[4]

148 9 13
                                    

­ ­ ­ ­Obudziłam się znienacka. Okropne promienie słońca prawie mnie zabiły, gdy się przekręciłam na drugą stronę łóżka. Te okna sprawiły straszliwy ból. Podniosłam się do siadu, wiedząc, że powinnam już wstawać. Zapewne będą coś jeszcze ode mnie chcieli...

­ ­ ­ ­Ktoś oczywiście zapukał do moich drzwi. Okazał się nim Jay. Wszedł, jakby nigdy nic. Stanął w progu, całkiem zadowolony. Mimo że uwielbiałam wstawać rano, tego dnia czułam się bardzo źle. Nie miałam jetlaga, a... międzywymiarolaga? Jak można nazwać zmęczenie po trafieniu do innego wymiaru?! Lepiej się śmiać czy płakać?

"Hej Haven! Jak się spało?" Zagaił, uśmiechając się życzliwie w moją stronę. Tak życzliwie, jak bez pukania wpadł do mojego pokoju. Prawie jak Cedric, gdy czegoś ode mnie z rana chciał. Zazwyczaj długopisu, bo je gubił. A ja zawsze, chcąc nie chcąc, byłam dla niego zupełnie darmową organizacją charytatywną.

"Całkiem całkiem. Coś się stało, że przyszedłeś?" Może zabrzmiało to sztucznie, ale w takim razie dobrze. Zdenerwował mnie. Nie mogli mi dać na moment świętego spokoju? Halo, jestem na innym świecie!

"Za chwilę jest śniadanie. I Sensei mi wspomniał chwilę temu, że dzisiaj będziesz ze mną trenować. Masz z każdym poćwiczyć i to ma ci pomóc. Pokażę ci moje Spinjitsu!"

­ ­ ­ ­Rozmawialiśmy jeszcze chwilę i poszliśmy na śniadanie. Oczywiście, byliśmy jednymi z ostatnich. Ja nigdy. Wklej losowy obrazek.

­ ­ ­ ­Śniadanie sprawnie poszło. Jak na inny świat, typowe jedzenie. Chleb, dodatki do niego, jajka, sałatka, takie tam. No i moje ulubione, owoce. Chociaż nie wypowiedziałam ani jednego słowa, to i tak nie byłam w centrum uwagi. Całe szczęście. Wszyscy żwawo rozmawiali, ale... Lloyd wyglądał na przygnębionego. Ciekawe, dlaczego?

­ ­ ­ ­Postanowiłam, że przemyślenia zostawię dla siebie.

­ ­ ­ ­Przy okazji zadeklarowałam się do pozmywania naczyń, gdyż nie mieli zmywarki. Nie chciałam nawet pytać, może w ich świecie to nie istnieje? A nic mi się nie mogło stać.

"Właśnie wyręczasz Lloyda." Powiedziała pogodnie Nya, po czym przyniosła mi stertę naczyń. Skoro miałam stać się Mistrzynią żywiołu, musiałam ciężko nad tym pracować. Nawet zmywając naczynia! Marzenie ściętej głowy...

"Nie szkodzi. Chyba ma zły dzień." Wzruszyłam ramionami, na co czarnowłosa podeszła do mnie bliżej. Położyła mi dłoń na ramieniu.

"Niestety. Nie wiesz pewnie, bo nikt o tym głośno nie mówił, ale Lloyd stracił ojca podczas ataku Morro." Wyjaśniła mi z grubsza o co właściwie chodziło, a po tych słowach również zrobiło mi się przykro. Już wiedziałam. Wydawał się być miły i starał się uśmiechać, ale tak naprawdę ciągle był przygnębiony. Toż to straszne... Musiał strasznie cierpieć.

"Aż nie wiem co powiedzieć..." Właściwie to byłam w stanie, ale wolałam już nie dorzucać oliwy do ognia.

"Nie musisz. Ale wydaje mi się, że Zielonka zaczyna to przerastać. Ostatnio zrobił się bardzo nieprzyjemny i stara się nas odrzucić. Oczywiście, pomagamy mu, ale on chyba ma już tego wszystkiego dość."

"Bez odpowiedniej pomocy będzie tylko gorzej... ej, ja to zrobię, spokojnie, zadeklarowałam się do pozmywania." Obie zachichotałyśmy, po czym niebieskooka poklepała mnie po ramieniu i życzyła mi powodzenia.

­ ­ ­ ­Podczas działania, czułam, jak moja skóra niemiłosiernie piecze. Fakt, miałam wrażliwą skórę na detergenty. Opłukałam wszystko i wytarłam ręce. Ale nie widziałam opuchlizny. Kryształ objął miejsce bólu i... przestało. Tak po prostu.

(Remont) Pejzaż [Ninjago]Where stories live. Discover now