Peter nie może iść, więc może...

— Och, ja... tak właściwie... nie... no dobrze — mówi Lily zakłopotana, ale z uśmiechem na ustach.

— I takie podejście to ja lubię — odpowiada, a potem schylając przed nią niewidzialny kapelusz, wskakuje do sklepu.

Evans dyga teatralnie i przystaje, przyciskając lnianą torbę do piersi. Wiosna zaczyna pachnieć inaczej i jeszcze nie wie, czy jej się to podoba, czy nie.


Z Jamesem sprawa ma się kompletnie inaczej, ponieważ po raz pierwszy w życiu naprawdę docenia tę porę roku i jakoś tak lżej mu wstawać z samego rana, by zdążyć do pracy. Nawet matka zauważyła, że stał pogodniejszy — nie narzeka całymi wieczorami na obowiązki, a jego pracodawca bąknął coś ostatnio o jego ogromnej wiedzy oraz godnym podziwu zainteresowaniu quidditchem.

To wszystko jednak nie ma najmniejszego znaczenia, gdy widzi, jak oczy Lily powoli rozbłyskują światłem tak cudownie promiennym. Nie chce jej do siebie zrazić — nie kolejny raz. Musi pokazać jej, że się zmienił. Naprawdę. Że to nie maska, obłuda. Że taki jest. Po prostu.

Ostatnio znalazł zdjęcie ich rocznika z ostatniej klasy i nie mógł powstrzymać się przed zakryciem palcem pochmurnej twarzy Snape'a. Ciekawi go, co między nimi zaszło, ale nie wypada pytać tak wcześnie. Jeśli trzeba, to poczeka. Wystarczy mu wdzięczność za te wydarzenia — wątpi, czy bez nich wiosna byłaby taka jak teraz.

I czy Lily, wychodząc po pracy ze sklepu, powiedziałaby mu radosne miłego popołudnia i posłała mu najładniejszy z uśmiechów. I czy on, wracając do domu, ciągle miałby przed oczyma jej sylwetkę i blask rudych włosów.

Pewnie nie, więc szczerze dziękuje losowi, Merlinowi i komukolwiek, kto pociąga za sznurki.

Kwiecie wiosny ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz