5. Gdzie i o której?

17 4 0
                                    

 Cały dzień tylko i wyłącznie z rodziną. W sumie to cały weekend.

Obudzona głośnym pukaniem w drzwi zerwałam się szybko z łóżka i wpuściłam do pokoju swoją babcię, która jako pierwsza chciała znać całą relację z wczorajszej nocy. Opowiedziałam jej ją w dość okrojonej wersji, bo niezbyt uśmiechało mi się mówić o wczorajszym incydencie z Kevinem czy chociażby z brunetem. Myślałam nad tym dość długo wczoraj. Doszłam do wniosku, że im bardziej będę się przejmować tym będzie gorzej.

—A to? —  Kobieta wskazała na moją szyję, a ja dopiero teraz się zorientowałam, że jest na niej malinka, którą zrobił mi wczoraj Chris. Szybko zasłoniłam ją ręką a babcia uśmiechał się się — Oj dziecko. Żebyś ty wiedziała ile ja razy musiałam się tłumaczyć przed rodzicami, co mam na szyi — rozmarzyła się, na co uśmiechałam się pod nosem. Tak babcia był lajtową córką, lajtowym rodzicem i lajtową babcią. Trzymała swoje żelazne zasady i za wszelką cenę, każdy ich przestrzegał, ale jej podejście do takich spraw było wprost śmieszne. Nie była typowa babcią jak babcia Ethan czy Vanessy. Chociaż mogłabym stwierdzić, że wolałabym babcie Ethana jak blondynki. Jej babci bardzo krytykuje ją za jej niezdrowy i niemoralny styl życia. Na same ubrania przykuwa dużą uwagę, a co dopiero na styl życia. Dziękuję, że mam taką babcie, a nie inną. —Zbieraj się, bo za chwilę śniadanie. — Mrugnęła do mnie i wyszła z pokoju, zostawiając samą. Nie wiele więcej, myśląc ruszyłam do łazienki, zmywając z siebie całą noc. Wcisnęłam na siebie biały t-shirt z czarnym napisem na lewym boku life is funny  i swoje ciemne lekko poprzecinane jeansy. Zbiegłam na dół gdzie rodzice nakrywali, już do stołu. Kochałam to święto, bo wiedziałam, że w domu jesteśmy tylko my. 

— Cześć kochanie. Pomożesz mi w kuchni? — Moja rodzicielka w pudrowi różowej sukience zwróciła się w moją stronę, na co pokiwałam głową. Zabrałam z blatu tacę ze szklankami i rozstawiłam po stole. Wróciłam do pomieszczenia gdzie zastałam swoją mamę, krojącą ostatnie dwie rzodkiewki do sałatki, która wyglądała kusząco.

— Wujek Louis przyjeżdża ze Miley, Emily i ciocią Clarą. — Oznajmiła, z uśmiechem w moją stronę — Ale niestety przyjeżdża też ciotka Lorens ze swoim mężem i małym Olivierem. — Posłał mi słaby uśmiech, a ja wywróciłam oczami. Rodzina wujka Louisa, brata mojego taty jest wspaniała. Zarówno wujek, jak i ciocia zawsze ze mną rozmawiają, śmieją się, pomagają, a ich córki to nie przemądrzałe panienki, a miłe dziewczyny, z którymi czas ubóstwiam spędzać. Miley jest młodsza ode mnie o rok, a dogaduje się z nią świetnie, natomiast Emilii to taki dziewięcioletni promyczek, do którego nie da rady się nie uśmiechać. Traktuje je, jak moje młodsze siostry i żałuję, że mieszkają w stanie obok nas. Chciałabym częściej się z nimi widywać. Natomiast rodzina Lorens to istne diabły wcielone. Ona i wujek kochają krytykować mnie i moją mamę. A bo na szklance jest smuga, a to trawnik jest źle skoszony, a to pieczeń niedopieczona. Dosłownie o wszystko. Jedynie Olivier jest jeszcze w miarę normalny, bo ma zaledwie pięć lat, ale u niego nie ma słowa nie on musi mieć wszystko. Kiedy muszę go niańczyć, a któreś z nich usłyszy, że chodź raz załkał — to jest momentalnie zrypa na całego. Bo jaka to będzie ze mnie matka, nie umiem opiekować się dziećmi, jestem rozpieszczonym bachorem. Na samą myśl, że będę musiała ich znosić do soboty robi mi się niedobrze.

Zaniosłam miskę na stół i usiadłam na jednym z wolnych krzeseł. Po śniadaniu pomogłam mamie i babci posprzątać, a tata poszedł poszukać jakiegoś dobrego wina na dzisiejszy wieczór. Nim się zorientowałam przyjechała Penelope Lorens, która na wstępie był sztucznie miła. Udałam podobnie jak ona i przywitałam się z Olivierem, który rzucił się na mnie jak nigdy. Zrobiło mi się miło, jak chłopiec wyszeptał, że tęsknił za mną. Zabrałam ich bagaże do pokoju gościnnego i wróciłam na dół.

For protection give me something in returnWhere stories live. Discover now