X.Koniec gry

77 11 0
                                    

Zaczynało zmierzchać. Maciej, Karyna i idący przodem Brajan Pies kucnęli za podniszczonym murkiem przy koniu wolności. Choć rozpaczliwe starcia opoczyńskiej policji ze znacznie liczniejszymi oddziałami podlaskich cyborgów zaczynały wyglądać coraz gorzej dla mieszkańców miasta, Opoczno stawiało dzielny opór. W drodze z Kauflanda udało im się nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi, znów krążąc po mniej uczęszczanych alejach. Trafili jedynie na kilku opoczyńskich ochotników toczących po drodze najprawdziwszą armatę przeciwpancerną.
- No, to chyba już czas, moi drodzy - powiedział Pies.
- Nie ty tu decydujesz - odrzekł Maciej. Wyciągnął z kieszeni wymiętą kartkę wyrwaną z notesu i wyszedł zza starego samochodu przez który obserwowali sytuację. Wyglądało na to, że centrum zostało stracone, a przy podeście konia wolności stała dwójka cyborgów zajęta żywą rozmową. Jeden z nich właśnie zaczął krzyczeć coś o tym, jak bardzo denerwuje go to, że nie można dzielić przez zero.
Fizyk jeszcze raz pobieżnie przeanalizował wzór i wypowiedział go po cichu, myśląc, w jaki sposób chce wpłynąć na umysły ich wszystkich. W ułamku sekundy cyborgi, jakby czymś zaalarmowane, albo stanęły w miejscu, albo zaczęły biec w stronę wyjazdu z miasta na widok tego, co się dzieje z innymi. Najwyraźniej wzór nie zadziałał na wszystkich odpowiednio z powodu ich zbyt silnie działających na mózg modyfikacji. Możliwe, że nie wszystkim z nich zostały jakieś mózgi. Ale efekt jest wystarczający, pomyślał Maciej. To samo stało się z kilkoma innymi stojącymi najbliżej, po przeciwnej stronie ulicy. Kilkoro Opocznian, którzy, tak jak oni, musieli obserwować okolicę z dystansu nie czekało długo i wyskoczywszy z domu kultury, bez problemu likwidowało sparaliżowanych napastników.
- Idiotycznie to wygląda - powiedział sam do siebie, obserwując porażkę natarcia cyborgów z Podlasia. - Ale ważne, że działa.
- Ej, już po wszystkim! - krzyknął w stronę samochodu. Brak odpowiedzi. Zawrócił w jego stronę, ale gdy sprawdził miejsce, w którym ukrywał się wcześniej z Karyną i Psem, nikogo tam już nie było.

Tiger nagrywał kolejne pozdrowienia dla swoich najwierniejszych widzów, gdy na jednym z monitorów wyświetlił się komunikat o przychodzącym połączeniu. To znów był Maciej, dzwoniący ze swojej nowej przyłbicy. Znając go, musiało być to zatem coś ważnego. Zaklął, ale przerwał nagrywanie i odebrał.
- Co znowu? - zapytał.
- Przejrzyj jeszcze raz monitoring i sprawdź, czy gdzieś nie widać Psa i Karyny, tej rudej - odezwał się poddenerwowany Maciej.
- Dobra...
Bonzo zaczął klikać w klawiaturę z niesamowitą prędkością. Po wybuchach słyszalnych nawet w jego hakerskiej melinie domyślał się, że sprawa raczej nie może długo czekać. Na środkowym monitorze kolejno się wyświetliły okienka z obrazami ze wszystkich kamer w mieście. Większość przedstawiała jeden wielki chaos, ale szybko dostrzegł to, czego potrzebował fizyk. Reszta go nie interesowała, miał swoje sprawy.
- Znów mijają Kauflanda.
- To na pewno nagranie na żywo?
- Taa - odpowiedział krótko Bonzo.
- Dobra, wiszę ci piwo - rzekł Maciej i się rozłączył.

Fizyk się rozejrzał. Oprócz kilku opoczyńskich policjantów przemierzających pobojowisko w poszukiwaniu zarówno ocalałych okolicznych, jak i napastników wymagających dobicia, przy koniu wolności i domu kultury nie było nikogo, oprócz samotnego osła wędrującego obok. Pewnie należał do któregoś z mieszkańców miasta, ale chwilowo wydawało się, że nie ma nic specjalnego do roboty. Miał na sobie siodło, więc bez dłuższego namysłu na niego wsiadł.
- Zawsze pod górę, prawda, Płotka? - mruknął, i nie czekając na odpowiedź, ruszył.

Gdy Maciej dotarł do Kauflanda, Karyny i Psa już tam nie było, ale przeraźliwy, bliżej niezidentyfikowany hałas dochodzący z niedaleka kazał mu jechać dalej. Wydedukował, że dźwięki musiały dochodzić ze starego dworca, znajdującego się niedaleko sklepu. Nie był zbyt duży, raczej po prostu odpowiadał potrzebom małego miasteczka, ale wciąż funkcjonował i był utrzymywany we względnym porządku. Pociągi dalej były jednym z najważniejszych środków transportu na pustkowiu. Nie widać tu było większych zniszczeń poza wszechobecnym pyłem.
Fizyk zszedł z osła i wbiegł na peron przed żółtawym głównym budynkiem. Jego oczom od razu ukazało się źródło hałasu. Była to wyraźnie szykująca się do odjazdu stara lokomotywa z dwoma wagonami. Przez jej okno zauważył było wyraźnie czymś uradowanego Brajana Psa. Karyna celowała w niego z pistoletu, stojąc przy torach. Mocno zmodyfikowana, lokomotywa z pewnością pamiętała jednak jeszcze lata 80'. Była cała czarna, z wyjątkiem białego napisu "poCIĄG" w czcionce Comic Sans na jej boku. Wagony były również czarne, ale miały na sobie prześwitujący wzór, który, jak dostrzegł fizyk, stanowił dużą część wyrazów ciągu Fibonacciego.
- OPOCZNO TO PRZESZŁOŚĆ! PODLASIE POD RZĄDAMI MATEMATYKÓW WAS ZGŁADZI, MIERNOTY! - tylko to z szyderczych krzyków Brajana Psa dosłyszał Maciej spokojnie schodzący z osła. Pociąg ruszył. Karyna przebiegła tylko kilka metrów wzdłuż niego i oddała dwa strzały z pistoletu. Oba odbiły się od pancernej burty. Machina rozpędziła się i odjechała na dobre z przeraźliwym łoskotem.
- Idiota - powiedziała Karyna i po chwili się roześmiała. Pęd powietrza rozwiewał jej włosy.
- O co tu właściwie chodzi? - zapytał zrezygnowany fizyk. Podszedł do niej i popatrzył w ślad za odjeżdżającym poCIĄGIEM.
- Kiedy obliczaliście wzór, Pies ukradł ci pudełko z tymi podlaskimi hasłami do głowic atomowych i nawet tego nie zauważyłeś. No ale... - odetchnęła ze zmęczenia. -...no ale wiesz, on jednak nie jest zbyt uważny i... kiedy szliśmy do konia wolności, udało mi się niezauważenie wyjąć mu te kody z pudełka i podłożyć mu je puste. Przy koniu oczywiście próbował się wymknąć, ale żeby dograć tą sytuację do końca i dowiedzieć się, jak planuje stąd uciec, pobiegłam za nim. No i to tyle, on pewnie się o tym dowie dopiero na miejscu, a to... - sięgnęła do bluzy wyjmując kilka zmiętych dokumentów - ...nie trafi w złe ręce.
- Dobrze postąpiłaś.
- Prawie nie wierzę, że okazał się być aż taką miernotą i tak łatwo się go pozbyliśmy. Ale tak czy inaczej myślę, że powinieneś zniszczyć te hasła.
- Mam przeczucie, że mogą się jeszcze przydać - mruknął.
Karyna spojrzała na niego przenikliwie.
- Jdziemy do Bonusa? - spytał.
- Jedziemy do Bonusa. Musi się dowiedzieć, że uratowałeś miasto, może nawet znajdzie się jakiś order z kapsli... - odpowiedziała z rozbawieniem.
- Lepiej, żeby znalazły się dwa. Nie tylko ja uratowałem dziś to miasto - powiedział fizyk, patrząc na nią z zainteresowaniem.

Opoczno zdawało się powoli podnosić po chaosie spowodowanym podlaską inwazją Krzysztofa Kononowicza. Niemal wszystko i wszyscy sprawiali wrażenie, jakby nic specjalnego się nie wydarzyło. Poza kilkoma starymi budynkami, które prędzej czy później i tak by runęły, według ogólnych szacunków lokalnych rachmistrzów materialne straty były raczej marginalne. Pewne jednak było, że dwudziestu poległych w obronie zostanie w lokalnej pamięci już na zawsze.
Bonus BGC przywitał ich w sali tronowej w podziemiach domu kultury.
- Noo, nie spodziewałem się, że tak się to skończy, mordeczko - zaczął, wyraźnie uradowany. - Wszystkie problemy mamy już z głowy, Brajana Psa nie ma, a Podlasie zostało odparte. Co stracone, to odbudujemy, a miasto będzie silniejsze niż kiedykolwiek. Co teraz zamierzasz? Jeśli coś się będzie działo, już zawsze będziesz tu mile widziany. Oboje jesteście bohaterami.
- Jeszcze trochę się tu może pokręcę, a potem zobaczymy. Muszę ruszać na szlak. Siedzenie w jednym miejscu nie jest dla mnie, dobrze to wiesz.
Karyna, tak jak za pierwszym razem, obserwowała to spotkanie oparta o ścianę obok.
- Nie szukasz może towarzystwa na drogę? - zapytała. - Mogę opuścić służbę na tydzień lub dwa, a nigdy nie widziałam, jak jest na szlaku poza gminą...
Fizyk przeniósł na nią wzrok.
- Możliwe - odpowiedział. - Dawno nie podróżowałem w kompanii.
Chwilową ciszę, jaka zapadła, przerwał dzwonek przychodzącej wiadomości z telefonu Bonusa.
- Oho. Makłowicz zgodził się gościnnie zarapować na mojej nowej płycie - przeczytał raper.

Potem działy się rzeczy, które się nawet fizjologom nie śniły, ale jedno jest pewne - nie była to ostatnia przygoda Macieja z Podlasia.

Kilka słów wyjaśnienia, jeśli ktokolwiek to będzie czytał: całe to pojebane opowiadanie jest inspirowane wspomnieniami z mat-fizowego liceum, a mianowicie dwoma latami rozszerzonej fizyki z moim nietypowym nauczycielem i generalnie życiem od małego w tym dziwnym mieście. Jeśli nie jesteś stąd, mogłxś nie zrozumieć wszystkich nawiązań(trochę ich jest), ale starałem się, żeby całość była w miarę uniwersalna i trafiła do każdego... Zapraszam również do kolejnych części, które oczywiście poszerzą to uniwersum o nowe rozdziały!

Ostatni FizykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz