Rozdział V: Odpoczynek i wrażenia po przyjęciu

329 34 145
                                    

Następny dzień przyniósł ze sobą kolejne podmuchy zimnego powietrza znad wysokich szczytów Alp. Powłoczka lodowatego szronu pojawiła się zarówno na terenie majątku Langleville'ów, jak i Roussillonów wraz z następną warstwą kolorowych liści, które wirując w powietrzu, delikatnie osiadały na zmarzniętej powierzchni żyznej gleby.

W niewielkim, białym kościółku, stojącym na rynku pobliskiego miasteczka, rozlegał się już dźwięk uroczystych dzwonów, obwieszczających mszę niedzielną.

Jednaże tego dnia żadna z arystokratycznych rodzin z okolicy całego Luberonu nie zamierzała się na nią udać. Wzywający na nabożeństwa hałas wprawdzie roznosił się w na tyle dużej odległości od rezydencji obu rodzin, aby nie być tam słyszalnym, lecz nie to było przeszkodą, gdyż w inne dni mieszkańcy obu dworków, jak przystało na godnych szacunku obywateli, uczęszczali na łacińskie uroczystości. Aczkolwiek wschodzący poranek uczynił rzadki wyjątek, ponieważ tym razem pozostawał dla wszystkich arystokratów czasem do odespania balu pani Antoinette ⎯ ostatni goście powrócili bowiem do swych domów daleko po godzinie trzeciej tego dnia, a każdy z nich czuł się niemożebnie wyczerpany.

Panna Inés de Roussillon nie stanowiła wyjątku.

⎯⎯ Jak ci się podobało na przyjęciu, siostrzyczko? ⎯⎯ Edmond z rozbawieniem przywitał niewiastę przy stole.

Młodzieniec miał wrażenie, iż jego osłabienie powoli ustępuje, o czym też poinformował Inés, która od razu po powitaniu wypytała go o zdrowie. Edmond zdecydowanie czuł się już bardziej rześko ⎯ czego akurat nie można było powiedzieć o samej Inés.

Tego ranka młoda hrabianka de Roussillon rzeczywiście nie prezentowała się najlepiej.

Pomijając już cienie pod jej szarymi oczami, w postawie dziewczyny zaczęło się przejawiać skrajne wyczerpanie, tłumiące zwykłą energiczność jej roztrzepanej głowy.

⎯⎯ Cóż, bal wypadł chyba dość dobrze. Obyło się nawet bez żadnego skandalu. ⎯⎯ Panna de Roussillon z ulgą nalała do filiżanki aromatycznej herbaty zaparzonej w ozdobnym imbryku z malowanej różem porcelany, z trudem stłumiwszy ziewnięcie.

Minęło zaledwie niecałe pięć godzin, odkąd dziewczyna położyła się spać. Właśnie zbliżała się ósma, gdy zbudził ją dochodzący zza okien głośny śpiew ptaków i prześwitujące zza atłasowych kotar delikatne światło jesiennego poranka, spowitego oparami mlecznej mgły.

Dlatego też Inés stwierdziła, iż i tak nie zmruży już oczu, więc od razu może powitać nowy dzień.

⎯⎯ Twoja przyjaciółka Coleen chyba nie będzie zadowolona z braku okazji do plotek, jaką dają jej wszelkiego rodzaju skandale wywołane przez otoczenie ⎯⎯ zauważył Edmond z lekkim uniesieniem kącików ust, a Inés niemal parsknęła w swoją filiżankę.

⎯⎯ Edmondzie! ⎯⎯ zganiła go ze śmiechem, lecz zaraz potem pokręciła głową ze zrezygnowaniem, a kasztanowe kosmyki nieco wymknęły jej się z grubego warkocza. ⎯⎯ Cóż, nie mogę nie przyznać ci racji, albowiem to, że Coleen zawsze znajdzie jakiś temat do wyolbrzymienia lub wypowiedzenia się o nim w dosadny sposób, stanowi dla niej jedną z ulubionych zabaw ⎯⎯ odpowiedziała Inés z lekkim uśmiechem. ⎯ Nie, żebym tego w niej nie lubiła. Bez niej codzienność nie byłaby taka sama ⎯⎯ dodała, kręcąc głową.

Wiedziała, że wykluczywszy obecność jasnowłosej panny de Langleville ze spotkań pobliskiej socjety, wszystko stałoby się jeszcze bardziej powtarzalne, choć przecież owa panna nie należała ani do miłych, ani zbyt taktownych osób.

Edmond uniósł brwi i uśmiechnął się z niedowierzaniem, aczkolwiek zmienił kierunek rozmowy.

⎯⎯ Cieszy mnie to, że masz w niej tak dobrą przyjaciółkę, nawet jeśli sam za nią nie przepadam, siostrzyczko. Pozwól, że zapytam cię jednak o co innego: czy więc powinienem żałować, iż nie było mnie na balu? ⎯⎯ zapytał, mrużąc oczy.

Francuskie Nici [zawieszone]Where stories live. Discover now