22 - biały dom

258 27 6
                                    

Reszta lotu była spokojna. W przeciągu iluś tam godzin dolecieliśmy do Ameryki. Od razu pojechaliśmy do mordeczki Matiego, czyli Trumpa.

- Siema, byku - Donald przybił sobie żółwika z Morawieckim. - To twoja żona, tak? - przypatrzył mi się. - Ładna, ale strasznie młoda.

- Wiek to tylko liczba - odparliśmy jednocześnie. Co za synchronizacja!

- Nie, no. Cieszę się waszym szczęściem. Jak widać, niebawem będziecie mieli kupę roboty - spojrzał na mój brzuch. - Chłopiec czy dziewczynka?

- Jeszcze nie wiadomo. Chyba nie chcemy wiedzieć. Pokochamy je zdrowe, chore i tym podobne. Może być dziewczynka, ale chłopiec również będzie mile widziany - odrzekł mój mąż.

- Wejdźcie do środka - zaprosił nas i naszą ekipę do środeczka. 

Wkroczyliśmy do jakiegoś salonu, gdzie czekała Melania Trump.

- Witajcie w naszych skromnych progach - no bardzo kurwa skromnych...

- Siema - Marysia nie umiała być kulturalna. No i chuj z tym, przynajmniej wyglądała dużo lepiej niż Melka, a wygląd jest najważniejszy w dzisiejszych czasach.

- Okej, mamy to - Donald zaklaskał. Do pomieszczenia wbiegło dwudziestu uzbrojonych policjantów. - Słuchaj, Mati. Oddajesz żonę, a ja wypuszczam ciebie i twoich ludzi. Liczę do trzech. Raz...

- Mateusz! - spojrzałam na niego przerażona.

- Dwa...

- Run, bitch, run - wyszeptał mój daddy.

- Trzy!

50 TWARZY PREMIERAWhere stories live. Discover now