Za to, że zostałeś

1.3K 106 16
                                    

*Chuuya*

Wróciłem do domu w złym humorze. Nie dość, że miałem krwotok z nosa to jeszcze ta cała sytuacja z Dazaiem. Na dodatek jak wychodziłem ze szkoły spotkałem Akutagawe w jakiś krzakach. Bynajmniej myślałem, że był sam, ale okazało się, że z Atsushim. Nie chciałem wiedzieć co tam robią. Zaraz potem było słychać wyzwiska. I wszystko stało się jasne. Postanowiłem, że nie będę się mieszał w ich problemy, a tym bardziej w jakieś bójki.
Wracając do tematu, w domu o dziwo czekał na mnie obiad. To znaczy tylko jedno. Kouyou wróciła z delegacji. Rzadko zastawałem ją w mieszkaniu. To moja tak jakby matka. Adoptowała mnie jak miałem 5 lat. Zawsze poświęcała mi dużo czasu. Teraz wszystko się zmieniło. Odkąd zaczęła pracować w jakiejś firmie. Bynajmniej dużo zarabia. Czasami jednak wracam wspomnieniami do przeszłości. Oglądam stare zdjęcia, nagrania. Chciałbym wrócić do tych czasów. Byłem wtedy szczęśliwym dzieciakiem. Teraz czuje ,że czegoś mi brakuje. Nie jestem pewny czego.
Postanowiłem rozejrzeć się po domu i poszukać Ozaki. Jedyne co znalazłem to karteczkę:

,,Przepraszam, że nie mogłam z tobą zjeść, ani przyzwoicie się pożegnać.Muszę wyjechać na jakiś czas, to bardzo pilne. Zostawiłam pieniądze tam gdzie zawsze. Jak by się coś działo to dzwoń."

Super. Znowu to samo. Trudno. Wziąłem się za jedzenie. Włączyłem telewizor. Powoli zacząłem zasypiać.

***
Byłem na placu zabaw. Bawiłem się sam w piaskownicy. Słońce świeciło prosto na mnie. Po jakimś czasie zrobiło mi się aż za gorąco. Ruszyłem pod drzewo do cienia. Usłyszałem czyjś szloch po drugiej stronie. Odwróciłem się. Był to jakiś chłopczyk na oko w moim wieku. W rękach trzymał szarego, małego misia. Miał spuszczoną głowę przez co nie mogłem zobaczyć jego twarzy. Czekoladowe kosmyki lekko unosiły się na letnim wietrze. Chłopiec cicho płakał.
Pomyślałem, że do niego zagadam.
-Hej. Coś się stało?Czemu płaczesz?- przykucnąłem obok niego.
Odpowiedziała mi cisza. Zauważyłem kilka plasterków na jego nogach.
-Przewróciłeś się?- znowu cisza.
Myślałem co mogę zrobić, żeby zwrócić jego uwagę. W końcu wpadłem na pomysł. Wyciągnąłem z kieszeni jeden breloczek w kształcie rybki i włożyłem mu go do dłoni.
On na ten gest uniósł lekko głowę. Nadal nie widziałem jego twarzy przez nieznośne, troszkę długawe włosy.
-Jestem.. - i tutaj nic nie usłyszałem. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Miałem rozmazany obraz. Przewróciłem się na ziemię. Potem była tylko ciemność. Widziałem jak coś, a raczej ktoś biegnie w moją stronę. Usłyszałem krzyk. Widziałem..siebie? Stałem na jakimś dachu chyba w szkole. Ja..trzymałem kogoś za rękę. Potem poczułem tylko ukłucie w klatce piersiowej. Nic więcej nie widziałem tylko jakąś niewyraźną sylwetkę.

***

Obudziłem się cały oblany potem.
-Co to było?- pomyślałem
Spojrzałem na zegarek. Już szósta rano. Zacząłem w pośpiechu szykować się do szkoły. Moje włosy oczywiście odmówiły mi posłuszeństwa, gdy tyko próbowałem je jakoś ułożyć. Przed szkołą zdążyłem zauważyć jeszcze parę osób które też tak jak ja prawie się spóźniły.
Wbiegłem do sali na szczęście nauczyciela jeszcze nie było. Zacząłem bazgrać coś po zeszycie. Oparłem głowę o ręce i przymknąłem oczy. Rozmyślałem co było nie tak z tym snem. Faktycznie pamiętam ten dzień jak poszedłem pierwszy raz sam na plac zabaw. Na dodatek nikt o tym nie wiedział, ale tak czy siak nikogo tam nie spotkałem. Dziwne. Z tych wszystkich rozmyśleń wyrwał mnie głos nauczyciela. No i zaczęło się nudne kazanie. Klasyk.
W końcu zadzwonił dzwonek. Pomaszerowałem w stronę tego pomieszczenia, w którym mieszkało to straszydło. Przecież muszę odzyskać moje ukochane rękawiczki. Wejdę tam i wyjdę. Nie zamierzam tam przebywać dłużej niż minutę.
Na miejscu rozglądałem się za moją zgubą. Tyle, że nie było jej tam gdzie wcześniej.
-Może woźna je znalazła i wzięła ze sobą?- powiedziałem do siebie
Zaraz potem dostałem zawału.
Nagle przed moimi oczami pojawił się ON.
-Tego szukasz?- spytał spokojnym tonem. Trzymał moje rękawiczki i wywijał mi nimi przed oczami.
-Tak. A teraz oddaj mi to łaskawie. - powiedziałem ze stoickim spokojem.
-Oddam jak zgodzisz się na pewien układ- powiedział z tym swoim wiecznym uśmieszkiem

*Dazai*

Tak myślałem, że tu wróci przecież w końcu te kawałki materiału są dla niego ważniejsze niż jego życie. Właśnie miałem okazję zrobić kolejny krok.
-Nie będę wchodził z tobą w żadne układy.-prawie to wykrzyczał.
-To nie dostaniesz zguby. Przykro mi.
-To jest moja własność nie możesz sobie tego od tak zabierać-mówił już spokojniejszym głosem.
-A właśnie że mogę nic mi nie zrobisz. Słuchaj oddam ci je pod jednym warunkiem.
-Mów.
-Wieesz jestem trochę samotny. Siedzę tu sam i na każdej przerwie dokuczam dzieciakom. Znudziło mi się to. A skoro ty jesteś jedyną osobą która mnie widzi mógłbyś zostać moim przyjacielem.
- ... Nigdy nie miałem przyjaciół. Niech ci będzie.- tego to się po nim nie spodziewałem.
-Byłem pewny,że się nie zgodzisz.
-Hee? Skąd mogłeś to wiedzieć?
-Tak przypuszczałem.- A co miałem mu powiedzieć? Znam cię lepiej niż ty sam? Jeszcze by ode mnie uciekł.
Oddałem mu to co do niego należało.
-Po lekcjach przyjdź tutaj okej?- spytałem.

*Chuuya*

Zastanawiałem się po co miałbym tu przychodzić, ale spieszyło mi się na lekcję więc przytaknąłem tylko i wyszedłem z toalety. Mam nadzieję,że wieżowiec nie będzie mnie tak bardzo denerwować.
Nie przepadałem za tłocznymi grupami. Ani za towarzystwem innych ludzi. Było coś takiego co sprawiało, że nie chciałem mieć z nimi styczności. Zawsze byłem uczony, żeby nie ufać nikomu w 100%.

Lekcje jak zwykle były nudne. Nic szczególnego się nie działo. Wybiła 15.00.
Miałem już iść do domu, ale przypomniało mi się o Osamu.
Stał przy mojej szafce i najwidoczniej czekał na mnie. Podszedłem do niego, a on złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
-Czekaj co ty robisz?-spytałem. Zorientowałem się, że przecież tylko ja go widzę więc pewnie dziwnie to wyglądało.
W końcu się zatrzymaliśmy w jakimś parku.
-No więc po co mnie tu przyciągnąłeś?
-Chciałem sobie trochę pogadać z moim nowym przyjacielem- odpowiedział.
-Przestań się tak cieszyć. Ogólnie, powiedz czemu nikt inny cię nie widzi?
-Hmm.. Sam nie wiem.
Westchnąłem cicho i siadłem na ławce.

*Dazai*

Zapanowała niezręczna cisza. Nie wiedziałem już co powiedzieć. Wpadłem na pewien pomysł.
-Może pójdziemy do ciebie?
-Do mnie? A nie masz własnego domu?- prychnął
-No właśnie nie za bardzo. Uwierz nie fajnie się mieszka w toalecie.

*Chuuya*

Teraz chyba zrobiło mi się go szkoda. Znaczy nie. Nie do końca.
-Dobra chodź- wskazałem ręką na mój dom- to tutaj za rogiem
Widocznie się ucieszył. Widać było w jego oczach świecące iskierki.
Jak byliśmy już na miejscu Dazai zaczął rozglądać się po całym domu.
-Całkiem niezły masz ten dom Chuu- powiedział, a mnie krew zalała.
-Jeszcze raz tak powiesz to wywalę cię stąd- zagroziłem
-Jasne, jasne - zaśmiał się pod nosem - Masz coś do jedzenia?
-Od kiedy duchy jedzą ludzkie żarcie?- spojrzałem na niego.
-Nie dla mnie tylko dla ciebie musisz przecież coś zjeść.
-A co ty moja matka?
-Jak coś to ojciec. - przewróciłem oczami a ten podszedł do lodówki i zaczął coś gotować.
Przyglądałem mu się uważnie i znowu dziwnie zakręciło mi się w głowie. Zasnąłem oparty na blacie.
Obudził mnie zapach. Słodki zapach. Otworzyłem oczy i zobaczyłem te brązowe kłaki. Spojrzałem na stół. Leżały tam świeżo zrobione naleśniki. Od razu wziąłem się za jedzenie.
-Musiałeś być naprawdę głodny. Smakuje?
-Nie jest najgorsze- tak naprawdę to było pyszne,ale mu tego nie powiem.
Dopiero teraz zwróciłem uwagę na jego bandaże.
-Co ci się stało?- spojrzałem pytająco na jego ręce.
Zauważyłem, że tak jakby posmutniał? Zwiesił głowę i po chwili odpowiedział już z uśmiechem.
-To nic wielkiego. Po co wracać do przeszłości.
Faktycznie miał rację. Ale i tak się kiedyś o tym dowiem.

*Dazai*

Chciałbym mu wszystko powiedzieć, ale nie mogę. To najbardziej boli. Muszę to jakoś znieść. Mam coraz mniej czasu.



Pamiętaj mnie Where stories live. Discover now